Szczęśliwa Siódemka
czwartek, 1 kwietnia 2021
"Hurra, jestem w ciąży!" - czyli: o nietrafionych żartach
środa, 17 marca 2021
Nocny dyżur w pracy zdalnej
Dwoje małych dzieci, dwa pokoje, włączony komputer i nocka w pracy? To brzmi jak szaleństwo! Uznałam jednak, że warto spróbować :)
Nocne dyżury to dla mnie nie nowość. Swego czasu pracowałam jako recepcjonistka i regularnie zostawałam na noc. Szybko nauczyłam się doceniać taki tryb pracy, bo... chyba nie zdradzę wielkiej tajemnicy, gdy powiem, że podczas nocnych dyżurów niewiele się dzieje? Oczywiście, sporo zależy od branży. Na recepcji miałam przeważnie spokój :) Teraz również nastawiałam się na mały ruch - trudno mi wyobrazić sobie, żeby jakaś znacząca liczba osób chciała dzwonić w środku nocy na infolinię bankową!
Obawy
Jedyne moje obawy wiązały się z dziećmi. Nawet gdyby nikt nie zadzwonił na infolinię przez całą noc, i tak musiałam być w tym czasie zalogowana do systemu i gotowa do pracy. Martwiłam się, czy dzieci w ogóle zasną, gdy ja będę siedzieć przy komputerze? Czy uda mi się ich nie obudzić? Czy gdy obudzą się w nocy i zobaczą mnie przy pracy, nie rozbudzą się na dobre, nie zaczną gramolić się na kolana, domagać się bajki? Czy głośny płacz któregoś z nich nie zakłóci rozmowy z klientem?
Zastanawiałam się też, czy nie przysnę w ciągu tych ośmiu godzin. Korciło mnie, żeby po prostu położyć się spać - zakładałam, że ewentualny telefon obudziłby mnie tak czy inaczej. Wolałam jednak nie ryzykować. Nie chciałam odebrać telefonu zaspana, półprzytomna, albo w ogóle go przegapić. Zrezygnowałam też z wykorzystania dostępnych mi 50 minut przerwy na drzemkę - obawiałam się, że zasnęłabym zbyt głęboko i w efekcie przekroczyłabym limit przerwy.
Brak internetu?
Dzieci do łóżek!
Czas intensywnej pracy
Czy było warto?
poniedziałek, 8 marca 2021
Kobieta na zdjęciach
![]() |
Fot. Adam Jaskiernik Fotografia |
Wiecie, z pozowaniem do zdjęć jest tak, jak z pisaniem. Albo ze śpiewaniem. Właściwie każda działalność artystyczna wiąże się, przynajmniej w moim przypadku, z pewnym ciągiem zdarzeń. Na początku po prostu lubiłam to robić, chciałam to robić, wierzyłam, że będę w tym dobra, bo mam predyspozycje. Po czym zaczynałam się wdrażać... i odkrywałam, że tak łatwo nie będzie. Bo jest technika, której trzeba się nauczyć. Bo mój subiektywny odbiór własnych dokonań różni się niekiedy znacząco od tego, jak są one odbierane przez innych. Bo trzeba było przyjąć jedną, drugą, trzecią lekcję pokory, by zacząć się rozwijać.
Nieraz ogarniało mnie zwątpienie, chciałam zrezygnować, nie próbować dalej, nie narażać się na kolejne niepowodzenia. Niedługo minie 10 lat od mojej pierwszej sesji zdjęciowej, więc chyba mogę powiedzieć, że wytrwałam całkiem długo. Dzięki zdjęciom odwiedziłam wiele pięknych miejsc, poznałam mnóstwo fantastycznych, kreatywnych, pozytywnie zakręconych ludzi, zdobyłam niezliczoną ilość pięknych pamiątek. Niektóre z nich zdobią ściany mojego domu, inne znalazły się w okolicznościowych albumach, wiele z nich znalazło się oczywiście w Internecie. Niektóre zapraszają do nawiązania współpracy z fotografami, którzy je zrobili. Niektóre można było oglądać na wystawach stacjonarnych, jedno prawdopodobnie pojawi się wkrótce na okładce pewnej płyty.
Dawno nauczyłam się, że dobre zdjęcie jest warte wytrzymania kilku minut w chłodzie lub w upale. Warto stać lub siedzieć przez dłuższy czas w niewygodnej pozycji, warto zanurzyć się w wodzie, warto czasem przejść przez błoto, wybrudzić się, zmęczyć, mieć obolałe nogi od zabójczo pięknych butów, warto wytrzymać kilka godzin przygotowań i charakteryzacji. Niewygoda minie, zdjęcie zostanie na zawsze.
Jak to się zaczęło?
Czemu mnie to wciągnęło?
Ostatnia sesja
![]() |
Fot. Adam Jaskiernik Fotografia |
![]() |
Fot. Adam Jaskiernik Fotografia |
Czy poleciłabym pozowanie do zdjęć każdej kobiecie?
środa, 3 marca 2021
Pisarskie plany na marzec
Może wynika to z oddechu wiosny, który czuć już wyraźnie, gdy otworzy się okno. Może to pewna ulga, że skończył się luty, który (mimo mojej wielkiej miłości dla niego) jest dosyć słusznie uważany za najbardziej przygnębiający miesiąc w roku. W każdym razie, od kilku dni obserwuję, że znajomi mi pisarze masowo chwalą się planami pisarskimi na marzec. Pomyślałam, że popłynę razem z nimi na tej fali i opowiem, co będzie się działo w najbliższym czasie w moim własnym pisarskim światku :) Okazja jest idealna, w końcu dzisiaj świętujemy Międzynarodowy Dzień Pisarzy.
Zapraszam zatem do czytania :)
Seria o nastolatkach
Bajka
Opowiadanie
Blog
piątek, 26 lutego 2021
Moje dziecko powiedziało, moje dziecko zrobiło #4
Co zrobił i powiedział Robert?
Robert potrafi nas zadziwić nawet wtedy, gdy po prostu bawi się autkami. Na zdjęciu widzimy korytarz życia. Z lewej strony nadjeżdża karetka, więc wszystkie auta zjeżdżają na bok, by zrobić jej miejsce. Ja w jego wieku... prawdopodobnie wiedziałam, czym jest karetka, ale o korytarzu życia z pewnością nie miałam pojęcia :)
***
Pisałam Wam niedawno, że Robert jakiś czas temu w sposób naturalny odstawił się od piersi. Sprawa okazała się mieć ciąg dalszy. Pewnego wieczoru, już dość długo po odstawieniu, tuliłam go jak zwykle do snu, a on w pewnym momencie dał mi całusa i odezwał się pogodnym, rozmarzonym tonem:
- Cyc jest bardzo dobry. Ja bardzo lubię cyca.
Pomyślałam: no koniec, pośpieszyłam się z radością, po tygodniach przerwy znowu się zacznie karmienie czteroletniego oseska. Ale Robert po chwili kontynuował wypowiedź, nadal z tym samym słodkim uśmiechem:
- Ale to jest dla małych dzieci. Dla Michałka. Nie dla dużych dzieci.
Widocznie potrzebował to sobie podsumować, poukładać :) Temat wraca od czasu do czasu, ale właśnie w tej formie: Robert wspomina o cycu, po czym stwierdza, że to nie dla dużych dzieci. Podoba mi się, że to jego decyzja :)
***
Zatem tak, Robert jest już dużym dzieckiem. Niemniej, pod wieloma względami nadal jest małym chłopcem, kochanym czteroletnim niewiniątkiem, i trzeba o tym pamiętać. Również wtedy, kiedy wykrzykuje w samochodzie tonem nieznoszącym sprzeciwu:
- Ja też chcę kochać z ciocią!
Chodziło mu o to, że chciał odwiedzić ciocię Gosię, którą bardzo kocha. Kiedy usłyszał, że to niemożliwe, bo ciocia jest dzisiaj zajęta, odparował bez zastanowienia:
- Ja też chcę być zajęty z ciocią!
***
Mąż wynalazł nową zabawę, która bardzo angażuje dziecko, a niekoniecznie męczy rodzica :D Są to wyścigi, które dziecko oczywiście wygrywa. Rodzic zostaje daleko w tyle. Mam na myśli, DALEKO w tyle :D
Co zrobił i powiedział Michał?
Ostatnio ulubioną zabawą Michałka jest układanie kolorowych magnesików na lodówce i nazywanie ich kolorów po angielsku. Próbowałam go przekonać, żeby mówił "czerwony" i "niebieski" zamiast "red" i "blue", ale był innego zdania ;)
***
Michaś bywa nazywany czołgiem (czasem pieszczotliwie: czołgusiem), bo ma w zwyczaju iść przed siebie szybkim, stanowczym krokiem i ciężko go zatrzymać. Potrafi też jednak iść spokojnie za rączkę, tak jak ostatnio, kiedy wybraliśmy się na spacer do Puszczy Niepołomickiej. Miał nawet sporo cierpliwości, kiedy z powodu zabawy w policjanta i złodziejaszka z Robertem musieliśmy się dość często zatrzymywać. W końcu jednak uznał, że dość tych wygłupów - i ruszył jak czołguś przed siebie w las!
***
Gdybym miała opisać Michała w zaledwie dwóch słowach, być może użyłabym słów pogodny i czuły. Oczywiście, zdarzają mu się chwile gorszego nastroju, głównie wtedy, gdy jest zmęczony albo coś mu dolega. Najczęściej jednak obdarza wszystkich domowników promiennymi uśmiechami, całuskami i uściskami. A domownicy chętnie odpowiadają czułościami, Robert również. Często obserwujemy sceny takie jak wczoraj: Michał śpi, Robert leży obok i przytula jego rączkę do swojego policzka.
Michał ma też ugodowy charakter, zwłaszcza w porównaniu z Robertem. Nie jest nastawiony na rywalizację, tylko na dobrą zabawę, co widać, gdy obaj ścigają się autkami. Michał przez chwilę wysuwa się na prowadzenie, po czym przepuszcza Roberta, żeby ten bez przeszkód dotarł do mety pierwszy :) Andrzej śmieje się, że to bardzo rozsądne zachowanie kierowcy - puszcza przodem auto, któremu śpieszy się bardziej :)
***
czwartek, 18 lutego 2021
O wieku i wrażliwości - i inne urodzinowe refleksje
Starszeństwo
Wrażliwość
Czas na zmiany
Słowo roku
Coś robię
środa, 10 lutego 2021
Odstawienie od piersi - zrobiliśmy to inaczej
Właściwie nie wiem, kiedy on się odstawił. To nie stało się z dnia na dzień, radykalnie. Zdarzało się, że po całych tygodniach bez karmienia piersią Robert przypominał sobie o cycu i nagle znów nie mógł się bez niego obejść. W zeszłym tygodniu zdałam sobie sprawę z tego, że od dłuższego czasu nie zdarzyło się nic podobnego. Mleczna droga dobiegła końca.
Tak, jeśli chodzi o karmienie piersią, moje dzieci są długodystansowcami. Na razie nic nie wskazuje na to, żeby dwuletni Michał miał zrezygnować z cyca, Robertowi udało się po czterech latach. W międzyczasie robiliśmy kilka podejść. Wydawało się, że odzwyczai się nieco ponad dwa lata temu, kiedy byłam w ciąży z Michałkiem. Gdy jednak zobaczył małego braciszka przy mojej piersi, natychmiast zaczął domagać się drugiej. Nie wyobrażam sobie, żebym miała mu wtedy odmówić.
W ciągu tych ostatnich dwóch lat karmiłam go niemal wyłącznie przed zaśnięciem. Czasami udało się zastąpić cyca kołysanką, ale to rozwiązanie działało na krótką metę. Po pewnym czasie Robert, zamiast zasypiać, zaczął śpiewać razem ze mną :)
Jak wspominam naszą długą drogę mleczną? Tylko dwie rzeczy były trudne. Po pierwsze, nie zdołałam polubić jednoczesnego karmienia obu synków, każdego jedną piersią. Miało to swoje zalety, czułam się jednak źle, nie znosiłam, gdy ktoś mnie oglądał w takiej sytuacji. Leżałam i czekałam, kiedy skończą. Pewnego dnia coś we mnie pękło, uznałam, że nie wytrzymam ani chwili dłużej. To był ostatni raz, kiedy karmiłam ich jednocześnie. O dziwo, zaakceptowali zmianę praktycznie od razu.
Druga trudność wiązała się z presją otoczenia. Chwilami miałam wrażenie, że wszyscy wokół domagają się, żebym już wreszcie przestała go karmić. Choć uważam, że nikt nie ma prawa się wtrącać, nie czułam się dobrze z tą dezaprobatą.
Śpieszę poinformować wszystkich, którzy martwili się o mnie i o Roberta: nic nam się nie stało. Jesteśmy oboje zdrowi, Robert świetnie się rozwija, rośnie, nie jest chudy ani niedożywiony, nie ma anemii, jego odporności nie można nic zarzucić.
Odstawienie nie było radykalną decyzją, w zasadzie bliższe prawdy będzie stwierdzenie, że taka decyzja nigdy nie zapadła. Gdyby Robert nadal tego potrzebował, karmiłabym go w dalszym ciągu. Nie uciekałam się do żadnych sztuczek w stylu smarowania piersi musztardą, nie kłamałam, że cyc się zepsuł. Nie chowam się przed Robertem, gdy karmię Michała. Nie zmuszałam go do żelaznej konsekwencji, pozwalałam mu wrócić do ssania np. po tygodniowej przerwie. Któregoś dnia po prostu z tego wyrósł.
Dla mnie jako mamy to odstawienie przebiegło równie naturalnie. Nie brakuje mi tego, nie czuję, żeby ta zmiana w jakiś sposób osłabiła naszą więź. Robert nadal jest moim malutkim synkiem, który codziennie wtula się we mnie ufnie. Prawdę mówiąc, wcale nie czuję, że tak dużo się zmieniło.
Chciałam Ci powiedzieć, droga karmiąca mamo, że to może tak wyglądać. Bezboleśnie, naturalnie, w zgodzie z Tobą i dzieckiem. Wiem, że są takie sytuacje losowe, gdy decyzja o zakończeniu karmienia nie należy do Ciebie. Jeśli jednak należy - wiedz, że nie musisz się z tym śpieszyć. Nie musisz też starać się zadowolić otoczenia. To jest sprawa między Tobą i Twoim dzieckiem.