piątek, 10 maja 2019

Siedmioro nas i remont.

Małą przestrzeń trzeba jednak trochę lepiej zorganizować ;)

Godzina 5:30, dzwoni budzik. I tak już nie śpię od dłuższej chwili. Mąż powoli wstaje. Musi zawieźć Roberta do żłobka, następnie odwiedza psa i wyprowadza go na spacer, a dopiero potem jedzie do pracy. Codziennie tak kursuje miedzy trzema miejscowościami. 

Robert wcale nie chce jeszcze wstawać, ubieram go na śpiocha. Za to Michał jest rozbudzony i aktywny. Robaczek rozczula mnie tym, że jak zakładam mu buty, to on, półprzytomny jeszcze, idzie na tych zaspanych nóżkach pod drzwi i czeka, aż tata będzie gotowy do wyjścia... Czym sobie zasłużyliśmy na tak grzeczne, współpracujące dziecko? Dla równowagi, innego dnia jest płacz i awantura, bo trzeba założyć rajstopy. Wiadomo, nie może być każdego dnia tak samo :)

Ja zostaję z Michałem w naszym pokoiku, już nie śpię, on przeważnie zasypia. Ćwiczę, piszę, czasem wyjdę na zakupy, mam czas dla siebie i dla Michała aż do godziny mniej więcej 17:30, kiedy mąż wraca z Robertem.

Jak sobie radzimy?


Kiedy sięgam teraz pamięcią miesiąc wstecz, do czasu, gdy zaczynaliśmy mieszkać u teściów - widzę, że bardzo się do tego przyzwyczaiłam. Miesiąc temu wydawało mi się, że nadchodzi ogromna rewolucja, którą ciężko będzie nam wszystkim przetrwać. Od razu zaznaczę, o czym na pewno Wam już kiedyś pisałam, że uwielbiam moich teściów. Mimo to wiedziałam, że nie będzie łatwo. Oni od lat są przyzwyczajeni do tego, że mieszkają co najwyżej we dwoje, a teraz musieli przyjąć pod dach rodzinę z dwójką maleńkich dzieci. My jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że mamy do dyspozycji cały dom i robimy w nim, co chcemy i o której godzinie chcemy - teraz mieszkamy w niedużym pokoju i pod wieloma względami musimy się dostosować.

Problemy rzeczywiście się pojawiły, zupełnie nie tam, gdzie się ich spodziewałam. Teraz myślę, że za bardzo próbowałyśmy z mamą ustępować sobie nawzajem. Może Wy wiecie to od dawna, ale dla mnie to była nowa lekcja od życia: kiedy dwie strony jednocześnie próbują ustąpić, prędzej czy później musi to doprowadzić do frustracji i konfliktu. No bo w końcu ja się tak staram, a ona wcale tego nie docenia... Tylko sama też się stara. Wydaje mi się, że udało się nam osiągnąć jako taką równowagę w tych wzajemnych uprzejmościach.

W ogrodzie - tak, w domu - jeszcze nie.

Dzieci radzą sobie idealnie, albo ja jestem tak nieczuła i nic nie widzę :D Nie zauważyłam żadnych oznak tęsknoty za domem albo za dawnymi zwyczajami. Humory przeważnie dopisują, czasami nie, spać się czasem chce, czasem nie. W domu sypiali trochę lepiej, ale i tak źle nie jest.

Od miesiąca nie byli w domu, bo tam nie bardzo da się wejść. Wszystko jest w pyle. Byliśmy tam raz w czwórkę, ze dwa razy w trójkę (bez Roberta), ale za każdym razem dzieci zostawały w ogródku. Ogród to w takiej sytuacji luksus, zwłaszcza gdy jest ładna pogoda.

Mąż - prawda jest taka, że cała sytuacja dotyka najbardziej jego. Ja żyję sobie skromnie w Krakowie, staram się za bardzo nie przeszkadzać i zajmować mało miejsca, i to są w zasadzie wszystkie moje zmartwienia. Mąż czuwa nad całym remontem, nad zwierzakami, no i wykonuje te wszystkie kursy Kraków-żłobek-dom-praca, praca-żłobek-dom-Kraków... Wczoraj zastanawiał się, czy ma siłę jechać na próbę chóru. Powiedziałam mu: "Wiesz, na dobrą sprawę to będzie dla Ciebie odpoczynek". Przyznał mi rację i pojechał odpocząć :)

Tak naprawdę w pełni odpoczywa tylko wtedy, gdy śpi. Kiedy przyjeżdża do nas po pracy, od razu jest wrzucony w wir naszego domowego życia, z dziećmi, które nas potrzebują i z jego rodzicami, którzy też mają pewne oczekiwania wobec nas, tymczasowych domowników.

Jak radzą sobie zwierzaki?


Chwilowo jedynym zwierzakiem w okolicy jest nasza sąsiadka - wiewiórka :)

One poradzą sobie zawsze, ale i tak niepokoimy się o nie. Kiedy ostatnio odwiedziłam dom, nawet nie widziałam kotów. Mają swoje własne zakamarki, w których kryją się przed hałasem i brudem. Muza jest bardziej strachliwa, nieufna wobec nieznajomych ludzi, dlatego zapewne przez cały czas stara się schodzić z drogi robotnikom. Z kolei Rita jest śmiała, ciekawska, wszędobylska, pewnie często się kręci pod nogami i utrudnia pracę.

Co jakiś czas wraca do mnie przykra, niepokojąca myśl, że poprzedni remont (znacznie mniejszy) zbiegł się trochę w czasie z odejściem Molly. Ale jestem przekonana, że to była przypadkowa zbieżność.

Nasz piesek Fortis prawdopodobnie najmniej odczuwa rewolucję, jaką jest remont. W końcu budy mu nikt nie remontuje :D Fortis miał jednak niedawno swoją własną rewolucję i na pewno jeszcze odczuwa jej skutki. Dotyczyła ona jego układu płciowego. Choć zabieg przebiegł pomyślnie, gojenie się to już inna sprawa. Nasz wieczny szczeniak znalazł sposób, by się polizać po gojącej się ranie pomimo kołnierza, który miał założony (w międzyczasie udało mu się też zdjąć kołnierz). Mąż jeździł z nim kilkakrotnie na kontrolę, a cały proces gojenia trwał chyba ze cztery razy dłużej niż normalnie, przez co czas jego rekonwalescencji nałożył się trochę na czas remontu. Ale już od pewnego czasu wszystko jest z pieskiem w porządku.

Wiem, że chętnie zobaczylibyście zdjęcia naszych zwierzaków, ale uwierzcie mi, że z pustego nie naleję ;) Po remoncie zrobimy im pewnie sesję fotograficzną. Nasze koty możecie obejrzeć tutaj (Molly jeszcze żyła), pies natomiast jest wiecznie zdjęciowo pokrzywdzony - jest tak ruchliwy, że ostatnio udało nam się zrobić mu dobre zdjęcie, jak był jeszcze o połowę mniejszy niż obecnie :)

Jak postępują prace remontowe?


Kilka tygodni temu :)

Już pewnie zorientowaliście się, że lepiej pytać o to mojego męża niż mnie, bo ja funkcjonuję trochę poza tym remontem. Ale jak byłam ostatnio w domu, widziałam, że kafelki (płytki, flizy, wybierz swój regionalizm, niepotrzebne skreśl) są już bardzo ładnie położone. Wiecie, mieliśmy w gronie rodzinnym pewną dyskusję na temat kafelków dekoracyjnych - czy warto się na nie decydować, czy też wprowadzą chaos, bałagan i uczucie ciasnoty. Bardzo się cieszę, że postawiliśmy na swoim i trochę (niedużo) tych elementów dekoracyjnych się pojawiło. Mam wrażenie, że bez nich byłoby strasznie bezbarwnie i monotonnie. Wybraliśmy bardzo jasny, subtelny wzór. Wydaje mi się, że bez dekoracyjnych wstawek byłoby aż zbyt jasno i zbyt subtelnie.

Pewne jest to, że prace remontowe niedługo dobiegną końca. Wtedy czeka nas kolejny etap - sprzątanie. Śmiejcie się, ale ja naprawdę się tego boję, może nawet bardziej niż samego remontu, bo teraz dużo będzie zależało ode mnie. Pył, kurz, brud jest wszędzie, nie dotarł może tylko do wnętrza lodówki, niektórych pomieszczeń piwnicy i do zamkniętego pokoju na górze - choć trochę i tak musiało się przedostać, w końcu tam chodziliśmy. Nigdy jeszcze nie sprzątałam po tak dużym remoncie. Może się pogrążam, ale trochę nie wiem, jak się za to w ogóle zabrać :) A jeśli zrobimy to niedbale, to potem nasze dzieci będą wdychać zostawiony przez nas brud. Tak być nie może. Jeszcze nie wiem, jak to zrobimy, ale w domu będzie błysk!

Nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła pokazać Wam naszą nową łazienkę :) Może nawet odważę się na zestawienie zdjęć przed i po? Zdziwicie się, że mogliśmy tak długo korzystać z łazienki ze zdjęcia przed, ale cóż... my pewnie zdziwimy się jeszcze bardziej :)

8 komentarzy:

  1. Dla mnie remont to koniec świata. Mam problem z wyborem i wymianą jednej półeczki w sypialni, a co dopiero mówić o większych usprawnieniach i zmianach... Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Z wyborem faktycznie nie zawsze było łatwo, jeździliśmy po kilka razy do różnych sklepów, ale daliśmy radę :)

      Usuń
  2. Kurcze... wytrwałości i cierpliwości życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. uwielbiam remonty! :D i wszytsko zmieniac i planowac od nowa :D powodzenia zycyzmy! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest to rewolucja w życiu rodziny, ale na pewno warto :) Wreszcie będziemy mieli piękną łazienkę!

      Usuń
  4. Świetnie jest ten artykuł. Mam nadzieję, że będzie ich więcej.

    OdpowiedzUsuń