piątek, 25 stycznia 2019

Karnawał w mojej kuchni: trzy pyszne i proste ciasta.


Jednym z moich postanowień noworocznych było, jak może pamiętacie, celebrowanie każdego dnia. Mam wrażenie, że jak dotąd najlepiej wychodzi mi to celebrowanie w kuchni, gdzie każdego dnia przygotowuję coś pysznego :) A od czasu do czasu, ku radości moich chłopaków, piekę ciasta. Odkąd mamy nowy piekarnik, upiekłam chyba więcej ciast niż zwykle w ciągu całego roku. Świadomość, że nareszcie wychodzi mi to naprawdę dobrze, mobilizuje mnie do podejmowania kolejnych prób i eksperymentów.

Te trzy ciasta pojawiły się niedawno u nas w domu i bardzo przypadły do gustu wszystkim domownikom, a dokładnie - wszystkim, którzy mogą spożywać stałe pokarmy ;) Sama nie wiem, które z nich było najlepsze!

Wegańskie kruche ciasto cytrynowe.



Istnieją co najmniej trzy powody, dla których ludzie pieką wegańskie ciasta - bo są weganami (lub któraś z osób, które będą jadły ciasto, jest weganinem), bo chcą spróbować czegoś nowego, bo... zabrakło masła w lodówce ;) Cóż, żadne z nas nie jest weganinem...

Ciasto z minimalnej ilości składników okazało się jednym z najlepszych, jakie kiedykolwiek jadłam. Słodkie, a zarazem lekko słone, o nieco miodowym posmaku - choć nie zawiera miodu.

Ciasto:
3 szklanki mąki
1 1/4 szklanki brązowego cukru
1 szklanka oleju
cytryna
łyżka imbiru
pół łyżeczki soli
pół łyżeczki sody oczyszczonej

Wszystkie składniki trzeba połączyć, z cytryny otrzeć skórkę i wycisnąć sok. Wyrobić starannie ciasto tak, żeby dało się uformować z niego kulę. Wyłożyć na blachę nasmarowaną tłuszczem i piec w temperaturze 170 stopni, aż ciasto będzie złociste (ok. 30 minut).

Polewa czekoladowa: 
1/2 szklanki cukru
ok. 50 ml wody
2 czubate łyżki kakao
garść drobno pokrojonych orzechów włoskich

Cukier z wodą podgrzej na małym ogniu, aż się rozpuści. Dodaj kakao i orzechy, wymieszaj. Powinna szybko robić się gęsta. W razie potrzeby można dodać więcej kakao.

Ciasto najlepiej smakuje następnego dnia.

Miodownik z kremem z kaszy manny.



Trudno nazwać to eksperymentem - w końcu piekłam to ciasto już wiele razy. Ten miodownik jest jednak trochę inny. Zamiast miodowo-orzechowego wierzchu zrobiłam (trochę z lenistwa) polewę czekoladową taką, jak w poprzednim przepisie. Dodałam do niej tylko łyżkę miodu i jeszcze jedną łyżkę kakao.
Za to po raz pierwszy zrobiłam krem z kaszy manny! Trochę nie ufam moim umiejętnościom w zakresie robienia kremów, ten jednak wyszedł mi znakomicie. Pasował idealnie do miodowego ciasta!

Ciasto:
2 1/2 szklanki mąki
150 g masła
1/2 szklanki brązowego cukru
3 łyżki miodu
3-4 żółtka (w zależności od wielkości)
płaska łyżeczka sody oczyszczonej rozpuszczona w mleku
szczypta soli
pół łyżeczki cynamonu

Z podanych składników należy zagnieść ciasto, powinno być dość lepkie. Uformuj dwie kule jednakowej wielkości i schowaj na przynajmniej pół godziny do lodówki. Po tym czasie wyłóż najpierw jedną połowę na blachę, ponakłuwaj widelcem i piecz w piekarniku nagrzanym do 180 stopni, aż ciasto będzie złociste. Wyjmij upieczony placek z blachy, z następną połową ciasta postępuj tak samo.

Krem: 
2 szklanki mleka
5-6 łyżek kaszy manny
1/2 szklanki cukru
120 g masła

Zagotuj mleko, dodaj kaszę i cukier, mieszaj, aż całość będzie gęsta i gładka. Odstaw do przestygnięcia. Masło utrzyj w misce na puch. Przestudzoną kaszę dodawaj po jednej łyżce do utartego masła i ucieraj dalej. Kasza powinna mieć mniej więcej tę samą temperaturę co masło. Gotowym kremem posmaruj jeden z placków i przykryj drugim. Następnie przygotuj polewę zgodnie z wcześniejszymi wskazówkami.

Ciasto z płatków owsianych z żurawiną.



To ciasto przypadnie do gustu wszystkim, którzy lubią zdrowe smakołyki. Niestety, robiłam je tak trochę na oko, więc nie wiem, na ile dokładnie uda mi się odtworzyć przepis. Z cała pewnością jednak warto spróbować! :)

Ciasto:
1- 1 1/2 szklanki mąki
ok. 1 szklanki płatków owsianych
ok. 1/2 szklanki mielonych orzechów
ok. 3/4 szklanki suszonej żurawiny
3/4 szklanki brązowego cukru
1/2 szklanki miodu
1/2 szklanki oleju
1 jajo
pół łyżeczki soli
płaska łyżeczka cynamonu

Wszystkie suche składniki należy wymieszać w dużej misce, dodać porządnie ubite jajko i pozostałe płynne składniki, połączyć. Ciasto powinno być gęste i lepkie. Jeśli jest zbyt płynne, trzeba dodać mąki. Wyłożyć na blachę posmarowaną tłuszczem, piec ok. pół godziny w temperaturze 180 stopni. 
Ciasto najlepiej pokroić, póki jest ciepłe, później nieco twardnieje - ale nadal jest przepyszne :) Na wierzch nie dawałam żadnej polewy ani kremu, uwierzcie, temu ciastu nic nie trzeba. Jedyną jego wadą jest to, że za szybko znika!


Ciekawa jestem, który z tych przepisów najbardziej Was zainteresował :)



wtorek, 15 stycznia 2019

Życie toczy się dalej.



"Rzeczywistość wymaga, 
żeby i o tym powiedzieć: 
życie toczy się dalej. "

Dobrze znam to uczucie. Nie po raz pierwszy go doświadczyłam. Wydaje mi się zresztą, że pamiętam ten pierwszy raz. Miałam dziesięć lat, układałam sobie puzzle i usłyszałam nagle wiadomość, że zginęła księżna Diana. Był to wtedy dla wszystkich wielki szok. Pamiętam, że po obejrzeniu materiału w wiadomościach wróciłam do tych moich puzzli i było mi tak strasznie dziwnie: jak to, mam teraz się bawić? Mam je układać? Kiedy wydarzyło się coś tak dramatycznego i nieodwracalnego, ja mam wracać do zabawy?

Potem nieraz doświadczałam tego samego uczucia. Przeważnie wtedy, gdy rzecz dotyczyła kogoś z mojej rodziny. Ale też wtedy, gdy jako nastolatka zobaczyłam w telewizji, jak najpierw jedna, potem druga wieża WTC zostaje uderzona przez samolot.

Albo wtedy, gdy w pewną leniwą kwietniową sobotę słuchaliśmy z moim chłopakiem (obecnie mężem) radia, a spiker między jedną a drugą piosenką rzucił mimochodem, że rozbił się samolot prezydencki i wszyscy zginęli. Nie słuchaliśmy więcej tej stacji radiowej. Ofiarom katastrofy należy się szacunek, niezależnie od poglądów politycznych.

Teraz, po tragedii, która wydarzyła się w Gdańsku, czuję się tak samo. Nie, nie porównuję tych wydarzeń, piszę tylko o swoich odczuciach. Czuję, że jest wokół mnie świat, który istnieje nadal i życie, które toczy się dalej, a ja tak trochę nie mam pomysłu, jak się w nie włączyć...

Bo zginął człowiek. Bo został ugodzony nożem chwilę po tym, jak powiedział, że kocha swoje miasto i żyjących tam ludzi. Bo radosne święto w jednej chwili zmieniło się w dramat. Bo ta jedna straszliwa śmierć położyła się cieniem na całym sukcesie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Bo inny człowiek, który przez wiele lat napędzał niesamowitą machinę czynienia dobra, mówi teraz, że rezygnuje. I choć wierzę, tak jak inni, że Orkiestra będzie grała dalej - to jednak dzisiaj wygląda to tak, jakby zło zatriumfowało. Ktoś zabił, ktoś zginął, ktoś się poddał. 

Nie ustają kłótnie, spory, szukanie winnych. Z jednej strony zapewniamy, że potrafimy się jednoczyć w obliczu tragedii, z drugiej strony - ciągle pomstujemy na jedną lub drugą opcję polityczną.  

Jest smutno. I strasznie. Ciężko dziś o wiarę i nadzieję.

"Tyle ciągle się dzieje, 
że musi dziać się wszędzie." 

Moje dziecko właśnie się obudziło, gaworzy w swoim łóżeczku. 
Miałam wczoraj dobry dzień. Dzieci są zdrowe, my dorośli też już czujemy się lepiej - weekend nas dość mocno wymęczył. Robaczek pięknie się wczoraj bawił i nawet wrócił mu apetyt. Chciałam Wam pisać o tym, że lubię takie dni i że to podwójne macierzyństwo bywa bardzo satysfakcjonujące. 

O tych mniej pozytywnych aspektach też chciałam pisać. O tym, że czasem trzeba wcisnąć dziecku na siłę lekarstwo do buzi. Że czasem dziecko przez cały dzień nie chce nic zjeść. Że czasem niemowlak płacze rozpaczliwie, a mama jest w toalecie i choćby bardzo chciała, nie może w tym akurat momencie pobiec do niego i go utulić. Ale co to za problemy? Zwykła proza normalnego, udanego życia

Za miesiąc mam urodziny, zaczęłam już myśleć o tym, jak chciałabym je spędzić. Jakie to ma znaczenie? Sam fakt, że dożyło się urodzin jest wystarczającym szczęściem.

Mąż pocałował mnie dziś na pożegnanie, wychodząc do pracy. Po południu wróci i przywita się ze mną serdecznie. Inny mąż innej żony nie pożegnał się z nią wczoraj, choć lekarze chcieli mu to umożliwić.

Żaden temat nie wydaje mi się dzisiaj wystarczająco ważny, by o nim pisać. Żaden inny - w obliczu tragedii, zbrodni, chorej nienawiści i podziałów. Moje myśli są przez cały czas przy rodzinie zamordowanego Prezydenta. Dlatego piszę dzisiaj ten tekst.

"Nie bez po­wa­bów jest ten straszny świat, 
nie bez poranków, 
dla których warto się zbudzić." 

Życie ruszy do przodu. Będą kolejne dni, tygodnie, miesiące. Choć ciężko to sobie dziś wyobrazić - ci, którzy teraz płaczą, będą się jeszcze kiedyś uśmiechać. Tym wszystkim, którzy mówią o końcu, o przegranej, o klęsce, chcę powiedzieć: nieprawda! Przetrwamy to. Podźwigniemy się, tak jak już wiele razy wcześniej. Będą kolejne dni, kolejne lata. Zło chwilowo triumfuje, ale ta chwila przeminie, jak każda.

I wierzę, że Orkiestra nadal będzie grała. Nikt nie zdoła jej uciszyć. Będzie grała za rok i w następnych latach. Do końca świata i o jeden dzień dłużej. 


Wszystkie cytaty zawarte w tym tekście pochodzą z wiersza Wisławy Szymborskiej "Rzeczywistość wymaga".

czwartek, 10 stycznia 2019

Trzy piosenki dla dzieci, których przekaz uważam za szkodliwy.

"Moje dziecko nie będzie oglądać filmików na YouTube!"


- powiedziała matka, która nie była zmęczona ani chora, nie czuła się źle w drugiej ciąży i zawsze miała pomysł na ciekawą, kreatywną i rozwijającą zabawę dla dziecka... Tak, możliwe, że nawet ją znam. Ale nie o niej jest ten tekst.

Od pewnego czasu w naszym domu znalazło się więc miejsce dla kilku nowych znajomych. Jest wśród nich smok Edzio, są Teletubisie, nazywane przez Roberta misiami, są też księżniczki Anna i Elsa, bo tak wyszło, że nasz kochany chłopiec bardzo lubi piosenki z "Krainy lodu". 

Nie twierdzę, że to bardzo dobrze, ale nie przyznam też, że bardzo źle. Zdziwiłabym się, gdyby dziecko, które przez niemal dwa lata swojego życia regularnie widziało mnie pracującą przy komputerze, nie interesowało się komputerem w ogóle. Filmiki, które razem oglądamy, są najczęściej edukacyjne. Widzę, jak Robert uczy się z nich piosenek i układów tanecznych, poznaje nazwy kolorów i zwierzątek. My, rodzice, też się uczymy - przede wszystkim piosenek. Te melodie, szczególnie gdy są powtarzane po wielokroć, potrafią na dobre utkwić w głowie! Przy okazji wsłuchuję się w ich tekst.

Niektóre są niemądre.



Większość tych piosenek znam jeszcze z mojego dzieciństwa. Od wielu lat mają za zadanie bawić, a przy okazji uczyć. Kiedy byłam dzieckiem, interesowała mnie jedynie ich wartość rozrywkowa,  tekstów z oczywistych przyczyn nie analizowałam. Teraz, jako dorosła osoba, mimowolnie bardziej interesuję się tym, o czym jest dana piosenka. A kolorowe teledyski, które bardzo dokładnie oddają treść utworów, dodatkowo sprzyjają temu analizowaniu.

Zdaję sobie sprawę z tego, że śmieszne rymowanki dla dzieci nie muszą być w pełni sensowne i logiczne. Dlatego nie zamierzam się tutaj czepiać np. piosenki o tym, że boimy się niedźwiedzia-ludożercy, dlatego godzinami krążymy wokół niego na palcach i liczymy na to, że się nie obudzi. Albo koszmaru każdego kierowcy - piosenki o autobusie, którego drzwi ciągle się otwierają i zamykają, sprzęgło trafia szlag, kierowca bez przerwy trąbi, a pasażerowie podskakują na wybojach, przez co małe dziecko płacze wniebogłosy. Nie będę nawet próbowała dociekać, o co chodzi z kółkiem graniastym. Nieważne. Ktoś tak to kiedyś napisał, ktoś inny podał dalej. Dla dzieci to i tak tylko śmieszne pioseneczki, dzięki którym mogą się wesoło bawić i tańczyć. Nie ma sensu obawiać się, że nauczą się z nich czegoś niewłaściwego.
Niestety, są i takie piosenki, które między wesołymi rymami niosą szkodliwy przekaz. To o nich postanowiłam dziś napisać.

1. "Jestem sobie przedszkolaczek"




... Nie grymaszę i nie płaczę,
Na bębenku marsza gram,
Ram pam pam! Ram pam pam!

Klasyka :) Robert ją uwielbia - jest wesoła, rytmiczna i można przy niej wykrzykiwać "ram pam pam!", uderzając w bębenek  (lub w stolik, jeśli bębenka nie ma pod ręką). Niestety, ostatnia zwrotka tej piosenki zawiera przykre słowa:

"Kto jest beksą i mazgajem,
Ten się do nas nie nadaje,
Niechaj w domu siedzi sam!
Ram pam pam! Ram pam pam!"

Serio, taki przekaz w piosence dla dzieci?
Ktoś, kto napisał te słowa, zapewne chciał dobrze. Chciał przekonać dzieci, że lepiej jest być radosnym, pogodnym i grzecznym. Wiadomo, wtedy wszyscy będą się świetnie bawić, a panie w przedszkolu będą miały spokój.

Tylko że obecnie takie podejście jest nie do przyjęcia. W czasach, kiedy do pedagogów i do rodziców dotarło, że dziecko ma emocje, musi się ich uczyć i ma prawo je wyrażać, nazywanie małego dziecka beksą i stwierdzanie, że się nie nadaje, jest po prostu niedopuszczalne. Nie uczmy dzieci, że nie wolno im płakać. Nie uczmy dzieci, że są gorsze od innych dlatego, że są wrażliwe. Jeśli płaczą, bo ktoś sprawił im przykrość - zamiast piętnować ofiarę, może lepiej przyjrzyjmy się sprawcy.

Nadal śpiewamy z Robertem tę piosenkę, jednak staramy się zmieniać słowa ostatniej zwrotki. Np. "Kto jest beksą i mazgajem, tego zaraz przytulimy, bo się bardzo tu lubimy!" - zawsze to trochę lepiej...

2. "Mam chusteczkę haftowaną"



... co ma cztery rogi, 
Kogo kocham, kogo lubię, rzucę mu pod nogi. 
Tej nie kocham, tej nie lubię, tej nie pocałuję, 
a chusteczkę haftowaną tobie podaruję.

Oczywiście to znacie. Śpiewaliśmy to w przedszkolu wszyscy. Zastanawiam się, jak myśmy to z koleżankami przetrwały. Przecież dzięki tej piosence nasi koledzy zyskali tak znakomitą okazję do dokuczenia nam. Wystarczyło wskazać wymownie na nielubianą koleżankę przy śpiewaniu "Tej nie kocham, tej nie lubię, tej nie pocałuję"...  Chyba po prostu nie traktowaliśmy  tego poważnie.

Możliwe, że dzisiejsze dzieci też dobrze wiedzą, ze to tylko taka zabawa i nie płaczą z jej powodu. Mimo wszystko jednak - po co uczyć dzieci piosenki o tym, że kogoś nie lubimy? Czy nie lepiej skupić się na pozytywnym przekazie? Na budowaniu relacji, a nie na podziałach i niechęci?

3. "Dlaczego gruszka chce być chuda jak pietruszka?"



Trochę mniej znana piosenka. I dobrze! Kiedy ją usłyszałam, wszystkie włosy stanęły mi dęba.
Choć wydawałoby się, że jej przekaz jest bardzo prawidłowy. Mało tego, mam nawet tekst na blogu o tej samej wymowie! - odsyłam do tekstu "Szkoda życia na odchudzanie" i mojego przykładu ze słoniem.

Naprawdę doceniam, że autor tej piosenki chciał przekazać dzieciom, że są piękne takie, jakie są, nie muszą się odchudzać i próbować upodabniać się do kogoś innego. Niestety, zrobił to wyjątkowo niezręcznie. W piosence pojawia się rapowana zwrotka, która brzmi tak:

Rzekł ogrodnik: "Mądra gruszka 
dumna jest ze swego brzuszka, 
Wszystkich nęci zapachem i aromatem, 
Nic nie wolno zmieniać zatem. 
Będziesz taka jaka jesteś,  
Chudej gruszki nikt nie zechce. 
Bądź świadoma swej wartości,  
Niech ktoś inny Ci zazdrości!"

Co jest nie tak w tym fragmencie? Wszystko! 
Po kolei: mądra gruszka dumna jest ze swego brzuszka - czyli: jeśli nie jesteś zadowolona ze swojego wyglądu i chcesz w sobie coś zmienić, to najwyraźniej nie jesteś mądra.
Nic nie wolno zmieniać zatem, będziesz taka jaka jesteś - czyli: próby zmiany swojego wyglądu są złe i niewłaściwe, musisz wyglądać tak, jak wyglądasz i jak oczekują od Ciebie inni.
Chudej gruszki nikt nie zechce - no, to po prostu WRRR! 😠 Za jednym zamachem - ryzykowne krytykowanie chudości jako nieatrakcyjnej (uwaga, wiadomość z ostatniej chwili: chude osoby też mają uczucia!) i sugestia, że masz wyglądać tak, a nie inaczej po to, by podobać się innym. Nie ma znaczenia, czego Ty chcesz i jaki wygląd podoba się Tobie. Masz być taka, jaką chcą Cię widzieć inni.

Ktoś chciał dobrze, ale bardzo nie wyszło...


Jestem ciekawa, co o tym myślicie. A może macie coś do dodania do mojej listy?

piątek, 4 stycznia 2019

Rok dziesiątych rocznic: blogowe plany i postanowienia na rok 2019.

Zdjęcie z 2009 roku.
Fot. Marcin Tytko

http://marcintytko.wixsite.com/fotografia

Już myślałam, że tegorocznej listy postanowień nie będzie - bo co ja mogę postanawiać z dwójką maleńkich dzieci w domu? Kiedy czasem trudno mi odróżnić jeden dzień od drugiego? Kiedy choroba starszego lub młodszego synka może zniweczyć każdy plan - o czym przekonałam się już w grudniu? A jednak, najpierw nieśmiało pojawiło się pierwsze postanowienie, potem pociągnęło za sobą drugie i trzecie, skądś wyskoczyło czwarte... I wytłumaczyłam sama sobie, że chcę powtórzyć to, co udało się osiągnąć w minionym roku: długa lista postanowień i ogromna satysfakcja, gdy uda się je wszystkie zrealizować.

Ale, ale. Od początku. O co chodzi w tytule tego tekstu?

Dlaczego "rok dziesiątych rocznic"?


Przypuszczam, że każdy ma w swoim życiu przynajmniej jeden taki przełomowy rok, w którym jego życie zmieniło się o 180 stopni. Dla mnie takim rokiem jest na pewno 2012, czyli rok, w którym wyszłam za mąż, ale chyba jeszcze więcej zmian dokonało się trzy lata wcześniej, czyli w 2009. To oznacza, że w roku 2019 czeka mnie cały szereg dziesiątych rocznic - a ja lubię świętować rocznice :)

Popatrzcie sami. Co wydarzyło się w moim życiu w 2009 roku?
  • odbył się mój koncert dyplomowy,
  • po raz pierwszy w życiu byłam na karaoke :)
  • byłam na pierwszej randce z moim mężem (wówczas typowo w strefie friendzone),
  • rozstałam się z narzeczonym w dość dramatycznych okolicznościach,
  • zostałam dziewczyną cudownego chłopaka, który obecnie jest moim mężem i ojcem moich dzieci,
  • oczywiście, to oznacza również mnóstwo mniejszych rocznic dla naszego związku: pierwszy wspólny wyjazd, pierwsza noc spędzona pod jednym dachem, pierwsze urodziny świętowane wspólnie...
  • poznałam w tym roku naprawdę mnóstwo osób, przede wszystkim rodzinę męża, ale też wielu dobrych znajomych,
  • ha, w 2009 założyłam konto na Facebooku! 
  • w zasadzie można powiedzieć, że w 2009 roku miałam pierwszą sesję zdjęciową, choć tak naprawdę była to raczej zabawa i niewiele z niej wynikło,
  • w 2009 roku po raz pierwszy w życiu miałam założony gips (no co, to też na swój sposób przełomowe wydarzenie) :)
Działo się! Trochę żałuję, że nie prowadziłam wówczas bloga - a trochę się cieszę, bo może napisałabym za dużo? Za wcześnie? Może nie przemyślałabym wystarczająco tego, co chcę o sobie mówić znajomym i nieznajomym.

Zdjęcie z 2009 roku 

Z całą pewnością chcę uczcić przynajmniej niektóre z tych rocznic, pisząc z ich okazji teksty na blogu. Będzie to pewne wyzwanie, bo już rok temu pisałam o tych wydarzeniach. Jak to zrobić teraz, żeby się nie powtarzać? Może mi podpowiecie - jest coś, o czym chcielibyście, żebym napisała? Jakiś aspekt mojej historii, który Waszym zdaniem powinnam poruszyć? Wezmę pod uwagę każdą sugestię!

Co jeszcze pojawi się na blogu w 2019 roku?


Mam już w głowie kilka pomysłów na nowe teksty. Na pewno będą dotyczyły mojej codzienności z dwulatkiem i niemowlakiem. Chcę odnieść się między innymi do tekstów piosenek dla dzieci oraz do tego, jaki przekaz płynie ze znanych baśni

Zauważyłam, że chętnie czytacie u mnie teksty merytoryczne, ale największą popularnością cieszą się jednak te bardzo osobiste. Te, które mówią o mnie, o moim życiu, również o moim zdrowiu. Przyznam, że to miła obserwacja. Nie chcę jednak, żeby blog dotyczył tylko i wyłącznie mnie i mojego życia. Będę starała się zachować równowagę między wpisami rzeczowymi, zawierającymi przydatne rady oraz tymi bardziej sentymentalnymi, do których sięgacie, by poznać mnie lepiej.

Będę starała się umieszczać więcej zdjęć. Jestem świadoma, że to zdjęcia przyciągnęły tutaj całkiem spore grono nowych odbiorców, którzy z całą pewnością chcą zobaczyć ich więcej. Przy czym nie zmieniam stanowiska w kwestii publikacji zdjęć twarzy moich dzieci - pojawią się tutaj najwcześniej za kilkanaście lat ;) A może nigdy.

Kończę natomiast z recenzjami książek. No, może nie jakoś definitywnie. Ale na pewno nie będę umieszczała ich regularnie i systematycznie, tak jak starałam się to robić w minionym roku. To są najrzadziej wyświetlane z moich tekstów. Mam wrażenie, że nie do końca tego szukacie, kiedy wchodzicie na moją stronę - a i ja przyznam, że lepiej mi się pisze inne teksty :)

Na pewno postaram się być bardziej aktywna pod koniec roku. W roku 2018 z oczywistych powodów nie mogłam sobie na to pozwolić :) Przede wszystkim zależy mi na porządnym wypromowaniu akcji "Brzuszkowy Mikołaj". Jestem z niej zadowolona, ale wiem, że mogłoby być jeszcze o wiele lepiej!

Jak zawsze jestem otwarta na wyzwania, propozycje współpracy, teksty inspirowane. A może to dobry moment na to, by ktoś napisał u mnie wpis gościnny? Chętnych zapraszam!

No dobra, czas na postanowienia!


Będzie ich siedem, tak jak rok temu. Ta liczba nie po raz pierwszy przyniosła mi szczęście! :)
  1. Będę celebrować każdy dnień! Oczywiście na tyle, na ile będzie to możliwe. Codziennie jest jakaś okazja do świętowania, tak jak codziennie są czyjeś imieniny ;)
  2. Spędzimy Święta u moich rodziców. Pisałam już nieraz, że o tym marzę. W roku 2018 taka podróż nie była możliwa z powodu narodzin Michała, w roku 2019 - mam nadzieję - już nic mnie nie powstrzyma!
  3. Dogadam się z Robertem w kilku znaczących kwestiach. Niektórzy to nazwą buntem dwulatka, inni etapem rozwojowym, jeszcze inni po prostu zrozumieją, że mój kochany starszak sporo ostatnio przeszedł i musi to wszystko odreagować... W każdym razie czasy idealnie grzecznego dziecka dawno minęły! Nie zamierzam robić z niego tresowanej małpki, ale jednak trochę współpracy wyjdzie nam na dobre.
  4. Zrobimy remont łazienki. Zdaje się, że postanowienia związane z remontem muszą być bardziej precyzyjne. Czas zatem na łazienkę. Do końca tego roku mam zamiar wrzucić tutaj zdjęcie pięknie odświeżonej łazienki!
  5. Będę organizować imprezy. Jak już wspomniałam, okazji do świętowania nigdy nie brakuje ;) W dość niedługim czasie odbędzie się zaległa impreza urodzinowa Roberta, w tym roku czekają nas również chrzciny Michała. Ale marzy mi się coś jeszcze, coś w naszym dawnym stylu, z mnóstwem znajomych, basenem, dobrym jedzeniem i szaloną zabawą ;)
  6. Odzyskam formę. Czyli - schudnę? Byłoby miło, ale mam inne priorytety. Ponad miesiąc po porodzie nie czuję, żeby miał mnie przestać boleć kręgosłup, czasem odzywają się też biodra. Trzeba zrobić z tym porządek.
  7. Wybierzemy zdjęcia do wywołania! To jedna z tych rzeczy, które ludzie często odkładają w nieskończoność, aż w końcu pada im dysk i wszystkie cenne zdjęcia znikają w niebycie. Pora oszukać przeznaczenie i w końcu się tym zająć. Mamy tyle wspaniałych pamiątek, powinny wisieć w widocznym miejscu.
Wierzę, że za rok o tej porze będę mogła pochwalić się pełnym sukcesem, czyli siedmioma zrealizowanymi postanowieniami :) Trzymajcie za mnie kciuki!

Zdjęcie z 2009 roku.