środa, 21 sierpnia 2019

Najlepsze i najłatwiejsze brownie na spodzie z kruchego ciasta.



Znowu przepis! Nie planowałam tego, chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żebym wrzuciła tutaj dwa przepisy pod rząd. Ale to brownie wyszło mi tak fantastycznie, a kosztowało mnie tak niewiele pracy i w sumie niewiele składników, że po prostu muszę się nim podzielić z Wami :)

Niektórzy się śmieją, że to znak naszych czasów, że kiedyś piekliśmy i jadaliśmy murzynka, a teraz brownie :) Śmieję się i ja, ale prawda jest taka, że to są dwa dosyć różne ciasta, po prostu oba zawierają kakao. Murzynek ma konsystencję podobną do piernika. Brownie... to w sumie taka ciastowata czekolada ;) Lekko wilgotne, bardzo słodkie, intensywne.

Czytałam raz książkę, w której bohaterka próbowała przez lata nauczyć się piec idealne brownie. To dowodzi, że sprawa z tym brownie nie jest aż taka prosta :) Natomiast mogę Wam powiedzieć, że z tego przepisu, który Wam właśnie wrzucam, wyszło mi naprawdę wyśmienite brownie, takie, jakie spodziewałabym się zjeść w porządnej cukierni lub kawiarni, a nie we własnej kuchni.

Od razu mówię - upiekłam to brownie na spodzie z kruchego ciasta, jako wierzchnią warstwę. Jeśli chcecie zrobić z niego samodzielne ciasto, bez tego kruchego spodu, na pewno trzeba będzie przynajmniej pomnożyć składniki razy dwa. Ale ten kruchy spód bardzo fajnie tutaj pasuje :)

Zrobiłam najprostsze możliwe kruche ciasto, z mąki, masła i cukru, nawet bez jajka. Trzeba je podpiec w piekarniku przed wylaniem drugiego ciasta. Ja podpiekałam 15 minut i to chyba było trochę za długo, lepiej wyjmijcie je po dziesięciu minutach. A na wierzch... brownie!

Składniki:

3 jaja
1,5 szklanki cukru
2 łyżki masła*
3 łyżki kakao
1,5 łyżki dżemu (ja użyłam czekodżemu z wiśni)
0,5 szklanki mąki

*z tymi łyżkami masła jest tak, że często w przepisach spotykam się z taką miarą i nie jestem do końca pewna, czy ją właściwie rozumiem. Przecież masło, jakie jest, każdy widzi :D i łyżkami się go raczej nie je. W każdym razie w tym przepisie użyłam dużych łyżek masła. Ile się zmieściło, tyle dałam :)

Cała robota polega na tym, że to wszystko miksujesz. Najpierw ubijasz jaja, potem dodajesz stopniowo cukier, masło, kakao, dżem, na koniec mąkę. Masa ma być płynna!

Myślę, że oprócz dżemu masz pewną dowolność, jeśli chodzi o to, co dodasz do tego ciasta. Jaja, cukier, kakao, masło i mąka to pewna baza, a reszta zależy od Ciebie. Możesz dodać wanilię, a może nawet trochę alkoholu. Ja użyłam czekodżemu, bo go akurat miałam pod ręką :)

Wylewasz płynną masę na podpieczony spód i pieczesz około pół godziny w temperaturze 180 stopni. 

Brownie jest lekko wilgotne, ciągnące się, rozpływa się w ustach :)

Smacznego!

poniedziałek, 12 sierpnia 2019

Pudding ryżowy z borówkami.



Miniony piątek był ciekawym dniem. Zrobiłam aż dwie nowe rzeczy, których nie robiłam nigdy w życiu. Po raz pierwszy prowadziłam transmisję na żywo - szczerze, bardzo fajne doświadczenie. Mogę kiedyś poprowadzić jeszcze jedną, dla Was, tylko musimy wymyślić, o czym będę gadać :)

Po raz pierwszy upiekłam też pudding. Prawdę mówiąc, nie przypominam sobie, żebym w ogóle kiedykolwiek jadła coś takiego. A i tak, cała ja, musiałam go zrobić po swojemu. Jak przeczytałam w oryginalnym przepisie, że mam pokroić chleb na kawałki i dodać do ciasta, to tak trochę pożałowałam tego chleba. Poszukałam innego przepisu, w którym nie wykorzystano chleba, tylko mąkę. Znacząco zmniejszyłam też ilość cukru, a i tak wydawał mi się za słodki. Inspirowałam się przepisem ze strony amerykańskiej - oni chyba strasznie dużo słodzą!

Gotowy pudding wyglądał pięknie, miał wspaniałą konsystencję i świetnie smakował - choć następnym razem dam jeszcze mniej cukru! Czy to obiad, czy deser? Hm, to zależy od Ciebie ;) Ale chyba bliżej mu jednak do deseru.

Ponieważ nasz wspaniały ogród na RODOS obrodził w duże ilości borówek, z przyjemnością wykorzystałam je do zrobienia pysznego borówkowego puddingu.

Składniki:

300 g ryżu (ja użyłam brązowego)
2 szklanki mleka
5 jaj
4 łyżki mąki
1 szklanka cukru (możesz spróbować dać mniej)
cynamon, gałka muszkatołowa, sól
1 szklanka borówek (lub więcej)

Ugotuj ryż z odrobiną soli. Zmiksuj mleko, jaja, mąkę i cukier na gładką masę, dodaj ryż i przyprawy, starannie wymieszaj. Wylej masę na blachę. Na koniec dodaj borówki - rozmieść je dość równomiernie.

Jedynym minusem puddingu jest to, że trzeba go dość długo piec - około godziny. Wcześniej po prostu pływa :D Wyjmujesz go z piekarnika, kiedy ma już stałą konsystencję. Nie przejmuj się tym, że jest dość wilgotny. To jest pudding, taki ma być :)

Następnego dnia też smakuje wspaniale!

piątek, 2 sierpnia 2019

Nasze wakacje na RODOS.



Jedni spędzają wakacje na Bali, inni na Krecie, a my na RODOS. Znacie ten skrót? Rodzinne Ogródki Działkowe Ogrodzone Siatką.

Nasze Rodos jest o tyle wyjątkowe, że mieszkamy na nim na co dzień. Spędzamy na Rodos wiosnę, lato, jesień i zimę. To trochę tak, jakbyśmy zawsze byli na wakacjach :) Czy jest przez to nudno? Nieee... Życie codzienne toczy się wszędzie, na Rodos także. Często jesteśmy zbyt zajęci, zbyt pochłonięci codziennością by w pełni nacieszyć się miejscem, w którym mieszkamy. Gdy przychodzi czas, by odpocząć i zrelaksować się w otoczeniu przyrody - wystarczy otworzyć drzwi.



Przeprowadzka na wieś.


Decyzja, że zamieszkamy poza miastem zapadła mniej więcej w tym samym czasie, co decyzja o naszym ślubie. Było oczywiste, że musimy znaleźć coś większego niż maleńka kawalerka, którą mieliśmy wówczas do dyspozycji. Nie planowaliśmy jeszcze powiększenia rodziny, ale nie wykluczaliśmy, że kiedyś dzieci się pojawią - a wtedy nie byłoby szans, żebyśmy się tam pomieścili. Jak nieraz żartowałam, nie byłoby gdzie tego dziecka postawić! Nasze możliwości finansowe pozwalały albo na zakup mieszkania w mieście, albo na zakup małego domu na wsi. Oboje marzyliśmy o domu.

Sprawdziliśmy wiele ofert. Każdy dom miał jednak jakiś feler... Aż trafiliśmy na to jedno, wyjątkowe ogłoszenie. Miejscowość już znaliśmy, oglądaliśmy tam wcześniej inny dom. 
Kiedy zobaczyłam ogród na zdjęciach dołączonych do ogłoszenia, od razu zapowiedziałam mężowi, że będzie łatwo przekonać mnie do kupienia tego domu. Tak też było w istocie. Oboje daliśmy mu się uwieść. Podjęliśmy decyzję o zakupie od razu, kiedy tylko zobaczyliśmy dom, nie potrzebowaliśmy czasu do namysłu.


My na RODOS.


Ogrodnicy z nas nieszczególni, zwłaszcza ze mnie. Właściwie moje prace związane z ogrodem polegają głównie na zbieraniu owoców. W tej chwili mamy mnóstwo przepysznych, słodziutkich borówek amerykańskich. Robert je uwielbia :) Ostatnio nazbierałam ich trochę, żeby dodać do ciasta, które właśnie piekłam - ale same w sobie okazały się taką atrakcją, że upiekłam ciasto bez borówek :)


Mamy też maliny, kolejny przysmak Roberta :) A także porzeczki, aronię, brzoskwinie, pigwę, jabłka... Przed pojawieniem się dzieci robiliśmy z nich nalewki, teraz celujemy raczej w konfitury, dżemy, ciasta owocowe. Albo po prostu zjadamy :) Ale nie jesteśmy w stanie przejeść takiej ilości.

Mamy dmuchany basen, właściwie nawet kilka basenów - trzy mniejsze, bardziej dziecięce i jeden duży, dla dorosłych. Nieraz towarzyszy naszym ogrodowym imprezom :)

Mamy urokliwą altankę, idealną na spotkania w nieco większym gronie. Kiedy organizujemy imprezy, to zawsze tam. W pewnej odległości od altanki stawiamy grilla :)


Na drzewie wisi huśtawka Roberta, prezent od znajomych, którzy odwiedzili nas niedawno. Stara huśtawka, widoczna na zdjęciu, jest raczej nieużywana, ale strasznie ciężko ją zdemontować.

Robert uwielbia biegać po ogrodzie, szukać owoców, bujać się na huśtawce. Michał dopiero odkrywa uroki tego miejsca. Nie umie jeszcze chodzić, za to bardzo chętnie raczkuje, co w ogrodzie jest jednak trochę kłopotliwe :) Gdy był mniejszy, często kładłam go na kocu, w tej chwili z pewnością w ciągu kilku sekund byłby już w trawie. Przy okazji ostatniej imprezy ogrodowej ustawiliśmy jego kojec obok altanki. Mógł być z nami, bawić się, nawet trochę tańczył na stojąco :) 

Czemu nie wyjazd?


Mam również plany wyjazdowe w tym roku - zamierzamy odwiedzić moich rodziców. Mieszkają daleko, więc to cała wyprawa. Ich okolice są, muszę to przyznać, jeszcze piękniejsze niż nasze RODOS. Wspaniałe lasy, pola, łąki, brzeg rzeki, dzika przyroda... Jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie. Najczęściej tam właśnie jeździmy na wakacje. W tym roku po raz pierwszy Michał odwiedzi dziadków :) 

Prawda jest taka, że im liczniejsza staje się nasza rodzina, tym trudniej gdzieś pojechać. Trzeba poprosić kogoś o opiekę nad zwierzętami, zwłaszcza nad naszym szalonym psem. Dzieci są jeszcze małe i potrzebują dużo uwagi. Nie mówię już o takich kwestiach, jak finanse i ograniczona liczba dni urlopu. Powiedzmy, że inne dalekie podróże planujemy dopiero na przyszły rok :)


Tu, gdzie mieszkamy, możemy robić dużo fantastycznych rzeczy. Mamy blisko do Puszczy Niepołomickiej, po której lubimy spacerować, chociaż komary czasem nas trochę zniechęcają ;) Często jeździmy do Krakowa, w którym zawsze się coś dzieje. Nie narzekamy na monotonię.

Czasem trochę tęskni się nam za żeglowaniem ;) Kiedy dzieci podrosną, na pewno weźmiemy je na łódkę!


Tekst powstał w ramach akcji Wyciśnij LATO jak cytrynkę!