Całkiem zwyczajny poranek przed wyjściem do przedszkola.
- Nie chcę bluzy! - krzyczy zapłakany Robert.
- Synku, trzeba założyć bluzę, bo jest zimno - tłumaczę.
- Nie trzeba!
Spokój, tylko spokój może nas uratować. Staram się dotrzeć do przyczyny problemu.
- Nie chcesz tej bluzy, wolisz inną? - próbuję.
- Nie chcę inną! - Robert tak rozpaczliwie ucieka przed zagrożeniem w postaci bluzy, że mało sobie karku nie skręci, skacząc na główkę.
Kiedy już myślę, że będę musiała złamać jego imponujący dwuletni upór z tak błahego powodu, jak troska o jego zdrowie, moje dziecko postanawia rzucić mi koło ratunkowe:
- Nie chcę niebieskiej bluzy!
- O! - chwytam się jak poręczy. - A jaką bluzę chcesz?
Kto nigdy niechcący nie wpakował się na minę, ten chyba nie miał w domu dwulatka...
- Czerwoną!
Czerwoną, czerwoną... Gdzie była czerwona bluza? Wolałabym nie przekopywać teraz wszystkich szaf, ale to może być mniej czasochłonne zajęcie niż przekonywanie Roberta do niebieskiej bluzy...
- Jeśli nie znajdę czerwonej, to pójdziesz w tej, którą masz na sobie - lojalnie uprzedzam.
"Na sobie" to określenie trochę na wyrost, bo tylko jedna rączka jest w rękawie, ale nie mam za bardzo czasu na precyzyjne budowanie zdań. Szukam nieszczęsnej czerwonej bluzy.
No i nie znalazłam, schowała się gdzieś. Mam za to dwie inne niebieskie. Robert chyba docenił moje starania, bo nagle słyszę:
- Chcę inną niebieską!
Czuję się uratowana. Po kolei pokazuję Robertowi niebieskie bluzy. Żadna go nie przekonuje. Mały paluszek wskazuje na jakiś niebieski kształt w szafie, ale to nie bluza, tylko zimowa kurtka. Bez przesady, mamy wrzesień. Po chwili ustalamy, że nie chodzi o kurtkę, tylko o to, że mam odłożyć niebieską bluzę o tam, do szafy. Oboje mamy dziś drobny problem z precyzją wypowiedzi.
- Kochanie, więcej niebieskich bluz nie mam. Musisz wybrać jedną z tych trzech.
Wybiera. Zakładam mu ją w rytm melodii śpiewanej przez chór anielski w mojej głowie.
Potem zakładamy buty. Przesuwam lekko stertę wyjętych z szafy ubrań, by móc wygodnie usiąść. Czerwona bluza leży dosłownie na wierzchu, pierwsza z brzegu.
Śmieję się cicho i chowam ją, by przypadkiem Robert jej nie zauważył.
Czasem ubrania same się przed nami chowają, ile razy ja szukałam ulubionej koszulki, by mieć dobry dzień. Ważne, że udało się młodego przekonać :) Miłego piątku.
OdpowiedzUsuńTo prawda, czasem chowają się bardzo sprytnie :)
UsuńU nas jest zasada, że wybieram 2 bluzy i z nich wybór należy do Młodego. Nie chciałoby mi się szukać i wywalać wszystkiego dla Jego kaprysu.
OdpowiedzUsuńMnie Robert trochę zaskoczył tą akcją, wcześniej było mu na ogół wszystko jedno, co zakładał :)
UsuńKto tego nie zna? Na szczęście moje dziecko jeszcze nie jest wybrebne w kwestii ubrań.
OdpowiedzUsuńMój właśnie niedawno zaczął zwracać na to uwagę, przypuszczam, że to może być wpływ przedszkola.
UsuńNasz ma rok i 8miesiecy i czasami jak sobie coś uwidzi... ostatnio nie było mowy żeby wyjść z domu bez sandalow! A na dworze 8 stopni.
OdpowiedzUsuńO matko! :) U nas jest czasem odwrotnie, upiera się przy kurtce, gdy jest ciepło.
Usuńw takich sytuacjach tylko spokój może nas uratować. Mój starszy syn jak miał około 2 lat nienawidził czerwonego (dendronego jak wtedy mówił). W ubraniu jeśli była chociaż czerwona nitka to nie było szansy, żeby to założył. Kiedyś moja mama kupiła mu kurtkę, która miała czerwone guziki i musiała wszystkie odciąć i doszyć inne;D
OdpowiedzUsuńO, to u nas wręcz przeciwnie, Robert uwielbia czerwony. Ale w pełni rozumiem sytuację :)
Usuń