sobota, 29 lipca 2017

Charlie Gard nie żyje.

Źródło: BBC
Charlie Gard nie żyje. Zmarł wczoraj po odłączeniu od maszyn podtrzymujących jego życie. W przyszłym tygodniu skończyłby rok.

Wiecie, ilekroć spotykam się ze sformułowaniem "uporczywa terapia", mimowolnie wracam pamięcią do wydarzeń sprzed siedmiu lat i do jednej pani weterynarz, do której moja koleżanka przyniosła wówczas ciężko chorą, wychudzoną białą kotkę. Pani doktor uważała, że kotkę należy natychmiast uśpić. W ostrych słowach skrytykowała toczącą się walkę o uratowanie kotki. Padły słowa takie jak "eksperymentowanie na zwierzęciu", "przedłużanie cierpienia", "znęcanie się".

Kotka ma na imię Molly, właśnie widzę ją wchodzącą do pokoju. Jest zdrowa i piękna, choć dosyć drobna, jest szczęśliwa i kocha swoją rodzinę, czyli nas, potężnym sercem o wiele większym niż jej malutkie ciało.

Eksperymentowanie na zwierzęciu zakończyło się sukcesem.

Czy źle robię, porównując kota do dziecka? Może i źle. Jednak to kot dostał szansę na długie życie.

Usiłowałam być bezstronna, jeśli chodzi o sprawę Charliego Garda. Ale czy matka może być w ogóle bezstronna? Tak łatwo i jednocześnie tak trudno wyobrazić sobie ból innej matki. Matki dziecka skazanego na śmierć. Walczyła do samego końca. Gdy lekarze odmówili współpracy - ona nadal walczyła. Gdy sąd przyznał rację lekarzom - ona się odwoływała. Gdy już nie było dokąd się odwołać, ona mimo wszystko walczyła dalej.

W świecie, w którym tak bardzo cenną wartością jest wolność wyboru, wyborem rodziców Charliego było "chcemy, aby nasze dziecko żyło". I to ten wybór im odebrano.

Powiecie mi, że nie mam racji, że to było sztuczne podtrzymywanie dziecka przy życiu. A ja zapytam: czym różniło się ratowanie tego dziecka od ratowania setek, tysięcy dzieci, o których słyszymy każdego dnia, na których leczenie zbierane są pieniądze? Rozumiałabym, gdyby nie było żadnej szansy. Ale to było powiedziane wyraźnie: szansa była, szansę stanowiło eksperymentalne leczenie, na które rodzice Charliego mieli potrzebne środki.

Śledzę losy chłopczyka z Polski, który obecnie przebywa w Stanach i jest poddawany eksperymentalnej terapii. Jego życie jest dosłownie pasmem bólu. Kibicuję mu z całego serca i wierzę, że się uda. Jednak nie rozumiem, dlaczego Charlie nie mógł dostać takiej szansy.

Mama Biznesowa napisała niedawno, że jeśli masz obok siebie zdrowe dziecko, to masz wszystko. Choć zazwyczaj tak formułowane tezy budzą we mnie sprzeciw, to jednak w tym przypadku zgadzam się w stu procentach. Mam zdrowe dziecko, mam wszystko. Mój codzienny widok to radosne, żywe dziecko rozwijające się pięknie i codziennie uczące się nowych umiejętności, a nie dziecko leżące na szpitalnym łóżku, podpięte do aparatury. Moim zmartwieniem jest, jak uśmierzyć ból wywołany powoli przebijającymi się górnymi siekaczami, a nie - jak pomóc dziecku przetrwać potworny ból wywołany nieuleczalną chorobą. Mam zdrowe dziecko. Nie usłyszę w sądzie, że zapadła decyzja o zakończeniu leczenia mojego dziecka. Jeśli Bóg da, będę patrzeć na mojego syna - nastolatka, mężczyznę, ojca, może nawet dożyję chwili, gdy zobaczę jego wnuki. Mam zdrowe dziecko.

Spoczywaj w pokoju, Charlie, mały wojowniku.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz