czwartek, 28 listopada 2019

365 powodów do wdzięczności, czyli: pierwsze urodziny Michałka.



365 dni, a każdy wart tego, by za niego dziękować. Każdy wypełniony Twoją obecnością, malutkimi rączkami, oczkami, minkami. Dwanaście cudownych miesięcy!


Pierwszy miesiąc

Szybko pokazałeś nam, że wcale jeszcze nie wiemy wszystkiego o byciu rodzicami. Kilkutygodniowe dziecko z zapaleniem płuc? Nie wiedziałam, że takie rzeczy zdarzają się w troskliwych rodzinach. Teraz już wiem. Tydzień w szpitalu, wenflon w małej główce - nazywaliśmy Cię teletubisiem, a pielęgniarki dziwiły się nam, że nie jesteśmy przerażeni. Jedyna w swoim rodzaju Wigilia spędzona na oddziale.

Byłeś przez cały czas radosny, pogodny i szybko przybierałeś na wadze. Przez większość dni sprawiałeś wrażenie zupełnie zdrowego. Pozdrawiam w tym miejscu lekarza, który próbował mi wmówić, że kaszlesz dlatego, bo za często Cię karmię :) Oj, to był ciężki dzień.


Drugi miesiąc

Poznałeś dużo wspaniałych osób, w tym ciocię Gosię, która nieco później została Twoją chrzestną. Tym sposobem masz dwie, a nawet trzy ciocie o tym imieniu - co za zbieg okoliczności :)

Na szczęście nie chorowałeś już więcej. Codziennie obdarzałeś nas swoimi pięknymi uśmiechami. W kraju działy się wtedy smutne rzeczy, więc i nasze nastroje nie były najlepsze, ale Twoja wesoła bezzębna buźka zawsze potrafiła nas pocieszyć.

Trzeci miesiąc

Nie czułam się dobrze. To, co ominęło mnie dwa lata wcześniej, tym razem chyba faktycznie mnie dopadło. Może nie od razu odnalazłam się w roli mamy dwóch synów, może faktycznie proza życia była wówczas trochę mniej znośna. Ale Wy dwaj, Ty i Robert, każdego dnia dawaliście mi siłę. Twój brat już wtedy zachwycał nas swoją troskliwością i czułością wobec Ciebie. Ty - wiadomo - siedem kilo uśmiechu, radości, zadowolenia z życia.

Czwarty miesiąc

Po raz pierwszy zostałeś na jakieś dwie godzinki beze mnie z babcią, a my z Twoim tatą wyskoczyliśmy na randkę. Dobrze się bawiłeś, tylko ta butelka nie bardzo Cię przekonała, prawda? Okazałeś się konserwatywnym zwolennikiem karmienia piersią :) Dość długo nie akceptowałeś innej formy podawania pokarmu.

Kształtowała się Twoja relacja z bratem. Czasem bywał zazdrosny o to, że okazuję Ci tak dużo uwagi. Ale też tulił Cię, bawił się z Tobą, dzielił się swoimi zabawkami.


Piąty miesiąc

To była dopiero rewolucja, co? Pojechaliśmy do dziadków w odwiedziny, tylko jakoś tak wyszło, że nie wróciliśmy na noc do domu. Mało tego, mijały kolejne dni, a my nadal nie wracaliśmy. Ale kto by narzekał! Świetnie się bawiłeś u dziadków. Miałeś do dyspozycji mnóstwo zabawek i fantastyczne, szerokie łóżko, na którym nauczyłeś się turlać :)

Szósty miesiąc 

Nadal u dziadków! Co prawda, odwiedziliśmy kilkakrotnie ogród, który dobrze znasz, ale do domu nie wchodziliśmy. Coś się tam działo, kręciły się tam osoby, których chyba nie znałeś. Ale mama i tata nie martwili się, więc i Ty zachowywałeś pogodę ducha. Nawet pomimo tego, że zęby szły i bardzo Cię męczyły.

Co do pogody, to było gorąco, oj... Słońce nawet trochę parzyło. Co chwilę musiałam przenosić koc w cień. A i tak próbowałeś z niego zejść, aby skubać trawę jak mała kózka :)


W tym miesiącu odbył się Twój chrzest. Nie bez przygód - wracaliśmy z kościoła przy akompaniamencie grzmotów i grubych kropel deszczu bębniących o dach auta. Ale spędziłeś piękne chwile z rodziną, również z ciocią Gosią i wujkiem Wojtkiem, czyli z Twoimi wspaniałymi chrzestnymi :) 

Kiedy wróciliśmy do domu, okazało się, że nasza łazienka bardzo się zmieniła :) Teraz jest piękna, prawda?

Siódmy miesiąc

Przetrwaliśmy już zapalenie płuc, więc ospa to dla nas drobiazg, prawda? Strasznie biednie wyglądałeś z tą zsypaną krostami buzią! Na szczęście zniosłeś chorobę bardzo dobrze. Praktycznie nie gorączkowałeś, nie traciłeś też dobrego nastroju. Pewnie miał na to wpływ również fakt, że Twój starszy brat troskliwie się Tobą opiekował.

Ósmy miesiąc

Nauczyłeś się siadać i raczkować :) Kiedy zorientowałeś się, że wyżej jest ciekawiej, chciałeś koniecznie opanować jak najwięcej umiejętności.

Spacery stały się teraz o wiele ciekawsze. Choć czasem ciężko było wyjść z domu przez upały i komary! W domu też zresztą bawiłeś się świetnie, a do Twoich ulubionych zabawek należała butelka z wodą.

Dziewiąty miesiąc

Wstawałeś, tańczyłeś, chodziłeś, trzymając się mebli! Nauczyłeś się też schodzić z łóżka, choć trzeba przyznać, że do tej pory czasami Ci się myli i próbujesz skakać z niego na główkę...

Po raz pierwszy wybraliśmy się na plażę. Woda w jeziorze Cię nie zachwyciła, za to spacery były dla nas wszystkich bardzo przyjemne :)


W sierpniu pojechaliśmy też na pierwsze tak dalekie wakacje, do moich rodziców, a Twoich dziadków. To był cudowny czas! Tyle zabawy, miłości, radości, nowych ludzi, nowych miejsc... I piesek, z którym ścigałeś się na czworaka :)

Dziesiąty miesiąc

Kolejna wielka rewolucja w Twoim życiu - żłobek! Nie zapomnę pierwszego dnia, gdy przyjechałam po Ciebie po dwóch godzinach, a Ciocia mi mówi, że Michałek śpi! Twoja adaptacja w żłobku była chyba jeszcze łatwiejsza niż w przypadku Twojego brata, a wydawało mi się, że lepiej już się nie da :)

Pokochałeś żłobek, a żłobek pokochał Ciebie :) Martwiłam się, że teraz to dopiero zaczniesz chorować, ale trzymałeś się dzielnie. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale kiedy wracałeś do domu, widziałeś mnie o wiele bardziej wypoczętą i pełną energii niż do tej pory.

Jedenasty miesiąc


Październik - nie przepadam za tym miesiącem, ale w tym roku naprawdę się udał :) Było ciepło, złociście i ogniście. Zapamiętam go jako czas spacerów i spotkań z cudownymi ludźmi. Na szczęście zdrowie Was nie opuszczało, czego nie mogę powiedzieć o sobie - zupełnie niespodziewanie zachorowałam na anginę. Na szczęście Was nie zaraziłam :)

Dwunasty miesiąc

Chłodniejsze dni, choroby, upadek z łóżka... Trzymam się myśli, że trudniejsze dni też są potrzebne, żebyśmy bardziej docenili te dobre. Listopad nas wymęczył, cała nadzieja w grudniu, że da nam trochę odpoczynku.

Dziś.


Pobudka o czwartej rano? Radosny uśmiech, mnóstwo energii i chęć zabawy? Michałku, oj, będziesz spał w ciągu dnia...



Na szczęście jesteś już zdrowy. Co rano jeździsz do żłobka, tam spędzasz radośnie czas, tworzysz z pomocą Cioć piękne prace plastyczne. Jesz coraz więcej, coraz lepiej gryziesz tymi swoimi imponującymi ośmioma zębami :) Zauważyłam, że znowu swędzą Cię dziąsełka, chyba idą trójki!

Kiedy wspominam, jaki był Robert w Twoim wieku, wydajesz mi się trochę młodszy. Może mimo woli widzę w Tobie ciągle maluszka, to mniejsze i bardziej bezbronne z moich dzieci, podczas gdy z Ciebie już taki duży chłopak! Nie, nie porównuję Was. Obaj jesteście całym moim sercem.

Wszystkiego najlepszego, kochany Urodzinku. Obyś zawsze był tak pogodnym, uśmiechniętym chłopakiem, pełnym miłości i zaciekawienia.

czwartek, 21 listopada 2019

"O królewiczu, który się odważył" - przepiękna baśń z wartościowym przesłaniem!





Gdy piszę te słowa, na moim biurku leży pewna książka. Chciałam ją przeczytać od chwili, gdy dowiedziałam się, że zostanie wydana. Czekałam na nią niecierpliwie, a teraz wreszcie mam ją w rękach. To bajka "O królewiczu, który się odważył" autorstwa Katarzyny Wierzbickiej, nagrodzona w tegorocznej edycji konkursu "Piórko".

Mogę się teraz przechwalać, że czytałam teksty Kasi Wierzbickiej na długo przed ukazaniem się tej książki! Wielu z nas czytało. Kasia prowadzi wspaniałego bloga o nazwie Madka roku. Na pewno kojarzycie, że wspominałam tu o nim nieraz. Kiedy czytałam błyskotliwe, fantastycznie napisane relacje z życia Kasi i jej rodziny, jej talent literacki zawsze robił na mnie ogromne wrażenie. Wiedziałam, że warto czekać na jej książkę.

Przyznam, że sama myślałam o wysłaniu swojej propozycji na konkurs "Piórko", ale przegapiłam termin. W sumie trochę się z tego cieszę ;) Moja radość ze zwycięstwa Kasi jest dzięki temu niezmącona myślą o mojej własnej przegranej. Spróbuję w przyszłym roku, a co! :)

O królewiczu, który się odważył.


Sam tytuł mnie urzekł. Kryje się w nim tajemnica - na co odważył się królewicz? Jednocześnie pozwala choć trochę domyślić się, jakie przesłanie niesie bajka - i że jest to przesłanie bardzo piękne. Cenię w bajkach tę wartość, jaką jest inspirowanie czytelników, by stawiali czoła swoim strachom, by wierzyli we własne siły, by sięgali po to, o czym marzą pomimo obaw i zwątpienia. Sama staram się przekazywać podobną treść w tym, co piszę.

Królewicz, o którym tutaj mowa, marzył o tym, by zaczęto traktować go poważnie. Chciał udowodnić, że jest dzielny, postanowił zatem stoczyć bohaterską walkę. Okazało się, że to trudniejsze niż myślał - bo, zresztą, czy z każdym trzeba walczyć? Może jednak lepiej porozmawiać, zobaczyć odmienną perspektywę, punkt widzenia osoby, która tylko wydaje się groźna? Może ta inna osoba też się czegoś boi - albo przynajmniej odczuwa niepokój?

Może wszyscy jesteśmy do siebie podobni bardziej, niż nam się wydaje? Może w każdym z nas jest taki mały królewicz, czekający na to, by go dostrzeżono i doceniono? Ja - dorosła baba - zobaczyłam w królewiczu bardzo dużo z samej siebie.

Ogromną zaletą książki jest humor, przejawiający się w zabawnych dialogach, zaskakujących zwrotach akcji i chyba przede wszystkim - w zderzeniu wielkich ambicji królewicza z faktem, że tak naprawdę jest on nadal małym chłopcem i doświadcza typowo dziecięcych zmartwień i lęków. Najmłodsi czytelnicy z łatwością będą mogli się z nim utożsamić. 

Starsi odbiorcy znajdą w książce nie tylko przepiękne, uniwersalne przesłanie, ale też - między innymi - subtelne nawiązania do znanych baśni. A jeśli jesteście uczuciowi, myślę, że zakończenie opowieści wzruszy Was równie mocno jak mnie!

Nie chcę zdradzać zbyt wiele z fabuły, żeby nie odbierać Wam przyjemności samodzielnego odkrywania jej niespodzianek. Ale niech wisienką na torcie będzie ten krótki cytat - oto, co powiedziała moja ulubiona postać z książki, zapytana o to, jakie jest jej największe marzenie:
"W sumie to nie wiem. Nie chciałam być Hermenegildą i siedzieć całymi dniami w zamku, więc sobie stamtąd poszłam. A co dalej? Pewnie coś wymyślę."

Jakie to proste, prawda? :)

Ilustracja z książki.
Autorka ilustracji: Julia Hanke


Książka jest przepięknie wydana. Wygodny format, dobra jakość druku, idealna wielkość liter. Warto wspomnieć o ilustracjach wykonanych przez Julię Hanke. Muszę przyznać, że preferuję inny styl ilustrowania, być może za bardzo tkwię we wspomnieniach z dzieciństwa i książkach, które wówczas wyglądały nieco inaczej :) Na pewno ilustracje do "Królewicza, który się odważył" są spójne, dobrze oddają treść książki i charakter postaci. Jestem przekonana, że zachwycą wielu odbiorców. 

Co tu dużo mówić - z reguły nie zachęcam tutaj do robienia zakupów w konkretnej sieci, ale teraz po prostu muszę: biegnijcie szybko do sklepu z owadem w logo, dopóki to cudo można znaleźć na półkach, bo naprawdę warto!

piątek, 15 listopada 2019

Listopad podwójnej matki.



Miałam ochotę zatytułować ten tekst "Listopadowe wpadki podwójnej matki", ale pomyślałam, że przez ten rym za bardzo skopiuję nazwę bloga mojej koleżanki, Sylwii - matkiupadki.pl (pozdrawiam!) :) Zostaje więc taki tytuł, jaki jest, choć będzie o wpadkach, a nawet i o upadkach i wypadkach.

Słuchajcie, co odkryłam w ciągu minionych dwóch tygodni, kiedy najpierw chorował jeden synek, potem drugi, w międzyczasie obaj, i tak przez pół miesiąca w ogóle nie mieliśmy odpoczynku od chorób i lekarstw:

Z jednym dzieckiem w domu jest łatwiej.


Przekonałam się o tym ostatnio, kiedy po długim weekendzie Michał, jako już zupełnie zdrowe dziecko, pojechał do żłobka po raz pierwszy od tygodnia. Robert natomiast został w domu z gorączką i kaszlem. Spodziewałam się huraganu, ośmiu godzin nieustannego zabawiania biedaka przyzwyczajonego do codziennych rozrywek w przedszkolu, no i ogólnie przewidywałam, że będzie raczej ciężko. Tymczasem, ku mojemu zaskoczeniu, spędziliśmy razem spokojny, wręcz relaksujący dzień. Po części wynikało to zapewne z osłabienia wywołanego gorączką, ale też z faktu, że byliśmy tylko we dwoje.

Prawie trzyletni Robert wydaje się o wiele bardziej absorbujący niż niespełna roczny Michałek. Wszędzie go pełno, ma milion pomysłów na minutę. Jest też jednak o wiele bardziej samodzielny. Łatwiej się z nim dogadać, potrafi powiedzieć, czego potrzebuje. 

Wiecie, jaki był ten jeden, decydujący argument, dzięki któremu zdecydowaliśmy z mężem, że Robert będzie miał młodsze rodzeństwo? Bo będą się ze sobą bawić we dwóch/we dwoje. Cóż, na ten etap jeszcze musimy poczekać. Jak na razie tych chwil, w których dwaj braciszkowie zajmują się sobą nawzajem jest znacząco mniej niż tych, w których czuję, że powinnam się rozdwoić, żeby nadążyć za potrzebami starszego i młodszego dziecka.

Dwoje dzieci, dwa kolana...


Śmiałam się ostatnio, że gdybym miała zostać mamą po raz trzeci, musiałoby mi wyrosnąć trzecie kolano. Bo jak inaczej wszystkie moje dzieci miałyby siedzieć mi na kolanach?

Michaś jest jeszcze ode mnie bardzo uzależniony, nawet pomimo tego, że świetnie sobie radzi beze mnie w żłobku. Jednak czas, który spędzamy razem, wypełniony jest przytulaniem, wspólną zabawą, strojeniem min i siedzeniem na moich kolanach. Czy raczej: na jednym kolanie, bo drugie lubi zajmować Robert.

Mój starszak ma różne fazy; czasami mam go nie tulić, nie dotykać i w ogóle dać mu spokój. Szanuję jego zdanie i nie pcham się z łapami, póki nie ma takiej konieczności. Innym razem - ostatnio bardzo często - chce się tulić, wchodzi mi na kolana i na plecy, chce siedzieć ze mną na jednym krześle, potrzebuje bliskości, czułości. Uwielbiam te nasze czułe chwile. Bywa jednak ciężko, kiedy np. karmię malucha, a starszy ciągnie mnie za rękę tą swoją małą łapką i prosi: "Mama, chodź do mnie".

Wspólne wyjścia z domu.


Praktycznie zawsze w czwórkę. Niezależnie od celu i potrzeby. Jedziemy z maluchem do lekarza? Przecież Robert nie zostanie sam. Jedziemy z Robertem? Michał jedzie z nami. Zakupy z mężem? Przecież nie będziemy szukać opieki dla dzieci na każdą taką okazję!



Niedawno byłam na spacerze z Robertem, tylko z nim, przy okazji jego choroby i wizyty u lekarza. Trafiła nam się piękna pogoda, dużo złotych liści i bardzo przyjemna przechadzka, w czasie której mogłam się zachwycać tym, jaki ten mój chłopiec już duży i samodzielny, a zarazem jaki ostrożny! On natomiast zachwycał się przejeżdżającymi autami, wszystkie zauważał i nazywał.

Zdarzają się w(y)padki.


Każdemu się zdarzają, więc i mnie, podwójnej matce, też. Posłanie chorego dziecka do żłobka? Zaliczone. Kiedy trwa sezon na przeziębienia i wszyscy wokół mniej lub bardziej pokasłują, zdarza się, że dylemat - czy on powinien zostać dziś w domu? - towarzyszy mi codziennie. Zdarzyło mi się podjąć błędną decyzję i czułam się z tego powodu bardzo źle.

Czasami nie zdążę zareagować, gdy obaj chłopcy w tym samym czasie potrzebują mojej uwagi. Biegnę do Roberta, bo ma jakiś problem, a w tym samym czasie BAM! Michał uderzył się w główkę. Krzyk, łzy jak grochy, czerwona buźka, trzeba natychmiast utulić, ukoić.

Wiecie, co jest dla mnie najtrudniejsze w macierzyństwie? To, jak często może się zdarzyć coś złego. Przeważnie nic się nie stanie, bo uważasz. Masz oczy dookoła głowy, refleks, instynkt, codziennie ratujesz swoje dzieci przed całą serią wypadków. Po czym zdarzy się ten jeden raz, kiedy nie zareagujesz wystarczająco szybko, kiedy popełnisz błąd. Wtedy nie ma znaczenia, ile razy dzięki Twojej skuteczności uniknęłaś podobnej sytuacji.

Minione dwa tygodnie, męczące, wypełnione chorobami, miały wiele momentów, w których nie byłam idealną mamą, jaką chciałabym być. Tłumaczę sobie jednak po raz kolejny: moje dzieci nie potrzebują ideału, potrzebują mnie.

Będzie tylko lepiej.


Michał bierze do rączki autko-zabawkę, jeździ nim po podłodze, świetnie się bawi. Robert zauważa go i stwierdza głośno: "Ja też chcę się bawić autkiem!". Czekam na rozwój wydarzeń. Dogadają się? Obejdzie się bez płaczu i bitwy o autko?

Robert spokojnie bierze do ręki drugi samochód, mniejszy, i dołącza do Michała. Bawią się razem, każdy swoim autkiem.

Takich sytuacji jest coraz więcej. Michał staje się bardziej kontaktowy, łatwiej wciągnąć go we wspólna zabawę, z czego Robert chętnie korzysta. Myślę, że za rok o tej porze będą mieć już swoje ulubione sprawdzone zabawy i własny, braterski świat, do którego od czasu do czasu zaproszą rodziców. Kiedy tak patrzę, jak oni szybko rosną i wspaniale się rozwijają, myślę sobie - a może nawet nastąpi to wcześniej niż za rok? :)