Jeśli jeszcze nie wiecie, kim był Alfie Evans, to najwyraźniej mieliście szczęście przeżyć tydzień bez Internetu i mediów. Mam wrażenie, że o tej sprawie mówiono dosłownie wszędzie.
Niespełna dwuletni Alfie, dotknięty nieznaną chorobą neurologiczną, zmarł dziś o 2:30 w nocy, 5 dni po tym, kiedy zgodnie z decyzją lekarzy ze szpitala Alder Hey w Liverpoolu został odłączony od aparatury podtrzymującej jego życie.
Nie byłam pewna, czy będę pisać o Alfiem na blogu. W lipcu zeszłego roku napisałam emocjonalny tekst o innym maleńkim chłopcu, który zmarł odłączony od aparatury - "Charlie Gard nie żyje". Nie jestem z tego tekstu szczególnie dumna. Emocje bywają kiepskim doradcą, gdy chodzi o pisanie. Na myśl o użytej przeze mnie wówczas argumentacji trochę się dziś rumienię. Czy to w ogóle dobry pomysł, pisać o tak trudnych i bolesnych sprawach na blogu, który zwykle krąży wokół znacznie radośniejszych tematów? Pomyślałam jednak, że sprawa Alfiego zasługuje na kilka słów komentarza.
Przez cały tydzień śledziłam doniesienia na temat stanu zdrowia Alfiego oraz najnowszych decyzji podejmowanych w jego sprawie. Historia Alfiego ogromnie mnie poruszyła, jeszcze bardziej, niż historia małego Charliego Garda. Chwilami ciężko mi było czytać o nim i nie płakać. Nie wyobrażam sobie nic równie strasznego jak bezradność rodziców, którzy patrzą, jak ich ukochane dziecko powoli gaśnie, desperacko chwytają się każdej potencjalnej możliwości ratunku i za każdym razem, ciągle i nieustannie słyszą w odpowiedzi "nie".
Wokół tej sprawy narosła niewiarygodna ilość mniej lub bardziej szalonych teorii spiskowych, hipotez, mnóstwo dezinformacji i nieufności. Pozornie, z racjonalnego punktu widzenia, sprawa jest prosta. Nieuleczalnie chore dziecko, które tak naprawdę już od dawna było sztucznie podtrzymywane przy życiu, decyzją sądu zostało odłączone od aparatury. Fakt, że dziecko samodzielnie oddychało, że reagowało na głos, że otwierało oczy, uśmiechało się - to nic nie znaczy, to były tylko ostatnie odruchowe reakcje umierającego organizmu. 70% uszkodzenia mózgu nie pozostawiało wątpliwości, Alfiemu nie dało się już pomóc. Doraźne ratowanie życia nie miało sensu, bo o życiu dawno nie było mowy. Lekarze znają się na swojej pracy, Alfie był wielokrotnie przebadany i zdiagnozowany. Codziennie ratują setki żyć, nie ma więc podstaw, by sądzić, że nie chcieli ratować Alfiego.
Wystarczy jednak, że pojawi się cień wątpliwości, który w tej sprawie z jakichś powodów się pojawił - i nagle okazuje się, że zakwestionować można dosłownie wszystko.
Czy lekarze się nie pomylili? Nie są przecież nieomylni. Dlaczego tak bardzo zależało im, żeby nikt inny nie zbadał Alfiego? Jakim cudem Alfie przeżył tak długo bez respiratora? Skoro jednym z kluczowych argumentów przemawiających za tym, by zakończono życie Alfiego, była troska o jego godną śmierć, dlaczego te ostatnie dni Alfiego wyglądały tak dramatycznie? Dlaczego nie opiekowano się nim, dlaczego nie dostawał pożywienia? Dlaczego lekarze po prostu czekali i sprawdzali, czy już wreszcie umarł? Jeśli chodziło o najlepszy interes dziecka, czemu to wszystko wyglądało tak... bezdusznie? Jeśli lekarze mieli rację, to dlaczego najwyraźniej nikt nie zatroszczył się o psychologiczną pomoc i wsparcie dla rodziców Alfiego, dwojga tak bardzo młodych jeszcze ludzi przeżywających potworny dramat?
Chciałabym prosić Was, którzy podchodzicie do tej sprawy trzeźwo i racjonalnie, o zrozumienie. W gąszczu informacji, z których praktycznie każda wymaga sprawdzenia, a połowa okazuje się nieprawdziwa, wśród mnożących się pytań bez odpowiedzi, to zupełnie normalne, że pojawiają się wątpliwości, nieufność, szalone teorie. Staram się być sceptyczna i nie wierzyć w przerażające wizje roztaczane przez osoby, które poruszyła historia Alfiego. Nie dziwi mnie ani trochę, że takie wizje powstają. Wydarzyło się coś bardzo smutnego, bolesnego i niezrozumiałego. To zrozumiałe, że ludzie są pełni żalu i emocji.
Na koniec chciałabym powtórzyć apel, który pojawił się na oficjalnej stronie Armii Alfiego. Przytulcie dziś mocno tych, których kochacie. Nigdy nie wiecie, ile zostało jeszcze tego czasu, który spędzicie na tym świecie razem.
Śliczny mały "gladiatorze", spoczywaj w pokoju.