wtorek, 26 marca 2019

Mamo, czy potrzebujesz pomocy?


Artykuł powstał przy współpracy z NocnaNiania.com.

Sytuacja sprzed tygodnia: wracam z konsultacji z fizjoterapeutą. Spędziłam w sumie dwie godziny bez moich maluchów, które zostały pod opieką taty i babci. Dowiedziałam się, że muszę znacząco zmienić niektóre ze swoich nawyków, jeśli chcę wrócić do formy. Kiedy dotarłam do domu, okazało się, że dzieci bardzo źle zniosły rozłąkę. Dwie godziny beze mnie okazały się katorgą dla wszystkich.

Sytuacja nieco wcześniejsza: planuję wspólne wyjście z moim mężem. Kiedyś często gdzieś razem bywaliśmy. Teraz przed każdą taką okazją trzeba przemyśleć milion spraw: czy jest sens, żebyśmy brali ze sobą dzieci? Czy to będzie dla nich przyjemna forma spędzania czasu, czy będą bezpieczne, czy wszędzie uda się nam z nimi wejść? Czy będą się dobrze czuły, czy będą spokojne, czy inni będą się dobrze czuli w ich towarzystwie? A może jednak poszukać dla nich opieki? Czy znowu zawracać głowę ich babci, czy może lepiej poczekać na okazję, kiedy jej pomoc będzie bardziej potrzebna?

Bo przecież różnie bywa. Czasem na przykład ląduje się w szpitalu. Tak jak ja, ups, trzy razy w ciągu minionego roku. Wtedy też potrzebna jest opieka nad dzieckiem. I to dziecko niekoniecznie będzie wtedy słodkim, radosnym maluchem, jakim jest na co dzień. Może być marudny, zdezorientowany, stęskniony za mamą.

Przeważnie sobie radzisz.


Przecież wiadomo, że nie po to zostałaś mamą, żeby nie zajmować się dzieckiem, nie spędzać z nim czasu. Godzisz bycie mamą z różnymi aktywnościami, z planami, pasjami, nieraz nawet z pracą.

Czasem jednak musisz: 
  • coś załatwić. Urząd, lekarz, dentysta, fizjoterapeuta... Nie wszędzie da się pójść z dzieckiem.
  • spędzić trochę czasu ze starszym dzieckiem. Może starszak tęskni za czasem, kiedy w domu nie było niemowlaka i miał rodziców tylko dla siebie. Może chciałby, tak jak latem, pobawić się z mamą na placu zabaw
  • po prostu odpocząć. Chyba coraz częściej dociera do ludzi, że rodzic ma prawo tak po prostu odpocząć, bez dziecka. W końcu szczęśliwy rodzic to szczęśliwe dziecko,  a czasem do tego szczęścia konieczne jest oderwanie się od codzienności, naładowanie baterii poprzez odrobinę beztroski i po prostu chwila dla siebie.

A może nie jest aż tak różowo?


Przecież macierzyństwo, jak każde wyzwanie, wiąże się z trudnościami. Może Twoje dzieci chorują. Może Ty sama potrzebujesz silnego wsparcia, może masz depresję poporodową? Może nie masz tak dobrze jak ja, że babcia dziecka mieszka w pobliżu, a tata dziecka jest przy Tobie codziennie, może spędzasz całe dnie i noce sama z dzieckiem? 

Może czujesz, że to wszystko jest dla Ciebie trudne: karmienie, wstawanie w nocy, noszenie dziecka na rękach (jest lekkie tylko przez pierwsze 10 minut!), kąpanie, uspokajanie... To wcale nie jest tak, że każdej mamie przychodzi to naturalnie i z łatwością. Musisz się nauczyć. Nauczysz się :)

Prawda jest taka, że nie jesteś w stanie dać z siebie więcej, niż w sobie masz. Jeśli brakuje Ci siły, wiedzy, umiejętności, cierpliwości, musisz skądś zaczerpnąć. Musisz zadbać o siebie.

Niania, opiekunka, babcia?


Pierwszym, intuicyjnym wyborem jest chyba najczęściej osoba z rodziny. Jeśli masz taką osobę i Wasze relacje są na tyle dobre, że po prostu wiesz, że zawsze możesz na nią liczyć - tylko się cieszyć! Warto jednak mieć w zanadrzu co najmniej jedno rozwiązanie alternatywne. Osoba, o której myślisz, może się rozchorować, może nie mieć czasu albo zwyczajnie chcieć odpocząć.

Ja sama staram się nie nadużywać pomocy ze strony babci moich chłopaków, staram się prosić ją o pomoc tylko w naprawdę wyjątkowych sytuacjach. Bo takie sytuacje były i będą. Jeśli oczekuję od kogoś, że rzuci wszystko i zajmie się moimi dziećmi np. w czasie mojego pobytu w szpitalu, nie chcę oczekiwać, że będzie równie gotowa do pomocy, gdy będę chciała po prostu pójść na randkę z mężem. Wydaje mi się to po prostu nie do końca w porządku. 

Oczywiście, nie każdy też ma na tyle dobrą relację z osobami z rodziny. Czasem naprawdę nie ma kogo zaangażować do opieki nad dzieckiem.

Opiekunka może być wykwalifikowana lub nie. Ja, jak już kiedyś Wam wspominałam, pracowałam jako opiekunka, choć nie miałam skończonego żadnego kursu. Jestem ogromnie wdzięczna osobom, które zdecydowały się dać mi szansę i powierzyć mi opiekę nad swoim dzieckiem.

Zrozumiałe jednak, że rodzice często szukają profesjonalnej opieki dla swojego dziecka. Chcą mieć pewność, że osoba, której powierzają swój największy skarb, jest fachowcem. W tym celu szukają agencji zrzeszającej wykwalifikowane nianie, osoby z przygotowaniem zawodowym, z doświadczeniem poświadczonym certyfikatami i dyplomami.

NocnaNiania.com




Jedną z takich agencji jest NocnaNiania.com. Zrzesza ona położne i pielęgniarki, które dzięki swojej wiedzy i doświadczeniu służą fachowym wsparciem przede wszystkim świeżo upieczonym mamom (ale nie tylko im). Oferują dyspozycyjność od pierwszego dnia życia maleństwa, w dzień i w nocy.

Kiedy przypomnę sobie moje początki, pierwsze dni w roli mamy Roberta, trochę żałuję, że nie wiedziałam wówczas o istnieniu takiej formy wsparcia. Nawet jeśli ostatecznie poradziłam sobie całkiem dobrze. 

Niania - położna z agencji NocnaNiania.com służy pomocą i radą przy pielęgnowaniu noworodka, pomaga przy pierwszej kąpieli, doradza przy problemach z karmieniem piersią, pokazuje różne techniki przykładania dziecka do piersi, podpowiada rozwiązania. Kiedy mama potrzebuje czasu, by wrócić do sił po porodzie, niania wyręcza ją w wielu czynnościach, np. dba o pielęgnację dziecka w nocy, przynosi je do karmienia lub karmi butelką. 

Niektóre z usług oferowanych przez NocnąNianię.com skojarzyły mi się ze wsparciem, jakie otrzymałam od mojej położnej środowiskowej. Jednak położna środowiskowa przyjeżdża do mamy maluszka tylko cztery razy, i to nie zawsze w takich godzinach, w których jej pomoc najbardziej by się przydała. 

Mamo, czy potrzebujesz pomocy? Możesz z niej skorzystać!


Utarło się przekonanie, że mama musi. Musi umieć, musi wiedzieć jak, musi mieć siłę, musi zawsze chcieć, musi być niezawodna. Powoli, bardzo powoli świat zaczyna dostrzegać, że mamy też mogą. Mogą być zmęczone, mogą się uczyć, mogą popełniać błędy, mogą prosić o pomoc. 

Kiedy niedawno zaczęto mówić w mediach o usłudze nocnej niani, pojawiły się głosy, że to kontrowersyjna usługa. Czy naprawdę to, że można być mamą i potrzebować pomocy, budzi aż takie kontrowersje?

Pora przestać się przejmować czyimś wyobrażeniem na temat tego, co musisz, młoda mamo. Jeśli potrzebujesz pomocy, warto zastanowić się przede wszystkim nad tym, kogo możesz o nią poprosić. Może to będzie ktoś z rodziny lub znajomych, może opiekunka-amatorka, może wykwalifikowana niania-położna, o jakich pisałam. Ważne, by była to osoba, której możesz zaufać. W końcu powierzasz jej najcenniejszy skarb - swoje dziecko.


Obecnie NocnaNiania.com działa w takich miastach jak: Wrocław, Warszawa, Lubin, Legnica, Poznań, Kraków, Katowice i Opole.
Więcej informacji na temat agencji i realizowanych przez nią usług znajdziecie na jej stronie internetowej.

czwartek, 21 marca 2019

#shareweek2019: o tym, co dało mi czytanie innych blogów.


Przyznam, że nie mogłam się doczekać kolejnej edycji #shareweek. To jest jedna z najfajniejszych akcji w blogosferze. Polega na tym, że po prostu, bezinteresownie sprawiasz komuś przyjemność. Polecasz wybrane blogi innym i piszesz, dlaczego właśnie one są dla Ciebie takie wyjątkowe.

Tegoroczny #shareweek zbiegł się trochę w czasie z tym, że dość niedawno opadły mnie wątpliwości: czy to moje blogowanie ma w ogóle sens? Czy ktoś to czyta? Przez prawie dwa tygodnie w lutym nie opublikowałam nic nowego, bo nie miałam pojęcia, co zrobić, żeby ta pisanina jakoś dotarła do ludzi. A potem opublikowałam nowy tekst i okazało się... że jednak czytają. Komentują, sami, nieproszeni.

Mój tegoroczny #shareweek będzie może trochę nietypowy - a może jednak nie? Chcę przedstawić Wam ludzi, do których w jakiś sposób przywiązałam się przez te dwa lata działania w blogosferze. Ludzi, którym coś zawdzięczam i którzy po prostu robią dobrą robotę.

Zeszłoroczne zestawienie.


Ponieważ nie chcę się powtarzać, a większość blogów z tego zestawienia mogłaby spokojnie znaleźć się również w tegorocznym - zajrzyjcie proszę do mojego poprzedniego shareweekowego wpisu :)

W tym gronie chciałabym mimo wszystko wyróżnić Mamę pod prąd. Kochani, o ile mogę użyć takich słów w odniesieniu do innej blogerki, ja jestem z Eli dumna! To jest po prostu niesamowite, jak rozkręciła się przez ten rok. Liczba jej czytelników ciągle się powiększa, a teksty są, jeśli to możliwe, coraz mądrzejsze, odważniejsze, istotniejsze. Jak ona to robi? Zobaczcie sami :) http://www.mamapodprad.pl/

Osoby, do których regularnie wracam.


1. Madka roku: https://madkaroku.com/

Wspaniała i serdeczna osoba, jedna z tych, na które zawsze mogę liczyć. A jak pisze? Tak, że nieraz płakałam przez nią ze śmiechu! :) Dialogi jej dzieci, spisane po mistrzowsku, w sposób ujawniający niewątpliwy talent literacki Kasi - wierzcie mi, to jest po prostu perfekcyjne. 

Chcecie próbkę? 
"– Dzieci, nie! – zawyłam jak zraniony dzik w kniei, zanim panna F. powyłamywała bratu wszystkie palce – nie pokazujemy takich gestów. I nie mówimy brzydkich słów.
– A dlaczego one są brzydkie, takie słowa? – zainteresował się Średni.
– No… bo są uznane powszechnie za obraźliwe.
– A przez kogo? – badał dalej temat.
– Przez społeczeństwo.
– A jakie są jeszcze brzydkie słowa? Których nie można mówić? – po Średnim widać było ogromne zainteresowanie i szczerą chęć do nauki. Zaczęłam zdawać sobie sprawę, że coś mi średnio idzie to niezwracanie ich uwagi na kwestię przekleństw.
– No, mamusia często mówi cholera -wsypała mnie córka.
– Cholera, wcale nie! – zdenerwowałam się – znaczy się… nie tak często. Nieważne, nie używajcie takich słów, bo to niegrzeczne. Ani takich gestów. Jak komuś tak pokażesz, to będzie bardzo zły i będziesz miał kłopoty."

O tym właśnie mówiłam! Kasia potrafi jednak nie tylko rozbawić, często też wzrusza, nie unika trudnych, poważnych tematów.

2. Mama na wypasie: https://mamanawypasie.pl/

Do Oli zaglądam najchętniej po to, by poczytać o poważnych sprawach. Lubię jej szczerość i otwartość, z którą pisze m.in. o problemach z zajściem w ciążę, o wychowywaniu dziecka, o ważnych sprawach dotyczących naszego społeczeństwa. Zajrzyjcie do Oli również po to, by poznać ciekawe propozycje książkowe dla kilkuletnich dzieci.

3. Wesellerka: https://wesellerka.pl/

W tym roku będziemy obchodzić siódmą rocznicę ślubu, odnowienie przysięgi kiedyś planujemy, ale raczej na pewno nie w tym roku. Dlaczego regularnie czytam, co nowego pojawia się na blogu poświęconym tematyce ślubnej i weselnej? Sama nie wiem :) Chyba po prostu przyciąga mnie styl autorki, jej sposób pisania, zabawne i zarazem rzeczowe podejście do tematu. Agata nie stroni jednak też od poważniejszej tematyki. Jeden z ważniejszych tekstów na jej blogu dotyczy przemocy domowej.

Osoby, które zainspirowały mnie w mojej działalności.


Jedną z największych korzyści, jaką dało mi czytanie innych blogów jest to, że mogłam uczestniczyć we wspaniałych akcjach społecznych. Komu dokładnie to zawdzięczam?

1. Magda M. blog: https://www.magdam.com.pl/

Pierwsze, co przychodzi mi do głowy, kiedy zaglądam na bloga Magdy: patrzcie, jakie piękne zdjęcia! Na przykład te z wakacji nad morzem - coś cudownego! Magda jest świetną autorką, która zasługuje na mnóstwo ciepłych słów, zwłaszcza teraz, kiedy dopiero co dźwignęła fanpage po awarii, w wyniku której Facebook usunął wszystkie jej linki. Na szczęście udało się je odzyskać! Magda jest też pomysłodawczynią akcji #blogrudzień, wspaniałego kalendarza adwentowego dla blogerów. Za pomocą tej akcji udało mi się dotrzeć do większego grona odbiorców z moim Brzuszkowym Mikołajem.

2. Popaprana: https://www.popaprana.pl/

Pomysłodawczyni bardzo bliskiej mojemu sercu akcji #ADAtoWYPADA. Czytaliście może tekst, który ona napisała dla potrzeb tej akcji? Przeczytajcie, jest naprawdę wyjątkowy, nietypowy. Ania jest blogerką, którą stanowczo musicie poznać. Jej teksty dają do myślenia, potrafią inspirować, a także bawić. Zajrzyjcie do niej :)

3. Wysmakowana: https://wysmakowana.pl/

Pomysłodawczyni akcji "NiepełnoSPRAWNI - kampania społeczna" (mój tekst w ramach tej akcji ukaże się na początku kwietnia). Charyzmatyczna osoba, która potrafi zmobilizować innych do działania i nie zraża się kłodami rzucanymi pod nogi. Tematy poruszane na jej blogu są bardzo różnorodne: od książek wartych polecenia poprzez kulinaria aż po fotografię :) Każdy znajdzie coś dla siebie!

4. Mocem: https://www.mocem.pl

Małżeński blog o życiu po ślubie, o miłości, wspólnych wartościach, ciekawych pomysłach na prezenty (to coś, co lubię!). Zainspirowali mnie do opisania historii mojego małżeństwa. Trzeba przyznać, że robią dużo dobrego w blogosferze!

Znajomi, którzy też blogują.


1. Let's be together!: http://les-bi-together.blogspot.com/

Ten blog jest taki delikatny i wręcz intymny, że trochę się zastanawiam, czy dziewczyny na pewno chcą, aby ktoś z zewnątrz zaglądał do tego ich światka... Ale z drugiej strony, same kiedyś umieściły linka do siebie w jednym z komentarzy ;) Dość wzruszający jest ten blog, taki codzienny, po prostu o byciu razem. Tak, jego nazwa jest nieprzypadkowa.

2. Kolory życia: http://fiolety.blogspot.com/

Monia to istna artystyczna dusza, i u niej na blogu też jest bardzo artystycznie. Swego czasu zainspirowała mnie do ciekawych eksperymentów w kuchni :) Znajdziecie u niej przede wszystkich rękodzieło, poezję, zdjęcia, relacje z ciekawych miejsc. 


Późno się zrobiło, kiedy tak tu się rozpisywałam o moich ulubionych blogach. Na tym więc poprzestanę, choć pewnie znalazłabym jeszcze niejeden blog wart tego, by o nim wspomnieć. Ale to może już... następnym razem ;)

wtorek, 12 marca 2019

Siedem odcieni zazdrości, czyli "mieć BRATA!"


Od urodzenia chłoniesz wiedzę o otaczającym Cię świecie. Zimno, ciepło, jasno, ciemno. Jest mama i tata. Kiedy płaczesz, ktoś Cię przytula. Uczysz się jeść, patrzeć, poznajesz nowe słowa i zjawiska. Po domu chodzą koty (też chciałbyś się tak szybko poruszać!), na suficie wisi lampa i czasem świeci. Uczysz się przewracać na brzuszek, potem siadać, stawać, chodzić. Dzień po dniu rośniesz, coraz więcej umiesz, coraz więcej wiesz, coraz więcej znasz słów i pojęć. Aż wreszcie słyszysz, że będziesz mieć brata.

Co to znaczy, mieć brata?

Brat to podobno małe dziecko. Taki mały chłopczyk, jeszcze mniejszy niż Ty. Widziałeś już małych chłopców, ale ten brat ma być w jakiś sposób wyjątkowy. Ma być Twój, nasz, ma zamieszkać razem z nami. Tak jak koty.

Nie wiesz wcale, jak się z tym czujesz. Jeszcze nie miałeś brata.

"A co to?"


Kilka razy byłam pytana, czy przygotowałam Roberta na to, że będzie mieć brata. Przyznam, że za każdym razem dziwiły mnie te pytania. Choć umysł mojego dziecka jest nadal dla mnie wielką zagadką (i pewnie w jakimś stopniu zawsze będzie), jestem dość mocno przekonana, że pojęcie brata przekraczało jeszcze możliwości jego rozumienia. Póki ten brat się nie pojawił, nie miał wielkich, okrągłych oczu i maleńkich rączek, był dla Roberta zupełną abstrakcją.

Starałam się przekazywać mu nowinę w sposób pozytywny i entuzjastyczny, ale uważałam też, by nie przesadzić. Żeby nie było tak, że przygotowuję Roberta na coś wspaniałego, prawdziwy prezent, cudowną atrakcję, a okaże się, że przywiozę małego, czerwonego, płaczącego człowieczka, który nie spełni tych zasianych w Robercie oczekiwań.

Wydaje mi się, że niezwykle ważna była ta pierwsza chwila, pierwsze spotkanie. Pochlebiam sobie, że rozegrałam to bardzo dobrze, choć od razu przyznam, że nie kierowała mną żadna mądrość czy wiedza, a po prostu emocje. Ogrom emocji. Nawet nie intuicja, tylko po prostu miłość do tego mojego dziecka, za którym zdążyłam się tak bardzo stęsknić, kiedy byłam w szpitalu. Na chwilę zostawiłam maluszka rodzinie, żeby się wszyscy pozachwycali nowym człowiekiem, a sama rzuciłam się ściskać mojego starszaka.

Jakoś tak ta chwila określiła nasze relacje w powiększonej rodzinie. Michał jest ważny, kochany, dopieszczony - ale Robert też. Wiele się zmieniło, ale nie miłość i czułość, którą dla niego mam. On o tym wie.

Pierwszą jego reakcją na braciszka było zaciekawienie. Ze sto razy pytał mnie z uśmiechem "a co to?", pokazując paluszkiem na Michała. Nieraz pytania były bardziej szczegółowe - odpowiadałam cierpliwie, że to głowa braciszka, a to nos braciszka, a to nóżka braciszka... Te pytania były tak często, że mąż zaczął w pewnym momencie wyrażać niepokój - czy Robert nie jest w stanie zapamiętać odpowiedzi? Myślę, że ta potrzeba ciągłego słyszenia tych samych odpowiedzi to był sposób Roberta na poradzenie sobie z nową sytuacją.

"Mama, chodź tu!"


Sytuacja jakich setki: ja na łóżku karmię Michała, kołyszę go w ramionach, zajmuję się nim, a tu nagle Robert mnie woła. Robert mnie potrzebuje. Biorę Michała na ręce i siadam obok Roberta. Albo odkładam Michała do łóżeczka, jeśli akurat jest to możliwe.

Trochę trudniej robi się wtedy, gdy trzymam Michała na rękach, a Robert koniecznie chce na kolana.

To domaganie się mojej uwagi to właściwie jedyny albo jeden z nielicznych widocznych objawów zazdrości Roberta o braciszka. Robert nie złości się na niego, nie próbuje być wobec niego agresywny, jest dla niego miły i troskliwy. Nie złości się też na mnie, przynajmniej nie bardziej niż wcześniej.

Zaskakująca prawda jest taka, że dwulatek potrzebuje uwagi mamy znacznie bardziej niż niemowlak. Oczywiście, niemowlaki są różne, tak jak różne są dwuletnie dzieci. Moi chłopcy są akurat dość podobni do siebie, obaj (względnie) spokojni, pogodni i na swój sposób samodzielni. Michał ciągle jeszcze dużo śpi, często też po prostu leży, obserwuje świat swoimi wielkimi oczami i uśmiecha się słodko. Robert w wieku dwóch lat to istny żywioł. Zajmowanie się nim jest bardziej angażujące, wymaga więcej skupienia i aktywności. Myślę też, że moja uwaga jest teraz dla niego szczególnie ważna i bardzo mu potrzebna.

"To moje!"


Bardzo często słyszę te słowa. I wiecie co? Jestem za nie ogromnie wdzięczna Robertowi. 

"To moje!" wyraża nie tylko potrzebę posiadania, ale też decydowania o sobie, np. o swoim ciele. Słyszę zdecydowane, bardzo stanowcze "to moje!" w sytuacjach, gdy Robert stawia mi opór, a ja chcąc nie chcąc muszę ten opór przełamać. Czasem trzeba. Zdjąć zaplamioną bluzę, wcisnąć lekarstwo do niechętnej buzi, przyciąć zbyt długą grzywkę... Bardzo doceniam jego asertywność i mam nadzieję, że nigdy nie zostanie ona złamana.

Jego protest "to moje!" skierowany do braciszka nie jest więc tylko wyrazem zazdrości o zabawkę. To znacznie bardziej złożona kwestia. Robert przekazuje tak naprawdę, że nie chce ustępować. Nie chce rezygnować z siebie i swoich potrzeb, chce zaznaczyć swoją autonomię. Kiedy tylko mogę, pozwalam mu na to.

"Proszę, Misiu"


"To moje", zawołał Robert na widok swojej dawnej grzechotki w rączce Michała. Zapytałam go, czy braciszek może się pobawić jego zabawką. Robert bez wahania położył grzechotkę koło Michała i powiedział "Proszę, Misiu".

Robert przeżywa właśnie ten jeden z najszczęśliwszych okresów w życiu dziecka, kiedy rodzice dosłownie zachwycają się każdym jego słowem :) No, prawie każdym - już ze dwa razy dość dobitnie uświadomił nam, że musimy uważać na to, co przy nim mówimy... Zachwyca mnie jego serdeczność wobec Michała. On o tym wie i pewnie nieraz tym goręcej okazuje swoją czułość braciszkowi, bo spodziewa się, że zostanie za to pochwalony. Nie widzę problemu w tym, jeśli takie są jego motywacje. Na prawdziwą, głęboką więź z bratem przyjdzie jeszcze czas. Teraz budujemy dla niej fundamenty.

"Tuli Misio!"


Tak, przytula go, głaszcze, reaguje natychmiast, kiedy Michał płacze - podbiega do niego i okazuje mu czułość. Naśladuje nas we wszystkim, więc również i w czułych gestach. 

Widzi w Michale członka rodziny. Próbuje się z nim bawić, na przykład zasłania mu oczy i woła "a kuku!". Przybija mu piątkę i bardzo się cieszy, kiedy ich rączki się spotykają. Próbuje zderzyć się z nim czołem - "baran, baran, baran, BUM!". Łaskocze go. Problem pojawia się tylko wtedy, gdy próbuje wziąć małego na ręce albo poczęstować go swoim jedzeniem. Ale po to my, rodzice jesteśmy w pobliżu, by odpowiednio zareagować.

Doceniamy i chwalimy każdy taki czuły gest z jego strony. Myślę, że to dla niego ważne, żeby dostrzec w tym wszystkim jego. Michał jest malutki i kochany, ale Robert też jest naszym wspaniałym synkiem i do tego fantastycznym starszym bratem.

"Idź! To tu!"


Ta złość też czasem musi się pojawić. Robert jest przecież tylko dwulatkiem. Uczy się emocji, nieraz sobie z nimi nie radzi i potrzebuje pomocy nas, dorosłych, by się z nimi uporać. To naturalne, że jego złe emocje dotykają czasem i brata. Przy czym to tak naprawdę nie jest wcale złość na brata, to jest złość o to, że ja trzymam brata na rękach.

"Tu!", pokazuje paluszkiem na łóżeczko Michała. Mam odłożyć małego i zająć się Robertem. Czy ustępuję? To zależy od sytuacji. Kiedy widzę, że Michał jest spokojny, a Robert bardzo potrzebuje przytulenia, zgadzam się. Dlaczego ustępuję dwulatkowi? Czy nie boję się, że stanie się przez to rozpuszczony i niewychowany? No jakoś nie. Widzicie, Robert nie może wiecznie tracić i być na drugim miejscu dlatego, że jest starszy. Jego młodszy brat może mnie wzywać i potrzebować w każdej chwili, bo jest małym dzieckiem. Robert też jest jeszcze małym dzieckiem.

Najtrudniej było mu zrozumieć, że karmię brata piersią. Do tej pory był jedynym dzieckiem, które karmiłam. Gdybym miała jeszcze raz przygotowywać starsze dziecko na przyjście na świat rodzeństwa (wierzę, że to już się nie zdarzy), zmieniłabym tę jedną rzecz. Przygotowałabym starszaka na to, że mogę karmić przy nim inne dziecko i nie wpływa to źle na naszą więź. Pokazałabym mu to na przykładzie pluszaka albo lalki. Nie wpadłam na ten pomysł wcześniej.

"Nie wolno, Misiu!"


Właściwie Robert bardzo rzadko zabrania czegoś Michałowi. Jedyne, czego nie wolno, to ciągnąć go za włosy. Oczywiście, wcale mu się nie dziwię. Przecież to musi bardzo boleć. 

Domyślam się, że im starsi będą obaj, tym więcej będzie tego "nie wolno!". Michał będzie umiał coraz więcej, jego obecność w przestrzeni życiowej Roberta będzie coraz bardziej znacząca. Pewnie nieraz pokłócą się o zabawkę lub o formę spędzania czasu.

Nie wiem, na ile będę umiała pozwolić im na samodzielne rozwiązywanie konfliktów, czy będę umiała stać z boku i nie ingerować. Jako idealny rodzic, którym byłam przed urodzeniem Roberta, pewnie tak bym zrobiła ;) Rzeczywistość jest jednak inna. Mimo wszystko wierzę, że żaden z nich nigdy nie usłyszy ode mnie: "ustąp mu, bo jest starszy!" czy "ustąp mu, bo jest młodszy!". Będziemy starali się wypracować wspólne rozwiązanie, ale nikt nie będzie już na dzień dobry na wygranej pozycji.


Co to znaczy, mieć brata? Sama tak naprawdę nie wiem, bo nigdy brata nie miałam. Ale myślę, że jest to cudowne doświadczenie :) Jak w każdej relacji, w tej również pojawią się nieraz ciemne chmury, i nawet więcej niż siedem odcieni zazdrości. Wierzę jednak, że poradzimy sobie z każdym z nich :) Najważniejsza jest miłość, zawsze. A tej nigdy moim synom nie braknie.

środa, 6 marca 2019

#ADAtoWYPADA - List od mojej mamy.


Zaproszenie mojej mamy do współpracy przy pisaniu tego bloga to coś, o czym marzyłam od dawna. Jednak było to dla mnie również największe wyzwanie. Poważnie, łatwiej mi było rozpisywać się tutaj na temat mojego życia osobistego niż wystosować tę jedną małą prośbę "Mamo, napiszesz dla mnie tekst?".

Bo my jakoś nie porozmawiałyśmy nigdy o tym moim blogu. Wiem, że mama czyta go od początku, nieraz nawiązywała w rozmowach do tego, o czym pisałam. Ale nie rozmawiałyśmy o blogu jako takim. Mama nie podziela mojej, delikatnie mówiąc, otwartości w mediach społecznościowych. Pewnie nieraz się łapała za głowę; o jakich rzeczach ja piszę ludziom! Nie wiedziałam, jak zareaguje na moją prośbę. Z bijącym sercem czekałam najpierw na jej odpowiedź - jak się okazało, pozytywną, a potem na list. Dostałam go dziś rano.

Napisałyśmy dla Was ten tekst - czy raczej te teksty - w ramach akcji #ADAtoWYPADA, organizowanej przez autorkę bloga Popaprana. Z całego serca zachęcam do czytania innych tekstów, które powstały w ramach tej akcji. Są niesamowite. Myślę, że ich autorki poprzez swoją otwartość zmobilizowały mnie do tego, żeby odważyć się na ten krok i zaprosić mamę do współpracy.

Już nie przedłużam. Oto list:


               „Ludzie listy piszą ...” tak śpiewali kiedyś, i rzeczywiście ludzie pisali. A jaka radość była z otrzymanego listu! Postanowiłam się sprężyć i znowu napisać list, chociaż nie na pięknej papeterii i bez znaczka pocztowego, ale myślę, że może też wywołać radość u adresatki, mojej młodszej córki.

                              Kochana córeczko !


O właśnie zaczęłam i zaraz skojarzyło mi się z piosenką, której nie cierpiałam. Chodziło mi o słowa „córeczko, wolałabym abyś była chłopcem”. Nigdy nie wolałabym abyś była chłopcem!!!! I nie dlatego, że chłopców podobno wychowuje się łatwiej, i podobno matki kochają synów bardziej, totalne bzdury według mnie.
Stereotypy. Gotowych wzorców na wychowanie człowieka jest pełno…. dla mnie alfą i omegą była jak zawsze książka, w niej szukałam odpowiedzi jak to jest z takim małym człowieczkiem i tak do pierwszego roku życia jakoś tam się sprawdzało  to co dotyczyło rozwoju moich niemowlaków i nawet się cieszyłam jak coś robiłaś wcześniej niż statystyczne dzieci....... a potem to już moją radość zaczęła przysłaniać obawa. Bo tego zrobiło się już bardzo dużo! I zrobiło się trudno, może ciężko to zrozumieć, że cieszyliśmy się, my rodzice Twoi, że jako malutki berbeć nauczyłaś się czytać, pisać i liczyć, i byliśmy tacy dumni i jak staraliśmy się nie być za bardzo dumni..... pewnie ze strachu o Ciebie. Bo Twoje wypowiedzi, jakże mądre i wspaniałe, i takie dla nas oczywiste.... wzbudzały śmiech rodziny, znajomych i to mnie bolało. Człowiek to istota stadna, dopiero później nauczyłam się, że niekoniecznie to stado jest takie ważne. 

Czy przez lata mojej nauki rodzicielstwa popełniłam wiele błędów? Pewnie całe mnóstwo! Teraz Ty jesteś przede wszystkim Żoną i Matką. I jesteś mądrzejsza ode mnie, bo pamiętasz jak to jest wychowywać takie dziecko jak Ty i Twoja siostra, jak cudownie i jak trudno.... Wiem, że będzie Ci łatwiej niż mnie było i mam tylko trochę nadziei, że to przez dom jaki z Twoim Ojcem tworzyliśmy dla Was. Kocham Cię bardzo!

(Zachowałam oryginalną pisownię, trochę tylko poprawiłam spacje i wstawiłam jeden akapit dla przejrzystości). 

Słuchajcie, przeczytałam to teraz i cała drżę. Chyba ze wzruszenia. Może trochę z ulgi, że nie przeczytałam nic o tym, jak okropnie nieraz ze mną bywało, a uwierzcie, byłoby o czym pisać :) 

Moja mama nie chciała nigdy, żebym była chłopcem. To ciekawe, bo ja akurat chciałam :) Sama nie wiem, dlaczego bycie chłopcem wydawało mi się takie fascynujące, bo raczej nie chodziło mi o to, że chłopcom więcej wolno. Nie odbierałam tego w ten sposób, może nie miałam za bardzo porównania, bo spędzałam więcej czasu z dziewczynkami niż z chłopcami. Chyba chciałam być chłopcem, bo wydawało mi się, że wtedy bardziej lubiłabym siebie. Ale jednocześnie chciałam też być ładną dziewczynką, piosenkarką, zakonnicą, a w ogóle to najbardziej chciałam zostać świętą, więc może nie ma sensu zbytnio skupiać się na tym, kim chciałam być w dzieciństwie :D 


"... i byliśmy tacy dumni i jak staraliśmy się nie być za bardzo dumni..... pewnie ze strachu o Ciebie.

Ten strach w sumie towarzyszy mi w jakiś sposób do tej pory. O tym, że moi rodzice są ze mnie dumni, dowiadywałam się - kiedy podsłyszałam jakąś rozmowę na mój temat, albo kiedy spotkałam na ulicy kogoś znajomego i ten ktoś mówił np. "jaka ta mama jest dumna z Ciebie!". Nie słyszałam tego natomiast od rodziców bezpośrednio. Między innymi dlatego powtarzam codziennie moim chłopakom, jak bardzo jestem z nich dumna. Chcę, żeby zawsze o tym wiedzieli. 

Drogie młode mamy, warto mówić naszym dzieciom o tym, że jesteśmy z nich dumne. Wypada, żeby o tym wiedziały. Wypada, żeby znały swoją wartość

 "Bo Twoje wypowiedzi, jakże mądre i wspaniałe, i takie dla nas oczywiste.... wzbudzały śmiech rodziny, znajomych i to mnie bolało.

Inność. To zdanie mogłoby w sumie służyć za niezłe podsumowanie mojego dzieciństwa i dorastania, oczywiście nie całego, tylko tego społecznego aspektu. Najpierw wyprzedzanie rówieśników we wszystkim i inność, później... już po prostu inność ;) To jest coś, o czym nie lubię mówić i z czym nadal mimo wszystko nie do końca sobie radzę. Możecie mi wierzyć albo nie, ale łatwiej jest wyrwać się z toksycznego związku i głośno o tym mówić, niż pogodzić się z tym, że się było małoletnim dziwolągiem. Wiem, że to musiało wpływać i na moich rodziców, i na moją siostrę. Świadomość, że osoba im najbliższa nie jest w pełni akceptowana przez otoczenie. Wiem, że i ja będę się musiała kiedyś z tym zmierzyć jako matka. Pisałam o tym w tekście "Moje dziecko będzie dziwne".

Dziewczynko, dziewczyno, kobieto, odpowiedz sobie na pytanie: czy chcesz być taka sama jak wszyscy w Twoim otoczeniu, czy może jednak chcesz być inna? Bo wiesz, bycie inną oznacza też, że możesz pójść inną drogą, możesz odważyć się na więcej, możesz nie powielać schematów, możesz mieć życie lepsze i ciekawsze niż to, co obserwujesz wokół siebie. Wypada być inną! Warto być inną! 

"Człowiek to istota stadna, dopiero później nauczyłam się, że niekoniecznie to stado jest takie ważne." 

Tak. Człowiek potrzebuje innych ludzi, ale są chwile, kiedy jedyną opcją jest przestać oglądać się na to, co powie tłum. Pamiętam moment, kiedy musiałam podjąć decyzję, tak dosłownie: czy idę za tłumem, czy własną drogą? Chodziło o wybór liceum. Miałam fajną klasę w gimnazjum. Większość osób (w tym moje najlepsze koleżanki) wybrało jedno liceum w najbliższej miejscowości, ja jedna z całej szkoły wybierałam się do Krakowa. To była trudna, ale z perspektywy czasu znakomita decyzja. Kraków zmienił mnie, zmienił moje życie, pozwolił mi się usamodzielnić, rozwinąć skrzydła, zdobyć wiedzę i umiejętności, a także mnóstwo przyjaźni i wreszcie - miłość mojego życia. 

Wypada pójść inną drogą, warto żyć po swojemu, warto zrobić inaczej niż wszyscy. Inni ludzie są Ci dani tylko na jakiś czas, siebie - i konsekwencje swoich decyzji - masz na zawsze :) 

"... jesteś mądrzejsza ode mnie, bo pamiętasz jak to jest wychowywać takie dziecko jak Ty i Twoja siostra, jak cudownie i jak trudno....

Nie spodziewałam się tych słów i jestem mamie ogromnie za nie wdzięczna. Myślę, że to wymagało od niej niewiarygodnej mądrości, odwagi i zarazem pokory. Wiem, czy raczej potrafię sobie wyobrazić, jak ciężko jest spojrzeć na własne dziecko jako na dorosłą osobę, na rodzica. Przecież jeszcze tak niedawno mnie wychowywała, teraz patrzy - z pewnej odległości - jak ja wychowuję jej wnuki. Wiem, że czasem ciężko zaufać, że ktoś, kto dopiero co był niemądrym, niepokornym, zagubionym dzieciakiem, teraz potrafi być odpowiedzialną matką i wie, jak wychować dziecko. Bardzo, bardzo to doceniam i czuję jeszcze większą motywację, by nie zawieść pokładanego we mnie zaufania. 

Tak, pamiętam. Czasem ta moja dobra pamięć jest dla mnie przekleństwem, bo pamiętam i niedobre rzeczy, ale kiedy chodzi o wychowywanie moich dzieci, pamięć jest dla mnie wielkim skarbem i źródłem wiedzy. Pamiętam, jak się czułam jako dziwne dziecko, stara malutka. Pamiętam, czego wówczas potrzebowałam i co miało na mnie wpływ. Możliwe, że będę wiedziała, jak pielęgnować wyjątkowość moich dzieci. 

"Wiem, że będzie Ci łatwiej niż mnie było i mam tylko trochę nadziei, że to przez dom jaki z Twoim Ojcem tworzyliśmy dla Was.

Mamusiu, tak.  
To, co zrobili moi rodzice, jakich dołożyli starań, żeby stworzyć dla nas wspaniały, dobry, ciepły dom, to jest po prostu coś niesamowitego. Oni są oboje jak z obrazka i nie mam tu na myśli ich wyglądu (choć też). To są tacy ludzie, którzy są zawsze w porządku, zawsze stają na wysokości zadania, zawsze robią to, co mają do zrobienia. Nie, nie są idealni, po prostu robią dobrą robotę. Zawsze, we wszystkim. Słuchajcie, moi rodzice oboje doświadczyli w dzieciństwie bolesnej straty, smutku, przeżyli ciężkie chwile. Dom, jaki dla nas stworzyli, znali chyba głównie ze swoich marzeń i z książek, które czytali, bo ich codzienność była inna. Zawsze, nawet w tych chwilach, gdy się kłóciliśmy i miałam wszystkiego dosyć, byłam świadoma tego, jak wyjątkowe jest to, co wspólnie wypracowali. 

Trochę mnie też ta ich wieczna poprawność onieśmiela, bo gdzie mnie do nich. Moja mama nie zostawiłaby brudnych naczyń w zlewie, a u mnie, kurczę, dalej leżą. Skończę pisać i pozmywam. Moja mama jest zawsze punktualna, a ja się często spóźniam.

Mimo wszystko myślę, że wypada być niedoskonałą i nie świadczy to o mnie aż tak źle. W gruncie rzeczy nie te talerze są najważniejsze. Najważniejsza jest miłość. Bliskość, ciepło, wzajemne relacje. Czasem warto trochę wspólnie poleniuchować, nie robić nic pożytecznego, może nawet coś zawalić - ale razem, i mieć z tego frajdę. Oczywiście, bez przesady w drugą stronę. 

"Kocham Cię bardzo!"

 I ja Ciebie też.

Mam nadzieję, że dobrze się Wam czytało ten tekst. I że te wskazówki, nie wypunktowane jak we wpisach innych dziewczyn, ale rozsiane po całym tekście, jednak uda się Wam wyłuskać i wziąć sobie do serca. 

Bardzo się cieszę, że poprosiłam mamę o tych kilka słów. Myślę, że sama sporo dzięki nim zyskałam. Teraz czas, byście zyskali i Wy :)