Pokazywanie postów oznaczonych etykietą plany. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą plany. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 23 stycznia 2020

W zeszłym roku miałam więcej czasu.


Wpisałam właśnie ten tytuł, trochę przewrotny, trochę zgodny z rzeczywistością, i zastanawiam się: czy okaże się dla Was zachęcający? Czy raczej będzie strzałem w kolano? Przyznam, że może trochę niewystarczająco staram się Wam przypodobać. Ale chyba taką mnie lubicie ;)

Prawie kończy się styczeń, czy warto jeszcze oglądać się wstecz, na ten miniony 2019? Z jednej strony - na pewno nie warto. Jak mówi stara żydowska maksyma, użyta przez Olgę Tokarczuk w jednej z jej powieści: "Bóg stworzył człowieka z oczami z przodu, a nie z tyłu głowy, co znaczy, że człowiek ma się zajmować tym co będzie, a nie tym co było". Z drugiej strony, to był bardzo piękny rok, który z pewnością wiele mnie nauczył. Z chęcią wrócę do pięknych wspomnień :)

Kto planuje, ten realizuje :)


Patrzę na bogatą listę moich zeszłorocznych postanowień - i znowu mam ochotę przybić sobie piątkę. Komplet, no może prawie komplet, o czym za chwilę powiem więcej. Wnioski z minionych dwóch lat są takie, że ja po prostu muszę postanawiać, jak najwięcej, jak najbardziej konkretnie, bo wtedy to się uda.

Pisałam, i to dużo, o czym mogliście przeczytać tutaj. Pisanie książki praktycznie zdominowało cały rok. Pozowałam do zdjęć, choć na pewno znacznie rzadziej niż we wcześniejszych latach. Za to 2020 zaczął się pod tym względem rewelacyjnie, przepiękną sesją :) 
Fot. Andrzej Dymek

Fot. Marta Szopińska "Serce w obiektywie"
Fot. Marcin Bieniek

Celebrowanie każdego dnia w dużym stopniu się udało. Widzę tutaj mój błąd w sformułowaniu tego postanowienia. Nie da się celebrować każdego dnia, tak każdego każdego. Czasem masz tyle zajęć, że po prostu braknie Ci siły na celebrowanie. A czasem zwykła codzienna rutyna i czas spędzony z rodziną to coś, co Cię w pełni satysfakcjonuje i naprawdę nie trzeba Ci więcej. A czasem też nie masz kasy, oto brutalna rzeczywistość :D

Jednak staranie się o to, by wycisnąć z każdego dnia to, co w nim najlepsze, pokazało mi bardzo ważną rzecz. Mianowicie: co najbardziej lubię robić? Co jest dla mnie najlepsze? I uwaga, drodzy Państwo, będzie coming out: uwielbiam gotować! I piec, i smażyć, generalnie uwielbiam robić jedzenie. A właściwie to najbardziej lubię jeść :D Zobaczcie, jakie cuda gościły na moim stole w 2019 roku:

Tu znajdziesz przepis :)
Tu znajdziesz przepis :)
Tu znajdziesz przepis :)


Święta u moich rodziców - spędzone! Przeżyte w cudownej atmosferze, za jaką tęskniłam od lat. 



Czy dogadałam się z Robertem? Zasadniczo tak, bo nie ma porównania, jak bardzo w ciągu tego roku poszerzyło się jego słownictwo. O wiele łatwiej teraz z nim porozmawiać, ustalić coś. Nadal są kwestie, nad którymi musimy pracować. Ale wiem, że damy radę - dzięki miłości, cierpliwości i słuchaniu jego potrzeb. Zero, słuchajcie, zero przemocy! Były takie chwile, kiedy miałam odruch, by podnieść rękę. Musiałam się powstrzymywać. Bo mam to wdrukowane, bo jestem w jakimś stopniu nauczona, że tak się reaguje, gdy dziecko doprowadza rodzica do szału. BZDURA. NIE MA SYTUACJI, KTÓRA MOGŁABY USPRAWIEDLIWIĆ UŻYCIE PRZEMOCY WOBEC DZIECKA, I BĘDĘ O TYM PISAĆ, MÓWIĆ, KRZYCZEĆ, BO OSTATNIE DNI POKAZUJĄ, ŻE NADAL JEST TO KONIECZNE.

Ulżyło mi.

Co dalej z listą moich postanowień? Remont łazienki - zrobiony!



Organizowałam imprezy, po jednej z nich miałam w głowie "nigdy więcej", następna jednak pokazała mi, że da się to zrobić w sposób bezbolesny dla nikogo włącznie z gospodynią i jej dziećmi :) Musicie wiedzieć, że przy dwójce małych dzieci organizacja imprezy jest karkołomnym zadaniem, zwłaszcza wtedy, gdy nikt z gości nie rwie się do pomocy (co oczywiście jest zrozumiałe, nie po to przyszli, by dzieci zabawiać). O ile dość łatwo było dostroić rytm wieczoru do jednego dziecka, to jednak, gdy jest ich dwoje i każde z nich ma swoje potrzeby, staje się to prawie niemożliwe. Jednak urodziny chłopców przebiegły we wspaniałej atmosferze, no i muszę też wspomnieć o cudownym Sylwestrze! Wiecie, jakich mieliśmy gości? Odwiedziła nas Mama Pod Prąd z rodziną!

(Zrobiliśmy sobie pamiątkową fotkę, ale darujcie, nie wrzucę jej :) Ustawiliśmy się na tle chyba najgorszej ściany w całym domu...)

Odzyskałam formę po ciąży. To jeden z największych sukcesów minionego roku. Czuję się zdrowa i pełna sił :)

Zdjęcia do wywołania - wybraliśmy i wywołaliśmy! Na naszej ścianie pojawiła się piękna kolekcja :)


Co działo się na blogu?


Znowu Was przybyło :) Nowy Rok przywitał mnie okrągłą liczbą 600. Pamiętam czasy, kiedy taka ilością polubień wydawała mi się daleko poza moim zasięgiem. Dziękuję, to naprawdę wspaniałe, że tu jesteście.

Najczęściej czytany tekst? Ten o szkodliwym przekazie w piosenkach dla dzieci. Zaskoczyliście mnie tym wyborem, bo poruszałam też bardziej nośne tematy. Ale cieszę się, że to dla Was takie ważne, jakie treści są przekazywane dzieciom. Mam wrażenie, że jedna rzecz zmienia się w naszym świecie zdecydowanie na lepsze - zaczęliśmy się bardziej wsłuchiwać w potrzeby dzieci. Choć oczywiście, wiele jest jeszcze w tej kwestii do zrobienia.



Najczęściej komentowany tekst? Bez wątpienia tekst o akcji "Brzuszkowy Mikołaj" :) Ogromnie dziękuję Wam za pomoc w rozpropagowaniu akcji!



A najmniej czytany? ;) Sprawdziłam z ciekawości. Okazało się, że dwa przepisy kulinarne pod rząd to zdecydowanie nie było to, czego oczekujecie od tej strony. Ale słuchajcie, to ciasto było naprawdę pyszne! Naprawdę! Przepyszne! :)



Zdecydowałam się umieścić w tym podsumowaniu jeszcze jeden tekst. Nie wywołał intensywnych dyskusji ani znaczącej reakcji, znajdzie się tu jednak dlatego, że jest jednym z moich ulubionych. Naprawdę żałowałabym, gdybyście go przegapili. "Jeśli to czytasz po latach...".



W minionym roku wiele rzeczy robiłam po raz pierwszy. Zaprosiłam do współpracy wiele wspaniałych osób, w tym moją mamę, mojego najlepszego przyjaciela, a także m.in. przesympatyczną blogerkę Adriannę Złoch, która napisała dla mnie tekst gościnny.

Po raz pierwszy nadawałam dla Was na żywo! Lubię do Was mówić, w sumie chętnie umówię się z Wami na jeszcze jedno spotkanie :)



Wspominałam o tym wielokrotnie, ale podsumowanie roku nie byłoby pełne bez tej wzmianki - znalazłam się w rankingu SHARE WEEK 2019 jako blogerka przebijająca się z nisz, a także otrzymałam wyróżnienie w konkursie "BLOGS from HEART". Możecie sobie wyobrazić, jaka to dla mnie radość, skoro ciągle o tym piszę! ;) Nie ukrywam, że chciałabym, by to się powtórzyło. Jak każdy, nie lubię robić kroku w tył. Zależy mi na tym, by iść do przodu. Będzie mi miło, jeśli będziecie o mnie pamiętać również i w tym roku :)

Ciąg dalszy nastąpi ;)


Mam Wam dużo do powiedzenia, pomimo tego, że tak mało się ostatnio odzywałam. Chcę Wam napisać o najważniejszych rzeczach, których ostatnio się nauczyłam i o tym, czego ciągle się uczę. 

Chcę Wam powiedzieć, dlaczego moje najważniejsze tegoroczne postanowienie brzmi: W roku 2020 zdobędę mężczyznę moich marzeń ;) i w ogóle, chcę się z Wami podzielić moimi postanowieniami, bo jak widać - to działa :) 

W przygotowaniu mam też recenzję ciekawej książki dla dzieci, a także tekst o sprawach, o których niechętnie mówimy, choć dotyczą każdej kobiety

Na pewno będę też pisać dużo o moich dzieciach :) Od czasu do czasu wspomnę też coś o pisaniu książki - to dla mnie właściwie trzecie dziecko!

Mam Wam dużo do powiedzenia, ale to już nie dzisiaj. Bądźcie tu ze mną, to przeczytacie :)

czwartek, 24 października 2019

Siedem październikowych ogłoszeń i refleksji.




Nie wiem, jak przepraszać za to, że tak rzadko ostatnio pojawia się tutaj coś nowego. Nie mam nawet dobrego wytłumaczenia. Cieszę się, że nadal tu jesteście, ciągle Was przybywa, czytacie mnie i czekacie na kolejne teksty.

Dziś - może trochę nietypowa dla mnie forma. Zdałam sobie sprawę z tego, że mam do poruszenia kilka ważnych tematów. Dziś będzie więc dosyć zwięźle,  konkretnie, a zarazem wielowątkowo i treściwie!


1. Po pierwsze i najważniejsze - dziś są urodziny mojej mamy! Jak wiecie, mama jest cudowną, mądrą i wrażliwą osobą, która napisała tu kiedyś przepiękny list. Pomyślcie o niej dzisiaj bardzo, bardzo, bardzo ciepło. Mam nadzieję, że zajrzy tu dzisiaj i zobaczy, jak razem ze mną przekazujecie jej najserdeczniejsze życzenia zdrowia, radości, uśmiechu i samych wspaniałych dni, a także, żeby nigdy nie zabrakło jej pięknych marzeń.



2. Muszę się Wam pochwalić: dzięki Waszym głosom otrzymałam wyróżnienie w konkursie BLOGS from HEART. Razem ze mną w gronie nagrodzonych i wyróżnionych znalazła się sama parentingowa śmietanka: Madka Roku, Mama Pod Prąd i Mama na wypasie. Spotkaliście się już może tutaj z tymi nazwami? O tak, i to dwukrotnie :) Najpierw w moim zestawieniu #shareweek, a potem własnie wśród moich faworytów w konkursie BLOGS from HEART! Co tu dużo mówić, są po prostu najlepsze :) To zaszczyt znaleźć się w takim gronie.

Gratulacje dla zwycięskiego bloga, Niedroga Droga. Życzę dalszych sukcesów i pasji w blogowaniu.


3. Zajrzyjcie tu:
https://www.facebook.com/events/464917754232296/. Akcja "Brzuszkowy Mikołaj" ruszyła i mam nadzieję, że będzie miała w tym roku jeszcze większy zasięg. Choć za oknem słonecznie, jesiennie i złociście, to jednak do grudnia zostało już całkiem niewiele czasu. Ja już czuję mikołajkową atmosferę, a Wy? :)


Jeśli ktoś chciałby napisać coś o "Brzuszkowym Mikołaju" lub porozmawiać ze mną na jego temat, jestem do dyspozycji! 

4. Na blogu Mama Pod Prąd ukazał się wywiad ze mną. Rozmawiałyśmy z Elą o tym, że macierzyństwo to nie bajka i zdarzają się w nim również trudniejsze chwile, których nie znajdziecie na pastelowo-idealnych zdjęciach na Instagramie.

Ela jest jedną z dwóch osób, które zapytały mnie w ostatnim czasie o to, jak zmieniło mnie macierzyństwo. Wiecie, że w pierwszej chwili nie wiedziałam, co odpowiedzieć? Po części dlatego, że trochę już nie pamiętam siebie z czasów przed dziećmi - a za tym, co pamiętam, ciężko tęsknić. Pamiętam między innymi starania o dziecko, częste zmiany pracy i próby wybrnięcia z kłopotów finansowych. Trochę brakuje mi imprez i sesji zdjęciowych, zwłaszcza teraz, w październiku, kiedy wszędzie jest tak kolorowo i mogłyby powstać cudowne zdjęcia! Ale powiedzmy, że to nie jest aż taka wartość, żeby uważać jej brak za jakąś wielką stratę.


Z drugiej strony - teraz robię to, co lubię, mam czas na pisanie, realizuję się, mam plany na przyszłość i dążę do ich spełnienia. Czuję się bardziej na swoim miejscu niż w ciągu kilku ostatnich lat. Czy twierdzę, że moje życie po urodzeniu dzieci stało się łatwiejsze? No nie, to chyba jednak trochę przesada ;) Ale mogę powiedzieć, że stało się o wiele lepsze. Choć czasami brakuje mi cierpliwości, ogarnia mnie frustracja i mam wrażenie, że sobie nie radzę. Ale to tylko te gorsze chwile :)

5. Pytałam Was niedawno na fanpage'u o to, bez czego nie moglibyście żyć. Udzieliliście wielu pięknych odpowiedzi, od których aż biło radością i zadowoleniem z życia :) Ale przy okazji obudziła się we mnie refleksja, która tak naprawdę towarzyszy mi już prawie od miesiąca.

Jak ciężko jest zmienić swoje przyzwyczajenia! Każdy z nas ma swój rytm życia, swoją codzienność wypełnioną drobiazgami, które czasem wydają się mało istotne... Póki ich nie zabraknie.

Mam szczęście być człowiekiem bez nałogów. Przynajmniej bez tych najgorszych. Zdaję sobie sprawę z tego, że czasem ciężko mnie wylogować, ale póki Internet stanowi moje okno na świat, miejsce pracy i platformę do współpracy z innymi twórcami, naprawdę nie widzę możliwości, by to zmienić. Gdybym miała podjąć jakieś postanowienie, wyrzeczenie, że postaram się wytrzymać przez jakiś czas bez czegoś, co jest ważnym elementem mojego życia - byłyby to słodycze. Serio, wiem, że to brzmi banalnie, bo jak tu porównywać moją niewinną miłość do czekolady i domowych ciast - z prawdziwymi dramatami, z którymi borykają się ludzie? A jednak, gdy sobie wyobrażę, że miałabym z dnia na dzień całkowicie zrezygnować ze słodyczy, uwierzcie, że robi mi się na zmianę zimno i gorąco. Jak to? Całkowicie?

Zatem może... warto spróbować? Wierzę w moc dobrych postanowień. Wierzę, że niosą ze sobą ogromną pozytywną energię, która potrafi zmieniać świat na lepsze. 

Plan jest taki: zacznie się Adwent, ja odstawiam słodkości :D Na Święta trochę sobie odpuszczę, no wybaczcie, nie wyobrażam sobie Świąt bez słodyczy ;) A od nowego roku... Zobaczymy, jak będzie. Jeśli uznam, że nadal ma to sens - postaram się wytrzymać jeszcze dłużej.

To jak? Trzymacie za mnie kciuki? :)

6. Niedawno na moim fanpage'u pojawiła się również inna, odrobinę mniej budująca dyskusja. Światopoglądowa. Piszę, że była odrobinę mniej budująca, bo jednak widzę w niej bardzo dużo jasnych stron. Przede wszystkim: cieszę się, że jesteście ze mną niezależnie od różnic między nami. Moje poglądy, z którymi się nigdy nie kryłam, nie są dla Was powodem, by przestać mnie czytać. To imponujące i dziękuję Wam za to.

Po drugie, cieszę się, że mimo różnic jesteśmy w stanie dyskutować w sposób kulturalny, z szacunkiem dla rozmówcy. Poza bardzo nielicznymi wyjątkami, nie obrażaliście się nawzajem, pisaliście merytorycznie, odnosiliście się do poglądów i stwierdzeń, bez ataków personalnych.  Za to też Wam dziękuję.

Osoba, która prowadzi ten blog, to feministka, katoliczka o światopoglądzie mimo wszystko przechylonym bardziej w lewą stronę, wegetarianka, zwolenniczka prawa do wyboru, równości i do kochania swojej drugiej połowy. Uszanuj mnie taką, jaka jestem, bo inna nie będę. Niezależnie od tego, czy powyższy opis podoba Ci się, czy nie - nadal jestem też po prostu blogującą mamą, która potrafi nieźle pisać i z której tekstów możesz dowiedzieć się czegoś wartościowego :)

7. Trochę w związku z tym, o czym pisałam wyżej - kochani, jutro w wielu szkołach odbędzie się "Tęczowy Piątek". Niezależnie od tego, jakie macie poglądy - pomyślcie, proszę, przez chwilę o tych uczniach, nastolatkach, dojrzewających młodych osobach, które odkrywają nieraz z przerażeniem, że pociągają ich osoby tej samej płci. Wiedzą, że mogą spodziewać się z tego powodu wyśmiewania i braku zrozumienia. Niektórzy decydują, że będą się z tym kryć. Niektórzy liczą, że może to tylko tymczasowe, może im przejdzie, może jak się "postarają", to w końcu zaczną czuć pociąg do osób innej płci. Inni nie wytrzymują napięcia, stresu, obaw, a czasem pogardy otoczenia, i robią sobie straszne rzeczy.


Pomyślcie o tych dzieciach, one są wśród nas. Mijasz je na ulicy. Może chodzą do klasy z Twoim dzieckiem. Jeśli istnieje inicjatywa, która pomaga im czuć się na tym świecie trochę bardziej u siebie, jeśli dzięki niej mogą poczuć się choć przez chwilę zrozumiani i akceptowani, to moim zdaniem taką inicjatywę można tylko wspierać.

piątek, 22 lutego 2019

"Szczęśliwa" nie znaczy "zadowolona".


Halo, tu Szczęśliwa Siódemka. Moje maleńkie, ledwie urodzone dziecko miało zapalenie płuc, zanim skończyło pierwszy miesiąc życia. Panie na oddziale pediatrii powiedziały na jego widok "dopiero co był na noworodkach".

Halo, tu Szczęśliwa Siódemka. Kiedy robiłam plany finansowe na ten rok, przeliczyłam się o dobry tysiąc miesięcznie.

Halo, tu Szczęśliwa Siódemka. Trochę mi nie idzie z tym blogowaniem...

Halo, tu Szczęśliwa Siódemka. Miałam ostatnio urodziny. Z roku na rok coraz bardziej nie lubię tego dnia.

Halo, tu Siódemka... ;)

No nie, nie jest tak źle. 


Ale dobrze też nie jest. To nie jest tak, że wstałam dziś rano po kiepsko przespanej nocy, w czasie której jedno stękało, drugie chrapało, trzecie co chwilę się budziło, a czwarte skakało wszystkim po głowach, siadłam do komputera w kiepskim nastroju i napisałam ten tekst. To rosło, rosło, zbierało się, aż docierało powoli, że kilka dni przygnębienia po nieprzyjemnej sytuacji to już trochę za długo, że kolejny trudny tydzień to już więcej niż jeden trudny tydzień, że niepowodzenia, przestoje i niespełnione plany zaczynają coraz bardziej przyćmiewać to, co się udało i co jest dobre, i że, co tu dużo mówić, jestem w dołku.

Depresja poporodowa? Michał ma już prawie trzy miesiące (jak ten czas za***!), więc ta depresja byłaby jednak cokolwiek spóźniona. Hashimoto? Możliwe, w końcu i tak radzę sobie z tym lepiej niż można byłoby się spodziewać. Ale... kurczę, czy w życiu chodzi tylko o to, żeby poziom hormonów się zgadzał? Czy jak dostanę magiczną tabletkę, to nagle zacznę wszystko ogarniać? Nagle to wszystko, co mi nie odpowiada w tym momencie, zacznie mi się podobać, nagle uznam, że to jest to? No błagam.

Zawsze bałam się dnia, w którym powiem, że to już się nie uda. Wiecie, tego dnia, kiedy masz trzydzieści lat i już wiesz, że świat nie stoi przed Tobą otworem i tak dalej, i tak dalej. A dzisiaj to powiedziałam. Jakoś samo się wypsnęło. Zaraz zaczęłam samą siebie poprawiać i pouczać, że co za bzdury, przecież jeszcze jestem młoda i wszystko, wszystko jeszcze przede mną. Dawno temu postanowiłam sobie, że co by nie było, nie obniżę swoich oczekiwań wobec życia. Ale coraz częściej się zastanawiam...

Gdyby tak spojrzeć na życie jako na lekcję lub rolę do odegrania, to czego mogłoby uczyć moje życie? Jaka lekcja mogłaby z niego wynikać? Czasem obawiam się, że ta lekcja może być ostrzeżeniem, że nieraz masz wszystko, czego potrzeba, a i tak ostatecznie nic Ci się nie udaje. Bo powodzenie w życiu to nie jest proste równanie, zasługujesz = dostajesz. Niektórzy po prostu ponoszą porażki.

Nie jestem księżniczką w tej bajce. Jestem tą złą wróżką, która zawsze chciała być księżniczką, ale tę rolę dostał ktoś inny. Bycie złą wróżką ma sporo zalet, pozwala na więcej swobody. Ale czasem... po prostu chcesz być księżniczką. 

Już słyszę ten chórek. 


"Jak możesz tak mówić, przecież masz kochającego męża, cudowne dzieci, dom...". Mam. Każdego dnia dziękuję za to, co mam. Jestem szczęśliwa, kochana, potrzebna. Kiedy mój jasnowłosy mały książę wskakuje mi w ramiona ze śmiechem i mówi, że mnie kocha (po angielsku, bo jakoś łatwiej mu idzie w tym języku), kiedy mój młodszy skarb uśmiecha się do mnie promiennie i chwyta moje palce swoimi malutkimi, ale silnymi rączkami - uwierzcie, jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. 

Gdyby tak życie składało się tylko z bycia mamą i żoną! Ale się nie składa. I całe szczęście. Bo kiedyś moje dzieci dorosną, wyprowadzą się, będą żyły swoim życiem, a moje życie nadal ma mieć wtedy sens. Chcę być z niego zadowolona. Teraz nie jestem. Nie chcę uzależniać mojego zadowolenia od moich dzieci czy nawet od męża. To ja mam się czuć dobrze sama ze sobą, sama w swojej skórze, i taką zadowoloną z siebie osobę chcę im dawać do kochania, do potrzebowania. Nie mam ich po to, by mnie ratowali.

Pozbieram się.


Zawsze się zbieram. W końcu przecież jestem... no, wiecie. Szczęściarą. Superdziewczyną. To do czegoś zobowiązuje. Nie po to sobie to wszystko tak ładnie w głowie układałam, żeby teraz tam się jakiś bajzel robił. Będzie dobrze, i to już niedługo. W sumie to już czuję się lepiej, bo Wam o tym napisałam szczerze, bez owijania w bawełnę. Nie chcę być nieszczera w tym, co do Was piszę. Czasem na jasnym niebie pojawiają się chmury, i o tym też trzeba wspomnieć. Bo dobrze wiem, że i u Was się pojawiają.



Będzie mi miło, jeśli napiszesz mi komentarz. Nie wiem, czy wiesz, ale zmieniłam ostatnio trochę podejście do prowadzenia tego bloga i troszeczkę się obawiam, że mi wszyscy stąd pouciekacie... Pokaż, że tu jesteś :)


piątek, 4 stycznia 2019

Rok dziesiątych rocznic: blogowe plany i postanowienia na rok 2019.

Zdjęcie z 2009 roku.
Fot. Marcin Tytko

http://marcintytko.wixsite.com/fotografia

Już myślałam, że tegorocznej listy postanowień nie będzie - bo co ja mogę postanawiać z dwójką maleńkich dzieci w domu? Kiedy czasem trudno mi odróżnić jeden dzień od drugiego? Kiedy choroba starszego lub młodszego synka może zniweczyć każdy plan - o czym przekonałam się już w grudniu? A jednak, najpierw nieśmiało pojawiło się pierwsze postanowienie, potem pociągnęło za sobą drugie i trzecie, skądś wyskoczyło czwarte... I wytłumaczyłam sama sobie, że chcę powtórzyć to, co udało się osiągnąć w minionym roku: długa lista postanowień i ogromna satysfakcja, gdy uda się je wszystkie zrealizować.

Ale, ale. Od początku. O co chodzi w tytule tego tekstu?

Dlaczego "rok dziesiątych rocznic"?


Przypuszczam, że każdy ma w swoim życiu przynajmniej jeden taki przełomowy rok, w którym jego życie zmieniło się o 180 stopni. Dla mnie takim rokiem jest na pewno 2012, czyli rok, w którym wyszłam za mąż, ale chyba jeszcze więcej zmian dokonało się trzy lata wcześniej, czyli w 2009. To oznacza, że w roku 2019 czeka mnie cały szereg dziesiątych rocznic - a ja lubię świętować rocznice :)

Popatrzcie sami. Co wydarzyło się w moim życiu w 2009 roku?
  • odbył się mój koncert dyplomowy,
  • po raz pierwszy w życiu byłam na karaoke :)
  • byłam na pierwszej randce z moim mężem (wówczas typowo w strefie friendzone),
  • rozstałam się z narzeczonym w dość dramatycznych okolicznościach,
  • zostałam dziewczyną cudownego chłopaka, który obecnie jest moim mężem i ojcem moich dzieci,
  • oczywiście, to oznacza również mnóstwo mniejszych rocznic dla naszego związku: pierwszy wspólny wyjazd, pierwsza noc spędzona pod jednym dachem, pierwsze urodziny świętowane wspólnie...
  • poznałam w tym roku naprawdę mnóstwo osób, przede wszystkim rodzinę męża, ale też wielu dobrych znajomych,
  • ha, w 2009 założyłam konto na Facebooku! 
  • w zasadzie można powiedzieć, że w 2009 roku miałam pierwszą sesję zdjęciową, choć tak naprawdę była to raczej zabawa i niewiele z niej wynikło,
  • w 2009 roku po raz pierwszy w życiu miałam założony gips (no co, to też na swój sposób przełomowe wydarzenie) :)
Działo się! Trochę żałuję, że nie prowadziłam wówczas bloga - a trochę się cieszę, bo może napisałabym za dużo? Za wcześnie? Może nie przemyślałabym wystarczająco tego, co chcę o sobie mówić znajomym i nieznajomym.

Zdjęcie z 2009 roku 

Z całą pewnością chcę uczcić przynajmniej niektóre z tych rocznic, pisząc z ich okazji teksty na blogu. Będzie to pewne wyzwanie, bo już rok temu pisałam o tych wydarzeniach. Jak to zrobić teraz, żeby się nie powtarzać? Może mi podpowiecie - jest coś, o czym chcielibyście, żebym napisała? Jakiś aspekt mojej historii, który Waszym zdaniem powinnam poruszyć? Wezmę pod uwagę każdą sugestię!

Co jeszcze pojawi się na blogu w 2019 roku?


Mam już w głowie kilka pomysłów na nowe teksty. Na pewno będą dotyczyły mojej codzienności z dwulatkiem i niemowlakiem. Chcę odnieść się między innymi do tekstów piosenek dla dzieci oraz do tego, jaki przekaz płynie ze znanych baśni

Zauważyłam, że chętnie czytacie u mnie teksty merytoryczne, ale największą popularnością cieszą się jednak te bardzo osobiste. Te, które mówią o mnie, o moim życiu, również o moim zdrowiu. Przyznam, że to miła obserwacja. Nie chcę jednak, żeby blog dotyczył tylko i wyłącznie mnie i mojego życia. Będę starała się zachować równowagę między wpisami rzeczowymi, zawierającymi przydatne rady oraz tymi bardziej sentymentalnymi, do których sięgacie, by poznać mnie lepiej.

Będę starała się umieszczać więcej zdjęć. Jestem świadoma, że to zdjęcia przyciągnęły tutaj całkiem spore grono nowych odbiorców, którzy z całą pewnością chcą zobaczyć ich więcej. Przy czym nie zmieniam stanowiska w kwestii publikacji zdjęć twarzy moich dzieci - pojawią się tutaj najwcześniej za kilkanaście lat ;) A może nigdy.

Kończę natomiast z recenzjami książek. No, może nie jakoś definitywnie. Ale na pewno nie będę umieszczała ich regularnie i systematycznie, tak jak starałam się to robić w minionym roku. To są najrzadziej wyświetlane z moich tekstów. Mam wrażenie, że nie do końca tego szukacie, kiedy wchodzicie na moją stronę - a i ja przyznam, że lepiej mi się pisze inne teksty :)

Na pewno postaram się być bardziej aktywna pod koniec roku. W roku 2018 z oczywistych powodów nie mogłam sobie na to pozwolić :) Przede wszystkim zależy mi na porządnym wypromowaniu akcji "Brzuszkowy Mikołaj". Jestem z niej zadowolona, ale wiem, że mogłoby być jeszcze o wiele lepiej!

Jak zawsze jestem otwarta na wyzwania, propozycje współpracy, teksty inspirowane. A może to dobry moment na to, by ktoś napisał u mnie wpis gościnny? Chętnych zapraszam!

No dobra, czas na postanowienia!


Będzie ich siedem, tak jak rok temu. Ta liczba nie po raz pierwszy przyniosła mi szczęście! :)
  1. Będę celebrować każdy dnień! Oczywiście na tyle, na ile będzie to możliwe. Codziennie jest jakaś okazja do świętowania, tak jak codziennie są czyjeś imieniny ;)
  2. Spędzimy Święta u moich rodziców. Pisałam już nieraz, że o tym marzę. W roku 2018 taka podróż nie była możliwa z powodu narodzin Michała, w roku 2019 - mam nadzieję - już nic mnie nie powstrzyma!
  3. Dogadam się z Robertem w kilku znaczących kwestiach. Niektórzy to nazwą buntem dwulatka, inni etapem rozwojowym, jeszcze inni po prostu zrozumieją, że mój kochany starszak sporo ostatnio przeszedł i musi to wszystko odreagować... W każdym razie czasy idealnie grzecznego dziecka dawno minęły! Nie zamierzam robić z niego tresowanej małpki, ale jednak trochę współpracy wyjdzie nam na dobre.
  4. Zrobimy remont łazienki. Zdaje się, że postanowienia związane z remontem muszą być bardziej precyzyjne. Czas zatem na łazienkę. Do końca tego roku mam zamiar wrzucić tutaj zdjęcie pięknie odświeżonej łazienki!
  5. Będę organizować imprezy. Jak już wspomniałam, okazji do świętowania nigdy nie brakuje ;) W dość niedługim czasie odbędzie się zaległa impreza urodzinowa Roberta, w tym roku czekają nas również chrzciny Michała. Ale marzy mi się coś jeszcze, coś w naszym dawnym stylu, z mnóstwem znajomych, basenem, dobrym jedzeniem i szaloną zabawą ;)
  6. Odzyskam formę. Czyli - schudnę? Byłoby miło, ale mam inne priorytety. Ponad miesiąc po porodzie nie czuję, żeby miał mnie przestać boleć kręgosłup, czasem odzywają się też biodra. Trzeba zrobić z tym porządek.
  7. Wybierzemy zdjęcia do wywołania! To jedna z tych rzeczy, które ludzie często odkładają w nieskończoność, aż w końcu pada im dysk i wszystkie cenne zdjęcia znikają w niebycie. Pora oszukać przeznaczenie i w końcu się tym zająć. Mamy tyle wspaniałych pamiątek, powinny wisieć w widocznym miejscu.
Wierzę, że za rok o tej porze będę mogła pochwalić się pełnym sukcesem, czyli siedmioma zrealizowanymi postanowieniami :) Trzymajcie za mnie kciuki!

Zdjęcie z 2009 roku.



sobota, 29 grudnia 2018

Podsumowanie roku 2018 - na blogu i poza nim.


Pisałam Wam już, że lubię te coroczne podsumowania :) Tym razem naprawdę jest o czym pisać! Niewątpliwie, to był wyjątkowy rok. Aż sama nie wiem, od czego zacząć... 
No dobrze, wiem :)

Kto nie marzy, ten nie spełnia marzeń!


Kiedy rok temu spisywałam moją listę siedmiu postanowień noworocznych, byłam naprawdę ciekawa, ile z nich uda mi się zrealizować. Czy tworzenie tak dużej listy to porywanie się z motyką na słońce, czy wręcz przeciwnie? 

Dziś mogę z dumą powiedzieć - Kochani, zrealizowałam sześć z siedmiu postanowień. Tak jak pisałam, dwa pierwsze punkty na mojej liście wykluczały się wzajemnie, więc z góry zakładałam, że cała lista siedmiu postanowień jest dla mnie nieosiągalna.

Rodzeństwo dla Roberta - jest! Śliczny, maleńki Michał :) Mam teraz lekkie wyrzuty sumienia, że rok temu myślałam o nim tak bezosobowo, jako o rodzeństwie - a przecież to zupełnie odrębny mały człowiek, który ma swoje życie, swoją osobowość, swoje własne cele i zadania.


Do pełnoetatowej pracy nie poszłam, choć naprawdę niewiele brakowało. Byłam już po rozmowie, miałam zdecydować, czy podejmę pracę. Oczekiwano jednak ode mnie takiej dyspozycyjności, jakiej nie byłam w stanie zapewnić.

Remont w domu - zrobiony, co prawda, właściwą odpowiedzią byłoby tu raczej: zaczęty. Jest już jednak o wiele ładniej niż było.

Na castingu byłam - i tyle. Nie dostałam się. Jeśli miałabym oceniać ten rok tylko pod kątem osiągnięć wokalnych, to musiałabym uznać, że był to rok bardzo nieudany. Trochę to przykre, biorąc pod uwagę, że w przyszłym roku też raczej za wiele nie pośpiewam. Cóż, wszystko ma swój czas. Widocznie czas na śpiewanie będzie kiedy indziej.

Akcja "Brzuszkowy Mikołaj" odbyła się z powodzeniem :) Na pewno będę ją organizować również w przyszłym roku, i będę miała o wiele więcej sił, czasu i możliwości, by się nią zająć! :)


Pozowałam do zdjęć. Był czas, kiedy myślałam nawet, że to będzie najlepszy zdjęciowy rok w moim życiu! - niestety, nie doszły do skutku pewne projekty, na które bardzo liczyłam. Ale i tak było bardzo dobrze.

Fot. Paweł Świrek
Fot. Marta Szopińska
Fot. Jan Bandura
Fot. https://www.maxmodels.pl/fotograf-landscaper.html

No i jadłam ciasta :) A nawet je piekłam, bo w naszym domu pojawił się nowy piekarnik. Nareszcie jestem w pełni zadowolona z moich wypieków!

Po raz pierwszy moja lista postanowień była tak długa i po raz pierwszy udało mi się zrealizować aż tyle punktów. Wnioski nasuwają się same - nie warto się ograniczać. Warto mieć odważne, ambitne plany i wierzyć w nie.

Mało tego! Rok wcześniej moim postanowieniem był debiut literacki. Nie udało mi się wówczas go zrealizować. W tej chwili moja powieść jest w przygotowaniu do druku. Ukaże się też książka z bajkami mojego autorstwa :)

Rok na blogu.


Dla Szczęśliwej Siódemki ten rok to przede wszystkim cztery istotne wydarzenia:

1. Publikacja tekstu: "Czego nauczyła mnie najgorsza chwila w życiu?".


Niektórzy z Was może nie wiedzą, że mój blog powstał między innymi po to, aby ten tekst się ukazał. Udało się. Opublikowałam go 27 lutego. Wasza reakcja na ten tekst była po prostu niesamowita :) Dostałam mnóstwo wiadomości, komentarzy (jest to zdecydowanie najczęściej komentowany z moich tekstów), napisaliście mi wspaniałe rzeczy. Dzieliliście się swoimi doświadczeniami i refleksjami. Dostałam od Was o wiele więcej, niż się spodziewałam.

2. Tekst o mojej pracy - "Festiwal Kolorów - najczęstsze mity kontra fakty".


Tekst, który ma najwięcej wyświetleń, choć nawet nie promowałam go w jakiś szczególny sposób. Cieszę się, że chętnie czytaliście o czymś, co daje mi tak dużo radości i jest dla mnie tak bardzo ważne.

3. Alternatywne zakończenie bajki o Calineczce.


Nawet nie spodziewałam się, że zrobi taką furorę. Dziękuję za wszystkie miłe słowa! Przepraszam, jeśli poczuliście się rozczarowani, że na mojej stronie nie pojawiło się póki co więcej bajek. Postaram się to nadrobić!

4. Akcja "Brzuszkowy Mikołaj".

Fot. Kocie Kadry

To jeden z ważniejszych punktów nie tylko w historii bloga, ale też... w moim życiu. Dzięki tej akcji wiele osób zyskało wspaniałe prezenty, ale najwięcej zyskałam ja sama. Zostawiłam swój maleńki ślad na świecie - i jest to taki piękny ślad, pełen radości i dobrych myśli. Odkryłam, że można przekuć swoje marzenia i potrzeby w czynienie dobra dla innych. Oczywiście, nie zamierzam na tym poprzestać. Pod moją mikołajkową czapką kiełkują już nowe pomysły!

Nie mogę też nie odnotować wspaniałej reakcji, jaką wywołało opublikowane w Wigilię na moim fanpage'u zdjęcie przedstawiające mnie i plecy Michała przy szpitalnej choince :) Jestem pod wrażeniem i bardzo Wam wszystkim dziękuję.

Rok poza blogiem.

Gdzie byłaś? W szpitalu.

Serio, myślę sobie czasem, że tak będzie brzmiała moja odpowiedź, gdy ktoś mnie zapyta, gdzie byłam w 2018 roku. Cztery kilkudniowe pobyty w szpitalu  (od trzech do siedmiu dni), do tego trzy wizyty na SORze.  Nie liczę już innych, planowych odwiedzin, np. konsultacji lekarskich.

Dwa razy byłam w szpitalu jako pacjentka (pisałam o tym tutaj i tutaj), dwa razy jako mama małego pacjenta (pierwszy pobyt opisałam tutaj). Przyznam, że ten drugi pobyt, z malutkim Michasiem chorym na zapalenie płuc, był dla mnie na swój sposób łatwiejszy, choć dwa razy dłuższy. Z kilku powodów. Po pierwsze, noworodek jest o wiele bardziej ugodowym pacjentem niż półtoraroczny chłopiec. Po drugie, mimo poważnej choroby Michał przez większość czasu czuł się całkiem dobrze. Aż trudno było uwierzyć, że nie był zdrowy! Po trzecie, miałam wygodny, rozkładany fotel ufundowany przez Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Spałam wygodnie!

Wiecie... Tyle osób wypowiada się negatywnie o Jurku Owsiaku. Również moi znajomi. Nazywają go oszustem, oskarżają o przekręty. Tymczasem dla mnie to jest ten człowiek, który zobaczył osobę ludzką w mamie czuwającej przy łóżku chorego dziecka. A wiem z doświadczenia, że nie każdy potrafi to zobaczyć.

Najpiękniejszy najgorszy rok.

Kiedy w Wigilię Bożego Narodzenia dzieliliśmy się z mężem opłatkiem w małej szpitalnej sali, życzyłam mu żartobliwie "udanego października, listopada i grudnia, bo z resztą roku jakoś nam to wychodzi". To jest przedziwna prawidłowość: odkąd pamiętam, końcówka roku zawsze jest dla nas dość niełaskawa. Wszystkie wypadki, choroby, problemy w pracy, problemy finansowe zawsze pojawiały się właśnie w tym czasie.

W tym roku również wyjątkowo trudna końcówka przyćmiła nieco fakt, że był to dla nas bardzo dobry rok. Dwóch pięknych synów, praca dająca satysfakcję, spełniające się marzenia - czego chcieć więcej?

Jednak, choć spotkało mnie tak wiele szczęścia, doświadczyłam też w tym roku smutku. Może nawet było go więcej niż w innych latach, kiedy było trudniej, kiedy trzeba było zakasać rękawy, wziąć się w garść i nawet nie było czasu na myślenie o tym, czego jeszcze brakuje, czego jeszcze by się chciało...

Wiecie, w poprzednich latach byłam biedniejsza, niespełniona, miałam różne problemy, ale miałam też przyjaciół. W tym roku wiodło mi się dobrze i nie miałam większych zmartwień, ale jakoś tak często nie miałam z kim dzielić tego szczęścia.

Chyba każdy ma w życiu taki moment, kiedy wydaje się, że dosłownie wszyscy przyjaciele zapominają o nim i znikają z jego życia. Zawsze myślałam, że osoby, którym się to przydarza, w jakiś sposób same to na siebie ściągają, np. poprzez niewłaściwe traktowanie przyjaciół. Teraz sama tego doświadczam i naprawdę nie wiem, czym zawiniłam. Czy naprawdę chodzi tylko o brak czasu? Czy faktycznie wszyscy pracują teraz od rana do wieczora, siedem dni w tygodniu, a tylko ja jedna potrafię znaleźć od czasu do czasu chwilę na spotkanie z kimś znajomym?

Bolą mnie i uwierają pewne rzeczy, o których nie wypada pisać publicznie. Również takie, o których dawno nie myślałam. To był specyficzny rok. Powiedzmy, że nie mogłam się powstrzymać od wyobrażania sobie, jakby to było być kimś innym: łatwiejszym w obsłudze, bardziej udanym, bardziej akceptowanym.

Wiem, że takie zmartwienia to żadne zmartwienia. Wiem, że świadczą tylko o tym, że naprawdę nie miałam poważniejszych problemów, którymi mogłabym się przejmować. Jednak było ich w tym roku trochę za dużo. Trudno o nich nie myśleć teraz, gdy staram się podsumować miniony rok.

Plany na rok 2019.


To już czas na postanowienia? :) Może jeszcze chwilkę z nimi poczekam...

Ciężko coś zaplanować przy dwójce małych dzieci. Zwłaszcza gdy okazało się, że te dzieci potrafią łapać choroby od innych dzieci i lądować w szpitalu. Nawet nie wiecie, ile miałam pomysłów na grudzień, na Święta... Ale już mniejsza z tym. Prawdą jednak jest, że nie wiem, co będę robiła przez najbliższe miesiące. Poza, oczywiście, opieką nad maluchami.

Na pewno zamierzam pisać. Dawno - a może jeszcze nigdy? - nie miałam w sobie takiego zapału do pisania. Któregoś dnia przypomniał mi się stary, zarzucony pomysł na książkę - jeszcze z czasów, kiedy byłam nastolatką zafascynowaną wielkimi dziełami światowej literatury. Dotarło do mnie, że to był bardzo dobry pomysł i postanowiłam do niego wrócić. Pewnie realizacja tego planu zajmie mi kilka lat - ale jakie piękne będą te lata!

Zamierzam w miarę możliwości wrócić do zdjęć. Pewnie będę pozować bardzo sporadycznie, raz na jakiś czas, kiedy uda mi się zapewnić opiekę chłopakom. Nie chcę jeszcze jednak z tego rezygnować. Jeszcze za dużo pomysłów czeka na realizację :)

No i na pewno zamierzam nadal prowadzić blog. Wiecie już, że nawet w moim codziennym zabieganiu potrafię znaleźć czas na publikowanie nowych tekstów, zatem bez obaw :) Bądźcie pewni, że tu będę. Zapraszam!


wtorek, 2 stycznia 2018

Podsumowanie roku 2017 i postanowienia na rok 2018.

Bez zbędnych wstępów.


Myślę, że jedną z kilku przyczyn, które ostatecznie zmobilizowały mnie do prowadzenia bloga, była świadomość, że na moim blogu będę mogła pisać takie właśnie długie, osobiste teksty i nie tłumaczyć się nikomu, że ojej, rozpisałam się. Kto będzie chciał, to przeczyta. Na zachętę dodam, że piszę bardzo sympatyczne podsumowania i dużo osób lubiło je czytać nawet wtedy, gdy ukazywały się na Facebooku i zajmowały pół tablicy.

Jaki był rok 2017?


Z całą pewnością był to najbardziej wyjątkowy rok w moim życiu. Powiedziałabym, że również najlepszy, ale ostatnie miesiące tego szczególnego roku przyniosły nam jednak trochę za dużo zmartwień i problemów, bym mogła ocenić go aż tak pozytywnie. Ale z pewnością był jednym z najlepszych.

Jestem w takim specyficznym momencie mojego życia, że z jednej strony wiem, że pewne rzeczy muszą się zmieniać, a z drugiej strony gdzieś w głębi serca chciałabym, żeby nic się nie zmieniało. Bo po prostu lubię moje życie - takie, jakim jest teraz. Kilka trudniejszych wydarzeń, które nieco zmąciły nam tegoroczny spokój, tym mocniej uświadomiło mi, jak bardzo lubię moją codzienność. Nigdy nie myślałam o sobie jako o kimś, kto odnajdzie się w roli mamy na cały etat. Kiedy decydowałam się, że zostanę matką, myślałam o pierwszym roku życia dziecka jako o wyzwaniu, które będzie dla mnie trudne, ale któremu sprostam z miłości do niego. Nie przypuszczałam, że ja sama tak bardzo to polubię. Uwielbiam dnie spędzane z Robertem, nasze poranne przytulanki, wspólne posiłki i czas relaksu, nasze wyprawy na spacer i do miasta, uwielbiam patrzeć, jak uczy się nowych rzeczy i staje się coraz bardziej samodzielny.

Jeśli ktoś z Was jeszcze zastanawia się, czy pojawienie się dziecka oznacza duże zmiany w życiu, to napiszę Wam tylko tyle: dosłownie wszystko, co zrobiłam w tym roku, każdą pojedynczą, nawet najdrobniejszą rzecz zrobiłam albo dlatego, że mam małe dziecko, albo pomimo tego, że mam małe dziecko. Choć może i czasami chciałabym uspokoić przyszłe mamy, że po urodzeniu dziecka życie nie zmienia się aż tak bardzo, nie jest to jednak prawda. Życie zmienia się całkowicie, dochodzi w nim do totalnej rewolucji. To, co się nie zmienia, to my sami. Pozostajemy tymi samymi osobami i po prostu adaptujemy się do nowej sytuacji.

Śpieszę jednak uspokoić. To, że nieco ponad rok temu zostałam mamą Roberta, nie przeszkodziło mi w tym, że:

  • znalazłam pracę, która daje mi bardzo dużo satysfakcji;
  • zaczęłam prowadzić blog i pisałam na nim regularnie, docierając do osób, których nigdy w życiu nie spotkałam osobiście;
  • zorganizowałam lub współorganizowałam trzy (czy cztery?) grupowe sesje zdjęciowe, oprócz tego chyba z kilkanaście razy pozowałam do zdjęć;
  • uczestniczyłam w warsztatach gospel;
  • kilka razy śpiewałam publicznie;
  • razem z mężem i z synkiem odwiedziliśmy moich rodziców (ok. 400 km w jedną stronę) i kilka razy byliśmy w okolicach Rzeszowa u chrzestnej Roberta;
  • byliśmy na weselu znajomych i na wielu innych świetnych imprezach;
  • zorganizowaliśmy co najmniej kilka wspaniałych imprez, na czele z chrzcinami i roczkiem;
  • udało nam się zrealizować mój wspaniały plan i zrobiliśmy innej młodej mamie (a nawet dwóm młodym mamom!) mikołajkowy prezent :)
... i wiele, wiele innych rzeczy, wiele wspaniałych, godnych wspominania chwil. W niemal każdej z nich towarzyszył mi mój ukochany mąż i nasz cudowny synek. To nie był monotonny rok. To był rok pełen wydarzeń, spotkań, radości, ciekawych miejsc, wspaniałych ludzi i dobrej muzyki.

Myślę o tym roku trochę jak o dobrej książce: pełnej niespodzianek, zwrotów akcji, nieraz dość dramatycznych zdarzeń, ale z dobrym zakończeniem. Bo ostatecznie udało się niemal wszystko, co miało się udać. 

Jeśli chodzi o blog...


Opublikowałam 53 teksty. Niezły wynik, zważywszy, że nieraz brakowało mi czasu na pisanie i do rzadkości należały takie tygodnie, kiedy opublikowałam więcej niż jeden tekst. Pierwszy wpis na blogu ukazał się 2 marca - "O tym, kim nie jestem", ostatni zeszłoroczny opublikowałam 27 grudnia - "Święta, Święta... I co dalej?". 

Zdecydowanie największą liczbę wyświetleń odnotował jeden z pierwszych tekstów na blogu, "Pierwszy raz po porodzie jest wyjątkowy, czyli: Raport z trzech miesięcy macierzyństwa". Domyślam się, że duża w tym zasługa jego tytułu i żałuję, że tak udane tytuły nie przychodzą mi częściej do głowy. 

Najbardziej pozytywnie ocenionym przez Was tekstem jest ten o "Shreku" - "Który "Shrek" najlepszy?". Pewnie dlatego, że podobnie jak ja lubicie tego zielonego potwora o wielkim sercu :)

Zdecydowanie najwięcej komentarzy zostawiliście pod tekstami z cyklu "Adwentowy Alfabet", a rekordzistą okazał się ten - "Adwentowy Alfabet 9: I jak Inspiracje". Cieszę się, że mój pomysł na adwentowe odliczanie przypadł Wam do gustu. Pisałam te teksty z ogromną przyjemnością, a obmyślanie tematów tak, by pasowały do założenia, było dla mnie świetnym, satysfakcjonującym wyzwaniem.

Tymczasem na fanpage'u Szczęśliwa Siódemka - najwięcej osób zobaczyło emocjonalny tekst o małym Charliem: "Charlie Gard nie żyje", a najwięcej reakcji wywołał tekst zupełnie inny, radosny i pełen miłości, pisany z dedykacją dla mojego męża - "Mąż i ojciec". Widać też na pierwszy rzut oka, że duże zainteresowanie wzbudził tekst o Czarnym Proteście - "Dlaczego matka i katoliczka popiera Czarny Protest"?

Wszystkie Wasze reakcje i komentarze są dla mnie bardzo ważne i stanowią dla mnie motywację, żeby pisać jak najwięcej i jak najlepiej.

A skoro już mowa o motywacji...

Postanowienia noworoczne.


Nie zawsze spisuję postanowienia noworoczne, ale zauważyłam, że jednak łatwiej jest dotrzymać tych spisanych. Nie dają o sobie zapomnieć i wydają się być nieco bardziej zobowiązujące. W zeszłym roku miałam dwa postanowienia - jednego z nich dotrzymałam, drugie jeszcze czeka na swój czas. W tym roku będzie ich trochę więcej. Siedem, bo jakoś lubię tę liczbę ;)

  1. Będziemy się starać o rodzeństwo dla Roberta. Tak, to jest ten moment, kiedy jeszcze możecie próbować nam to wyperswadować, pytać, jak to sobie wyobrażamy i czy na pewno dobrze to przemyśleliśmy. Kiedy już uda mi się zajść w ciążę, nie będzie miejsca na takie pytania. Bez względu na to, na jakie trudności musimy się przygotować - chcemy, żeby Robert miał rodzeństwo. Mam nadzieję, że będziemy potrafili tak wychować dwoje dzieci, żeby żadne z nich nie czuło się pokrzywdzone faktem istnienia tego drugiego. Myślę zresztą, że każde rodzeństwo ma swoje dobre i złe chwile i dla tych dobrych warto podjąć taką decyzję. Czy jesteśmy gotowi? Bez względu na to, jak brzmi odpowiedź na to pytanie, nie chcemy czekać. Już nauczyliśmy się, że nasza gotowość a gotowość mojego organizmu to dwa różne tematy. Jeśli będziemy czekać, aż będziemy gotowi na drugie dziecko, możemy się nigdy nie doczekać.
  2. W roku 2018 pójdę do prawdziwej, pełnoetatowej pracy. Oczywiście, postanowienie nr 1 i postanowienie nr 2 dość mocno wykluczają się wzajemnie, ale też żadne z nich nie jest w pełni zależne ode mnie. Przyjmijmy, że uda się zrealizować albo 1, albo 2.
  3. W tym roku zrobimy remont w domu. Chcę skończyć z sytuacją, w której wysprzątanie domu na błysk nie wystarczy, żeby wyglądał on dobrze.
  4. Pojedziemy na casting. Pozwólcie, że nie będę rozwijać tego punktu. Jeśli się powiedzie, na pewno dam Wam znać.
  5. Zamierzam przynajmniej powtórzyć mój wyczyn z paczką, a najbardziej marzę o tym, by zorganizować coś podobnego na szerszą skalę. Na pewno będę potrzebowała wielu mądrych rad, jak to zrobić sprawnie i legalnie. Jeśli potraficie pomóc mi w tej kwestii, będę bardzo wdzięczna!
  6. Będę pozować do zdjęć. Pewnie niezbyt często i nie na wielką skalę, ale na pewno nie zamierzam z tym kończyć jeszcze w tym roku.
  7. Będę jeść ciasta ;) No, po prostu wiem, że będę :) W jakimś sensie jest to też dobre postanowienie, bo będę jeść ciasta, zdrowe, domowe i swojskie, a nie jakieś sklepowe batony o wątpliwym składzie.
Trzymajcie za mnie kciuki, żebym za rok o tej porze mogła Wam napisać, że udało mi się zrealizować przynajmniej połowę z tych postanowień!

Życzę Wam również z całego serca, żebyście zrealizowali swoje postanowienia i żeby ten młodziutki jeszcze rok 2018 był dla Was radosnym, zdrowym czasem pełnym miłości, uśmiechów i dobrych chwil! :)



środa, 27 grudnia 2017

Święta, Święta... I co dalej?


Minęły Święta, te moje ulubione spośród wszystkich dni w roku. Darujcie mi, że nie chcę się za bardzo o nich rozpisywać. To dla mnie bardzo osobiste emocje, połączenie zachwytu, zadowolenia i wzruszenia z odrobiną stresu (czy wszyscy ucieszą się z prezentów?), troski (bo niektórzy z moich bliskich nie mają już na tyle mocnego zdrowia, by w pełni cieszyć się wszystkimi radościami Świąt) i jednak tęsknoty za tymi spośród moich bliskich, z którymi spędzałam każde Święta przez dwadzieścia kilka lat mojego życia. Bez względu na ogrom miłości i życzliwości, jaką otrzymuję od rodziny mojego męża, ta tęsknota zawsze we mnie jest. Na szczęście jutro zobaczymy się z moimi rodzicami :)

Jeśli miałabym się podzielić z Wami jedną świąteczną refleksją... To powiem Wam, że miał rację ksiądz Twardowski, kiedy pisał: "Śpieszmy się kochać ludzi". Tylko że to jeszcze za mało. Pewnie to oczywiste dla każdego, że im bliżsi są dla nas ludzie, tym silniejsze emocje wzbudzają. Czasem te dobre, czasem te złe. Śpieszmy się zatem mieć cierpliwość dla najbliższych. Śpieszmy się ich rozumieć. Śpieszmy się na nich nie denerwować. Pamiętaj, że kiedyś zdenerwujesz się na bliską Ci osobę po raz ostatni. Oby to nie było Wasze ostatnie wspólne wspomnienie.

To własnie chciałam Wam przekazać z okazji Świąt. Teraz pytanie brzmi, co dalej z blogiem? Od ponad miesiąca - choć z małymi przerwami - królowała tutaj tematyka świąteczna. Prezenty, świąteczna dobroczynność, adwentowe kalendarze... Teraz, kiedy jest już po Świętach, czas odpowiedzieć na pytanie:

O czym będę pisać po Świętach?


Piszecie do mnie czasem z prośbą, żebym poruszyła jakiś temat na blogu. Te wiadomości są dla mnie bardzo cenne i jestem skłonna odpowiedzieć pozytywnie na każdą taką prośbę. Dzięki Waszej inicjatywie powstały m.in. takie teksty jak: O pomaganiu, Dzieci, których nie ma, czy Siedem głów, cztery ogony, czyli: jak nie dostać kota, gdy masz w domu koty. Z przyjemnością uwzględniam więc Wasze prośby w moich najbliższych planach na kolejne teksty na blogu. Pamiętajcie o tym i piszcie, co Was interesuje!

Oto wstępna lista tematów, które zamierzam poruszyć w ciągu najbliższych tygodni/miesięcy:

  1. Na pewno pojawią się tutaj pewne podsumowania minionego roku oraz postanowienia noworoczne. Nie ma takiej możliwości, żebym odpuściła taką okazję na napisanie długiego i osobistego tekstu! ;) Nie wiem tylko, kiedy znajdę na to czas, bo nie planuję spędzać Sylwestra przed ekranem komputera. 
  2. Początek roku to także kilka moich osobistych świąt i rocznic, do których na pewno będę chciała się odnieść.
  3. Zamierzam poruszyć temat brzucha po porodzie. Co może być przyczyną tego, że czasem brzuszek nie maleje?
  4. Cukinia w kuchni. Z przyjemnością podam Wam kilka przepisów na ciekawe i smaczne wykorzystanie cukinii. Tym bardziej, że oznacza to, że będę musiała je wypróbować :) Cukinia gości na naszym stole dość często i zawsze z powodzeniem.
  5. Zamierzam zrobić przegląd znanych filmów animowanych i razem z Wami zastanowić się, czy są to na pewno filmy dla dzieci, czy może raczej dla dorosłych?
  6. Planuję w nowym roku zamieszczać na blogu co jakiś czas recenzje książek lub rozważania na temat literatury. Powiedzmy, raz w miesiącu. Przede wszystkim dlatego, że w kwietniu ma się ukazać najnowsza powieść Małgorzaty Musierowicz i po prostu nie ma takiej możliwości, żebym o niej tutaj nie napisała. A nie chciałabym też sprawiać wrażenia, że nie czytam nic oprócz książek Małgorzaty Musierowicz (póki co, jest to jedyna autorka, o której twórczości pisałam, i to aż dwukrotnie). Od stycznia zrobi się tu zatem nieco bardziej literacko.
  7. Mam zamiar napisać TEN tekst. Myślę, że sobie z nim poradzę. Poruszałam już trudne tematy, nawet takie, o których osobiście nie wiem zbyt wiele. Myślę, że to już jest dobry moment.
Osobnym pytaniem pozostaje, czy w przyszłym roku też będę prowadzić Adwentowy Alfabet. Szczerze? Jeszcze nie wiem :) Z jednej strony chciałabym w przyszłym roku zrobić coś innego, z drugiej strony... Adwentowy Alfabet to mój autorski pomysł, zupełnie własny i oryginalny. I cieszył się dużą popularnością. Może warto zrobić sobie z niego mój znak rozpoznawczy?

Cóż, niewątpliwie mam sporo czasu, żeby się nad tym zastanowić :) Póki co, mogę być spokojna, że przez jakieś dwa miesiące nie muszę się martwić brakiem pomysłów na kolejne teksty. 

Zostańcie ze mną w przyszłym roku! Jesteście tu zawsze mile widziani :)





piątek, 1 grudnia 2017

Adwentowy Alfabet: A jak Adwent ;)


Napiszę krótko, bo czas mnie nagli, a chcę zdążyć jeszcze przed końcem dzisiejszego dnia :) Kocham Adwent! Ten radosny, grudniowy czas oczekiwania, uwieńczony najukochańszymi Świętami, to mój ulubiony czas w roku. Samo czekanie, odliczanie dni, przygotowywanie się do wielkiej tajemnicy Bożego Narodzenia ma w sobie nieopisany, jedyny w swoim rodzaju urok. 

Pamiętam z dzieciństwa dylematy, czy w czasie Adwentu tez powinniśmy być tacy wyciszeni jak w czasie Wielkiego Postu i też odmawiać sobie różnych rzeczy, na przykład tańca. Po wielu rozmowach na ten temat ktoś wreszcie przyznał, że Adwent to radosne oczekiwanie i w związku z tym - tańczyć można :) Pamiętam, że bardzo mnie to ucieszyło. Pamiętam chodzenie na Roraty z lampionami, po każdym spotkaniu było zadanie do wykonania, przykładaliśmy się do tych zadań bardziej niż do szkolnych prac domowych :) W kościele na wielkiej drabinie posadzona była figurka Dzieciątka Jezus. Każdego dnia Dzieciątko było o jeden szczebel niżej.

Pamiętam też dwa kalendarze adwentowe - jeden z ładnym, świątecznym obrazkiem i czekoladowymi figurkami schowanymi w dwudziestu czterech okienkach. Drugi kalendarz był poważniejszy, obrazek przedstawiał stajenkę z Maryją, Józefem i małym Jezuskiem, a pod każdym z okienek kryły się króciutkie teksty, ciekawostki, czasem rysunki dotyczące danego dnia. Oba kalendarze były dla mnie ogromnie atrakcyjne, ten drugi chyba nawet bardziej. Tak bardzo ciekawiło mnie, co będzie w następnym okienku, czego tym razem się dowiem! 

Mimo upływu lat, nadal lubię kalendarze adwentowe ;) Choć wiem, że w modzie na coraz bardziej fantazyjne pudełka z dwudziestoma czterema niespodziankami kryje się pewne niebezpieczeństwo; niebezpieczeństwo spłycenia Adwentu, sprowadzenia go tylko i wyłącznie do kolejnej świetnej okazji na wydanie dużej ilości pieniędzy. 

Chodzi o odliczanie dni do Bożego Narodzenia, tak?
(źródło: Archiwum Allegro)
Czy o to, żeby dać klientom pretekst do wydania pieniędzy?
Ten kalendarz adwentowy Porsche jest wart milion dolarów!

(źródło: luxlux.pl)
A tu sprawa jest prosta - chodzi o to, żeby wygrać!
(źródło: lotto.pl)

Dobrze jednak, że równolegle z modą na drogie, ekskluzywne i nietypowe kalendarze adwentowe, przeznaczone już nie tylko dla dzieci, ale bardziej dla dorosłych - rozwija się też moda na kalendarze adwentowe domowej roboty, stanowiące źródło kreatywnych zabaw i wyzwań dla całej rodziny. Takie kalendarze zawierają najczęściej, oprócz różnego rodzaju słodyczy, także karteczki z zadaniami na każdy dzień. Dzięki zadaniom dorośli i dzieci mogą cudownie przeżyć czas Adwentu i w wyjątkowy sposób przygotować się do Świąt Bożego Narodzenia.

Przykładem kalendarza DIY jest ten zrobiony przez Natalię, autorkę bloga Świat Tomskiego. Zobaczcie sami, jaki jest piękny :) 
Każdego dnia dzieci otrzymują kolejne zadanie. Dzisiaj miały napisać lub narysować list do Świętego Mikołaja! Ciekawe, jak im poszło :) 

Dlaczego ja nigdy nie zrobiłam swojego kalendarza adwentowego? Chyba obawiałam się, że będzie za mało idealny ;) Ale jestem przekonana, że podejmę wyzwanie w przyszłym roku!

A póki co... zapraszam do wspólnego odliczania dni do Świąt!


Codziennie na moim fanpage'u pojawi się krótki tekst i obrazek. Czasem będzie mu towarzyszyć dłuższy tekst na blogu - ale nie zawsze. Każdemu tekstowi będzie patronować kolejna litera alfabetu - tym sposobem będziemy mieć podwójne odliczanie, adwentowe i alfabetyczne!

Jeśli jeszcze nie obserwujecie mojego fanpage'a - zachęcam do tego. Obiecuję, że codziennie będzie tam czekała na Was miła niespodzianka lub ciekawostka :) Mam też nadzieję, że pomożecie mi w wymyślaniu słów na kolejne litery alfabetu.

Na koniec polecam Waszej uwadze również inne piękne kalendarze adwentowe DIY:
Może znacie jeszcze inne oryginalne kalendarze adwentowe? Podzielcie się!