czwartek, 19 grudnia 2019

Mamo, nie czekaj!


Grudzień sprzyja refleksjom i wspomnieniom. Dla mnie są to szczególne wspomnienia. Trzy lata temu tuliłam noworodka i wszystko było dla mnie tak bardzo nowe. Dwa lata później, również w grudniu, tuliłam następnego noworodka, a śliczny dwulatek patrzył na niego z zaciekawieniem i pytał "A co to?". Wiedziałam już, że pewnymi sprawami nie muszę się tak bardzo przejmować. Nabyłam doświadczenia, a jednocześnie widzę wyraźnie, że większość rzeczy robię jednak tak samo jak za pierwszym razem. 

Choć może nie jestem już nowicjuszką, z upływem czasu mam coraz więcej pokory. Tak jak trzy lata temu, tak i teraz nie czuję się odpowiednią osobą, by uczyć kogoś, jakim powinien być rodzicem. Mam doświadczenie tylko z moją dwójeczką, a skąd w ogóle mogę mieć pewność, że nie popełniam błędów? Czas pokaże. Mogę tylko podpowiedzieć, co u mnie - mam wrażenie - świetnie się sprawdziło.

Mamo, nie czekaj!


Na początku mojej wielkiej przygody z macierzyństwem często słyszałam "poczekaj", "warto poczekać". I jakoś tak wyszło, że nigdy się do tej rady nie zastosowałam. Nie dlatego, że nie chciałam - po prostu tak się złożyło. Może jestem z natury niecierpliwa. Z perspektywy czasu bardzo się cieszę, że nie czekałam! Uważam, że wyszło mi to na dobre. I możesz się ze mną nie zgodzić, tym bardziej, że zapewne słyszałaś nieraz coś zupełnie przeciwnego - ale chciałabym Ci powiedzieć, młoda mamo, że w tych sytuacjach po prostu nie warto czekać.

Nie czekaj z dzieleniem się swoją radością.


"Poczekaj do trzeciego miesiąca z mówieniem o ciąży, bo wcześniej to jeszcze nic nie wiadomo" - znacie to skądś? Ja owszem. Gdy to słyszałam, kiwałam z powagą głową i święcie wierzyłam, że tak właśnie trzeba. Miałam szczery zamiar poczekać do tego trzeciego miesiąca i aż do tego czasu nie zdradzać nikomu mojego słodkiego sekretu, bo przecież jeszcze nie wiadomo... Czy przeżyje

Cóż, tajemnicy przed mężem i tak nie zdołałabym zachować, bo obserwował mnie jeszcze uważniej niż ja sama. Rodzina dowiedziała się zaraz później, pracodawca zresztą też, bo okazało się, że moja pierwsza ciąża była zagrożona i faktycznie nie było jeszcze wiadomo, czy oboje z Robertem wyjdziemy z tego cało. Musiałam więc iść na L4. Jak się skończyło, to dobrze wiecie :) Ale chciałam zwrócić Waszą uwagę na coś innego.

A gdyby moja historia wyglądała inaczej? Gdyby jednak Robert nie przetrwał tych pierwszych, trudnych tygodni? Musiałabym wtedy zmierzyć się z bardzo bolesną stratą... SAMA?

Czy właśnie tego oczekujemy od kobiet, czy z tym się liczymy, kiedy decydujemy się na wszelki wypadek nic nie mówić? Gdybym straciła Roberta, na pewno byłoby to dla mnie potwornie trudne i jestem przekonana, że nie chciałabym zachować tego w tajemnicy. Nie chciałabym przechodzić przez to sama. Powiedziałabym rodzinie, przyjaciołom. Szukałabym w nich oparcia.

Nie twierdzę, ze trzeba od razu powiadamiać o ciąży wszystkich znajomych i cały świat. Ale moim zdaniem, nie warto zwlekać z rozmową z najbliższymi osobami.

Nie czekaj ze spotkaniami z bliskimi ludźmi.


W trosce o zdrowie maleństwa i jego wątłą jeszcze odporność, wiele mam decyduje, by przez pierwsze trzy miesiące po urodzeniu nikt go nie odwiedzał, poza może absolutnie najbliższą rodziną. I ono też nie jest zabierane w odwiedziny. Kiedy piszę te słowa, aż sama sobie nie dowierzam i sprawdzam co chwilę: nie pomyliło mi się coś?

Pierwsza sprawa: ta troska zupełnie na nic się nie zda, gdy maleństwo ma starsze rodzeństwo, które uczęszcza do żłobka lub do przedszkola. Pamiętam, że gdy Michał był malutki i poważnie zachorował, stanęłam przed dylematem: czy powinnam wypisać Roberta ze żłobka na te kilka miesięcy? Byłaby to bardzo trudna decyzja, i na pewno miałaby ogromny, niekoniecznie pozytywny wpływ na Roberta. Na szczęście później było już tylko lepiej.

Obaj moi synowie od początku mają kontakt z wieloma osobami. Zapraszamy gości, zabieramy ich w różne miejsca, do przyjaciół, do rodziny. Mam wrażenie, że dzięki temu wyrastają na otwartych, odważnych chłopców. Łatwo nawiązują kontakty, spotkania rodzinne nie wywołują w nich stresu, który musieliby potem odchorować.

Nie czekaj z dbaniem o swoje potrzeby.


Zadbaj o formę. Nie, wcale nie musisz z tym czekać x lat od urodzenia dziecka. Nie katuj się dietami matki karmiącej, bo to jedna wielka bujda, jedz co chcesz. Nie bądź niezastąpiona, zaangażuj bliskich w opiekę nad dzieckiem, a Ty idź - na fizjoterapię. Na aerobik. Na kawę. Na pogaduchy. Na zakupy. Na co chcesz. Napij się wina, jeśli to sprawia Ci przyjemność. Ufarbuj włosy, zjedz coś niezdrowego, zaszalej. A potem wróć do swojego maleństwa i bądź najlepszą na świecie zrelaksowaną, zadowoloną z życia mamą.

Dlaczego Ci nie wolno? Bo ono jest takie malutkie i zależne od Ciebie?

Cóż, może być też gorzej. Możesz mieć, dajmy na to, wypadek i trafić do szpitala. Wtedy będzie naprawdę nieciekawie, jeśli okaże się, że ta machina nie potrafi zadziałać bez Ciebie.

Nie chodzi mi o to, by wzbudzić w Tobie poczucie wiecznego zagrożenia i zmusić do przewidywania czarnych scenariuszy. Wręcz przeciwnie! Chcę Ci tylko powiedzieć, że... Masz prawo się dobrze bawić. Masz prawo myśleć o sobie. Jak ktoś już to kiedyś powiedział, szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. Czyli tak naprawdę, robisz to też dla niego :)


Co jeszcze dodalibyście do mojej listy? Z czym nie warto zwlekać?

12 komentarzy:


  1. Ja właśnie byłam w takiej sytuacji. Przed Jasiem straciłam dziecko, bardzo to odchorowałam. W trosce o bliskich, starsze rodzeństwo bo oni tą stratę też bardzo przeżyli, na początku bałam się mówić o szczęściu jakim okazały się dwie kreski. Poza mężem, który dowiedział się niemal w tej samej chwili co ja, dłuższy czas nie mówiliśmy nic, aż do chwili, kiedy z zagrożeniem trafiłam do szpitala wtedy nie dało się już ukryć. Czekając by objawić światu wiadomość brałam pod uwagę innych ludzi którzy kilka lat wcześniej ze mną przeżywali stratę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję za ten komentarz :* Rozumiem troskę o bliskich. Ja chyba byłabym w tej sytuacji większą egoistką ;) Warto zatroszczyć się również o samą siebie. Ale tak naprawdę trudno stwierdzić, co zrobiłoby się na miejscu innej osoby, każda sytuacja jest inna.

      Usuń
  2. U nas sytuacja wygląda zupełnie inaczej :) Pochwaliliśmy się już przed czasem, że chcemy dla Alexandra postarać się o siostrę, lub brata. Trzy lata już się staramy, leczymy się a teraz wierzę, że wszystko jest na dobrej drodze.. Do powtórnego bycia rodzicami i aby nasz synek miał rodzeństwo. Jedno jest pewne mój mąż będzie wiedział od razu :) A Kto będzie kolejny o tym zadecydujemy jak test wskaże 2 kreseczki. Dlatego właśnie zapytałam o czym jest tekst bo myślałam, że piszesz o decyzji bycia mamą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, pod tym względem nie chciałabym nikomu nic sugerować. Sama żałuję trochę, że późno zaczęłam starać się o dziecko, bo ostatecznie zajęło nam to półtora roku. Ale trudno przekonywać kogoś, kto nie czuje się gotowy.

      Usuń
  3. Podobają mi się dwa ostatnie punkty: dbanie o siebie i przyzwyczajanie dziecka do otoczenia. Dodałabym do tego, jeśli masz psa, nie pozbywaj się go z powodu dziecka. Dziecko wcale nie musi być alergikiem lub bać się zwierzaków.

    OdpowiedzUsuń
  4. Też słyszałam wielokrotnie to zdanie. Gdy chciałam wrócić do pracy, gdy mając dzieci chciałam dalej dbać o siebie. "Poczekaj, dzieci potrzebują matki, o swoje potrzeby zadbasz później". A ja nie chciałam czekać. Wróciłam do pracy, spełniam się zawodowo, staram się dbać o siebie. Czuję się spełnioną kobietą, wszak nie jestem tylko matką. Z chwilą urodzenia dzieci nie utraciłam swojej kobiecości i tego nie chcę. 😉

    OdpowiedzUsuń
  5. Zawsze najważniejszym punktem jest dbanie o siebie. Tak wiele kobiet o tym zapomina.

    OdpowiedzUsuń
  6. W punkt:) Ja jestem wyznania "Rób tak, żeby Tobie było dobrze" :)

    OdpowiedzUsuń