Halo, tu Szczęśliwa Siódemka. Moje maleńkie, ledwie urodzone dziecko miało zapalenie płuc, zanim skończyło pierwszy miesiąc życia. Panie na oddziale pediatrii powiedziały na jego widok "dopiero co był na noworodkach".
Halo, tu Szczęśliwa Siódemka. Kiedy robiłam plany finansowe na ten rok, przeliczyłam się o dobry tysiąc miesięcznie.
Halo, tu Szczęśliwa Siódemka. Trochę mi nie idzie z tym blogowaniem...
Halo, tu Szczęśliwa Siódemka. Miałam ostatnio urodziny. Z roku na rok coraz bardziej nie lubię tego dnia.
Halo, tu Siódemka... ;)
No nie, nie jest tak źle.
Ale dobrze też nie jest. To nie jest tak, że wstałam dziś rano po kiepsko przespanej nocy, w czasie której jedno stękało, drugie chrapało, trzecie co chwilę się budziło, a czwarte skakało wszystkim po głowach, siadłam do komputera w kiepskim nastroju i napisałam ten tekst. To rosło, rosło, zbierało się, aż docierało powoli, że kilka dni przygnębienia po nieprzyjemnej sytuacji to już trochę za długo, że kolejny trudny tydzień to już więcej niż jeden trudny tydzień, że niepowodzenia, przestoje i niespełnione plany zaczynają coraz bardziej przyćmiewać to, co się udało i co jest dobre, i że, co tu dużo mówić, jestem w dołku.
Depresja poporodowa? Michał ma już prawie trzy miesiące (jak ten czas za***!), więc ta depresja byłaby jednak cokolwiek spóźniona. Hashimoto? Możliwe, w końcu i tak radzę sobie z tym lepiej niż można byłoby się spodziewać. Ale... kurczę, czy w życiu chodzi tylko o to, żeby poziom hormonów się zgadzał? Czy jak dostanę magiczną tabletkę, to nagle zacznę wszystko ogarniać? Nagle to wszystko, co mi nie odpowiada w tym momencie, zacznie mi się podobać, nagle uznam, że to jest to? No błagam.
Zawsze bałam się dnia, w którym powiem, że to już się nie uda. Wiecie, tego dnia, kiedy masz trzydzieści lat i już wiesz, że świat nie stoi przed Tobą otworem i tak dalej, i tak dalej. A dzisiaj to powiedziałam. Jakoś samo się wypsnęło. Zaraz zaczęłam samą siebie poprawiać i pouczać, że co za bzdury, przecież jeszcze jestem młoda i wszystko, wszystko jeszcze przede mną. Dawno temu postanowiłam sobie, że co by nie było, nie obniżę swoich oczekiwań wobec życia. Ale coraz częściej się zastanawiam...
Gdyby tak spojrzeć na życie jako na lekcję lub rolę do odegrania, to czego mogłoby uczyć moje życie? Jaka lekcja mogłaby z niego wynikać? Czasem obawiam się, że ta lekcja może być ostrzeżeniem, że nieraz masz wszystko, czego potrzeba, a i tak ostatecznie nic Ci się nie udaje. Bo powodzenie w życiu to nie jest proste równanie, zasługujesz = dostajesz. Niektórzy po prostu ponoszą porażki.
Nie jestem księżniczką w tej bajce. Jestem tą złą wróżką, która zawsze chciała być księżniczką, ale tę rolę dostał ktoś inny. Bycie złą wróżką ma sporo zalet, pozwala na więcej swobody. Ale czasem... po prostu chcesz być księżniczką.
Już słyszę ten chórek.
"Jak możesz tak mówić, przecież masz kochającego męża, cudowne dzieci, dom...". Mam. Każdego dnia dziękuję za to, co mam. Jestem szczęśliwa, kochana, potrzebna. Kiedy mój jasnowłosy mały książę wskakuje mi w ramiona ze śmiechem i mówi, że mnie kocha (po angielsku, bo jakoś łatwiej mu idzie w tym języku), kiedy mój młodszy skarb uśmiecha się do mnie promiennie i chwyta moje palce swoimi malutkimi, ale silnymi rączkami - uwierzcie, jestem najszczęśliwszą osobą na świecie.
Gdyby tak życie składało się tylko z bycia mamą i żoną! Ale się nie składa. I całe szczęście. Bo kiedyś moje dzieci dorosną, wyprowadzą się, będą żyły swoim życiem, a moje życie nadal ma mieć wtedy sens. Chcę być z niego zadowolona. Teraz nie jestem. Nie chcę uzależniać mojego zadowolenia od moich dzieci czy nawet od męża. To ja mam się czuć dobrze sama ze sobą, sama w swojej skórze, i taką zadowoloną z siebie osobę chcę im dawać do kochania, do potrzebowania. Nie mam ich po to, by mnie ratowali.
Pozbieram się.
Zawsze się zbieram. W końcu przecież jestem... no, wiecie. Szczęściarą. Superdziewczyną. To do czegoś zobowiązuje. Nie po to sobie to wszystko tak ładnie w głowie układałam, żeby teraz tam się jakiś bajzel robił. Będzie dobrze, i to już niedługo. W sumie to już czuję się lepiej, bo Wam o tym napisałam szczerze, bez owijania w bawełnę. Nie chcę być nieszczera w tym, co do Was piszę. Czasem na jasnym niebie pojawiają się chmury, i o tym też trzeba wspomnieć. Bo dobrze wiem, że i u Was się pojawiają.
Będzie mi miło, jeśli napiszesz mi komentarz. Nie wiem, czy wiesz, ale zmieniłam ostatnio trochę podejście do prowadzenia tego bloga i troszeczkę się obawiam, że mi wszyscy stąd pouciekacie... Pokaż, że tu jesteś :)
Każdy ma lepsze i gorsze dni. Ja czasem mam ochotę zamknąć się gdzies i nie pokazywać nikomu. Ale patrząc na całe moje życie mogę powiedzieć, że mam to co najlepsze, zrobilam wszytko by donsct do tego punltu, w którym jestem. Życie nie składa się tylko z samych przyjemnych chwil, czasem jest bardzo, bardzo ciężko.
OdpowiedzUsuńCzasem słońce, czasem deszcz... ;) Cieszę się, że masz to co najlepsze, z całą pewnością na to właśnie zasługujesz! :)
UsuńPewnie, że nie jest lekko! Nie ważne czy masz dzieci, męża, dom z ogrodem, wycieczki co urlop...- tak to wszystko to wielkie szczeście! Każdy ma inne problemy. bywa, że masz dość, bo nie masz czasu i sił pomyśleć o sobie. Ja dopiero zaczynam ogarniać z jednym dzieckiem, ciężko jest mi sobie wyobrazić jak to jest z dwójką(!) a co dopiero całą ekipą! Bloguj! Znajdź tą chwilę raz na jakiś czas. Może hobby? Nowe hobby za jakiś czas. (Mam plan na kolejne/ nowe hobby za... nie wiem kiedy, muszę ogarniać, może jak Kuba się usamodzielni :D). Najgorzej nie robić nic, Ty to wiesz. Sił życzę!
OdpowiedzUsuńDziękuję za piękne słowa :) O tak, hobby jest ważne, warto szukać nowych zainteresowań właśnie wtedy, gdy te dotychczasowe trzeba chwilowo odłożyć na półkę :) W tej chwili najwięcej radości daje mi pisanie!
UsuńNigdy nie jest tak, że ciągle nad horyzontem będzie piękne słońce i bezchmurne niebo. Czasem te chmury muszą przyjść. Czasem musi też przyjść i burza, ale zawsze po tej burzy znowu wychodzi słońce. I w to trzeba wierzyć!
OdpowiedzUsuńZgadzam się! :)
UsuńŻycie to wzloty i upadki - chmury pojawiają się u każdego... ważne, że potem zwykle jest lepiej i zza chmur wygląda słońce ;)
OdpowiedzUsuńTo jest w tym wszystkim najpiękniejsze :)
Usuń"To sie juz nie uda" - to troche zbyt definitywne stwierdzenie, chociaz zalezy do czego sie odnosi - do jakiegos konkretnego przedsiewziecia? I co to znaczy "juz"? Nigdy? Czy na razie, w tej chwili? Wiele rzeczy trudno zrealizowac z dwojka malutkich dzieci, zwlaszcza jesli w gre wchodzi tez choroba czy rekonwalenscencja. Moze uda sie w przyszlosci? A moze juz niedlugo, pomalutku? Sa rozne opinie jak wysoko nalezy mierzyc kiedy ma sie juz bardzo duzo na glowie, i Ty pewnie sama wiesz, na ile wazne jest dla Ciebie to, co sie nie udaje. Jesli bardzo wazne, to moze warto przynajmniej spojrzec kiedy/jak mogloby sie udac, nawet metoda bardzo malych krokow, nawet planujac podjac pierwszy maly krok za kilka lat... A jesli TO to ogolne zadowolenie z zycia to moze warto na to spojrzec, moze z pomoca terapeuty albo przynajmniej kogos bliskiego...
OdpowiedzUsuńWspomniasz o depresji poporodowej, ze to chyba za pozno... Niekoniecznie. Ja po porodzie uslyszalam od poloznej, ze depresja poporodowa moze wystapic w kazdym momencie w ciagu pierwszego roku dziecka. Mnie sie pelna depresja nie przytrafila, ale mialam taki "low point" kiedy corka miala ok. 4 miesiecy. I to podobno bardzo typowy czas na to.
A to, ze masz 30 lat i swiat nie stoi przed Toba otworem... to zalezy, co przez to rozumiesz. Kazdy wybor, kazda zmiana w jakis sposob ogranicza inne mozliwosci. Bardzo duzo mozesz, ale zawsze beda pewne sprawy, ktore bedziesz musiala uwzglednic mierzac sily na zamiary, na pewno Twoje dzieci, pewnie i meza, moze zdrowie, moze prace... Ja mam w tej chwili 40 lat, i pewne drzwi sie akurat chyba przede mna otwieraja, tworze cos, co mnie bardzo ekscytuje, z drugiej strony wyglada na to, ze cos staje sie juz niemozliwe (np. drugie dziecko), a w innych sprawach spotykam sie z wieksza iloscia ograniczen niz 10 lat temu... Ale "to juz sie nie uda" jednak brzmi zbyt defninitywnie. Moze - "to teraz sie nie udaje/ jest trudne/ moze powinnam na razie odpuscic"?
Dziękuję Ci, Kochana, że tak wnikliwie czytasz, analizujesz, komentujesz :* Ja sama tak naprawdę wiem, że te myśli nie są do końca zgodne z rzeczywistością i wynikają z mojej nieszczególnie dobrej ostatnio kondycji. Czy warto skorzystać z pomocy? Powoli dojrzewam do tego, choć w tych lepszych chwilach - a nie brakuje ich - wydaje mi się, że przecież nie potrzebuję...
UsuńCzas, kiedy dziecko jest niemowlęciem, jest bardzo specyficzny. Ciężko się wyrwać z domu, z pewnych aktywności trzeba na jakiś czas zrezygnować. Czasem ciężko oprzeć się wrażeniu, że ten "jakiś czas" już się nie skończy... :)
Jeszcze raz dziękuję Ci za Twój komentarz!
Mam nadzieję, że te chmury w końcu znikną z Twojego życia. Smutek, niezadowolenie, cierpienie jest jednak po to, żeby na chwilę nas zatrzymać, żeby pokazać nam to, co w nas ważne, żeby nam wskazać jakiś obszar, który wymaga troski.
OdpowiedzUsuńA jasnowłosy książę rzeczywiście jest jak książę, mały Misio też. Wpadnij do nas, co prawda dawno nie pisałyśmy, ale planujemy wrócić do tego i mam nadzieję, że znajdziesz tam też coś ciekawego dla siebie.
les-bi-together.blogspot.com
Kasia i Natka
Ach, jak mi miło! Dopiero po wzmiance o chłopakach zorientowałam się, kto napisał ten komentarz :) Jak widzicie, już jest całkiem nieźle - aż tak dobrze bym nie udawała :) Chętnie zajrzę do Was! Pozdrawiam serdecznie :*
Usuń