wtorek, 12 marca 2019

Siedem odcieni zazdrości, czyli "mieć BRATA!"


Od urodzenia chłoniesz wiedzę o otaczającym Cię świecie. Zimno, ciepło, jasno, ciemno. Jest mama i tata. Kiedy płaczesz, ktoś Cię przytula. Uczysz się jeść, patrzeć, poznajesz nowe słowa i zjawiska. Po domu chodzą koty (też chciałbyś się tak szybko poruszać!), na suficie wisi lampa i czasem świeci. Uczysz się przewracać na brzuszek, potem siadać, stawać, chodzić. Dzień po dniu rośniesz, coraz więcej umiesz, coraz więcej wiesz, coraz więcej znasz słów i pojęć. Aż wreszcie słyszysz, że będziesz mieć brata.

Co to znaczy, mieć brata?

Brat to podobno małe dziecko. Taki mały chłopczyk, jeszcze mniejszy niż Ty. Widziałeś już małych chłopców, ale ten brat ma być w jakiś sposób wyjątkowy. Ma być Twój, nasz, ma zamieszkać razem z nami. Tak jak koty.

Nie wiesz wcale, jak się z tym czujesz. Jeszcze nie miałeś brata.

"A co to?"


Kilka razy byłam pytana, czy przygotowałam Roberta na to, że będzie mieć brata. Przyznam, że za każdym razem dziwiły mnie te pytania. Choć umysł mojego dziecka jest nadal dla mnie wielką zagadką (i pewnie w jakimś stopniu zawsze będzie), jestem dość mocno przekonana, że pojęcie brata przekraczało jeszcze możliwości jego rozumienia. Póki ten brat się nie pojawił, nie miał wielkich, okrągłych oczu i maleńkich rączek, był dla Roberta zupełną abstrakcją.

Starałam się przekazywać mu nowinę w sposób pozytywny i entuzjastyczny, ale uważałam też, by nie przesadzić. Żeby nie było tak, że przygotowuję Roberta na coś wspaniałego, prawdziwy prezent, cudowną atrakcję, a okaże się, że przywiozę małego, czerwonego, płaczącego człowieczka, który nie spełni tych zasianych w Robercie oczekiwań.

Wydaje mi się, że niezwykle ważna była ta pierwsza chwila, pierwsze spotkanie. Pochlebiam sobie, że rozegrałam to bardzo dobrze, choć od razu przyznam, że nie kierowała mną żadna mądrość czy wiedza, a po prostu emocje. Ogrom emocji. Nawet nie intuicja, tylko po prostu miłość do tego mojego dziecka, za którym zdążyłam się tak bardzo stęsknić, kiedy byłam w szpitalu. Na chwilę zostawiłam maluszka rodzinie, żeby się wszyscy pozachwycali nowym człowiekiem, a sama rzuciłam się ściskać mojego starszaka.

Jakoś tak ta chwila określiła nasze relacje w powiększonej rodzinie. Michał jest ważny, kochany, dopieszczony - ale Robert też. Wiele się zmieniło, ale nie miłość i czułość, którą dla niego mam. On o tym wie.

Pierwszą jego reakcją na braciszka było zaciekawienie. Ze sto razy pytał mnie z uśmiechem "a co to?", pokazując paluszkiem na Michała. Nieraz pytania były bardziej szczegółowe - odpowiadałam cierpliwie, że to głowa braciszka, a to nos braciszka, a to nóżka braciszka... Te pytania były tak często, że mąż zaczął w pewnym momencie wyrażać niepokój - czy Robert nie jest w stanie zapamiętać odpowiedzi? Myślę, że ta potrzeba ciągłego słyszenia tych samych odpowiedzi to był sposób Roberta na poradzenie sobie z nową sytuacją.

"Mama, chodź tu!"


Sytuacja jakich setki: ja na łóżku karmię Michała, kołyszę go w ramionach, zajmuję się nim, a tu nagle Robert mnie woła. Robert mnie potrzebuje. Biorę Michała na ręce i siadam obok Roberta. Albo odkładam Michała do łóżeczka, jeśli akurat jest to możliwe.

Trochę trudniej robi się wtedy, gdy trzymam Michała na rękach, a Robert koniecznie chce na kolana.

To domaganie się mojej uwagi to właściwie jedyny albo jeden z nielicznych widocznych objawów zazdrości Roberta o braciszka. Robert nie złości się na niego, nie próbuje być wobec niego agresywny, jest dla niego miły i troskliwy. Nie złości się też na mnie, przynajmniej nie bardziej niż wcześniej.

Zaskakująca prawda jest taka, że dwulatek potrzebuje uwagi mamy znacznie bardziej niż niemowlak. Oczywiście, niemowlaki są różne, tak jak różne są dwuletnie dzieci. Moi chłopcy są akurat dość podobni do siebie, obaj (względnie) spokojni, pogodni i na swój sposób samodzielni. Michał ciągle jeszcze dużo śpi, często też po prostu leży, obserwuje świat swoimi wielkimi oczami i uśmiecha się słodko. Robert w wieku dwóch lat to istny żywioł. Zajmowanie się nim jest bardziej angażujące, wymaga więcej skupienia i aktywności. Myślę też, że moja uwaga jest teraz dla niego szczególnie ważna i bardzo mu potrzebna.

"To moje!"


Bardzo często słyszę te słowa. I wiecie co? Jestem za nie ogromnie wdzięczna Robertowi. 

"To moje!" wyraża nie tylko potrzebę posiadania, ale też decydowania o sobie, np. o swoim ciele. Słyszę zdecydowane, bardzo stanowcze "to moje!" w sytuacjach, gdy Robert stawia mi opór, a ja chcąc nie chcąc muszę ten opór przełamać. Czasem trzeba. Zdjąć zaplamioną bluzę, wcisnąć lekarstwo do niechętnej buzi, przyciąć zbyt długą grzywkę... Bardzo doceniam jego asertywność i mam nadzieję, że nigdy nie zostanie ona złamana.

Jego protest "to moje!" skierowany do braciszka nie jest więc tylko wyrazem zazdrości o zabawkę. To znacznie bardziej złożona kwestia. Robert przekazuje tak naprawdę, że nie chce ustępować. Nie chce rezygnować z siebie i swoich potrzeb, chce zaznaczyć swoją autonomię. Kiedy tylko mogę, pozwalam mu na to.

"Proszę, Misiu"


"To moje", zawołał Robert na widok swojej dawnej grzechotki w rączce Michała. Zapytałam go, czy braciszek może się pobawić jego zabawką. Robert bez wahania położył grzechotkę koło Michała i powiedział "Proszę, Misiu".

Robert przeżywa właśnie ten jeden z najszczęśliwszych okresów w życiu dziecka, kiedy rodzice dosłownie zachwycają się każdym jego słowem :) No, prawie każdym - już ze dwa razy dość dobitnie uświadomił nam, że musimy uważać na to, co przy nim mówimy... Zachwyca mnie jego serdeczność wobec Michała. On o tym wie i pewnie nieraz tym goręcej okazuje swoją czułość braciszkowi, bo spodziewa się, że zostanie za to pochwalony. Nie widzę problemu w tym, jeśli takie są jego motywacje. Na prawdziwą, głęboką więź z bratem przyjdzie jeszcze czas. Teraz budujemy dla niej fundamenty.

"Tuli Misio!"


Tak, przytula go, głaszcze, reaguje natychmiast, kiedy Michał płacze - podbiega do niego i okazuje mu czułość. Naśladuje nas we wszystkim, więc również i w czułych gestach. 

Widzi w Michale członka rodziny. Próbuje się z nim bawić, na przykład zasłania mu oczy i woła "a kuku!". Przybija mu piątkę i bardzo się cieszy, kiedy ich rączki się spotykają. Próbuje zderzyć się z nim czołem - "baran, baran, baran, BUM!". Łaskocze go. Problem pojawia się tylko wtedy, gdy próbuje wziąć małego na ręce albo poczęstować go swoim jedzeniem. Ale po to my, rodzice jesteśmy w pobliżu, by odpowiednio zareagować.

Doceniamy i chwalimy każdy taki czuły gest z jego strony. Myślę, że to dla niego ważne, żeby dostrzec w tym wszystkim jego. Michał jest malutki i kochany, ale Robert też jest naszym wspaniałym synkiem i do tego fantastycznym starszym bratem.

"Idź! To tu!"


Ta złość też czasem musi się pojawić. Robert jest przecież tylko dwulatkiem. Uczy się emocji, nieraz sobie z nimi nie radzi i potrzebuje pomocy nas, dorosłych, by się z nimi uporać. To naturalne, że jego złe emocje dotykają czasem i brata. Przy czym to tak naprawdę nie jest wcale złość na brata, to jest złość o to, że ja trzymam brata na rękach.

"Tu!", pokazuje paluszkiem na łóżeczko Michała. Mam odłożyć małego i zająć się Robertem. Czy ustępuję? To zależy od sytuacji. Kiedy widzę, że Michał jest spokojny, a Robert bardzo potrzebuje przytulenia, zgadzam się. Dlaczego ustępuję dwulatkowi? Czy nie boję się, że stanie się przez to rozpuszczony i niewychowany? No jakoś nie. Widzicie, Robert nie może wiecznie tracić i być na drugim miejscu dlatego, że jest starszy. Jego młodszy brat może mnie wzywać i potrzebować w każdej chwili, bo jest małym dzieckiem. Robert też jest jeszcze małym dzieckiem.

Najtrudniej było mu zrozumieć, że karmię brata piersią. Do tej pory był jedynym dzieckiem, które karmiłam. Gdybym miała jeszcze raz przygotowywać starsze dziecko na przyjście na świat rodzeństwa (wierzę, że to już się nie zdarzy), zmieniłabym tę jedną rzecz. Przygotowałabym starszaka na to, że mogę karmić przy nim inne dziecko i nie wpływa to źle na naszą więź. Pokazałabym mu to na przykładzie pluszaka albo lalki. Nie wpadłam na ten pomysł wcześniej.

"Nie wolno, Misiu!"


Właściwie Robert bardzo rzadko zabrania czegoś Michałowi. Jedyne, czego nie wolno, to ciągnąć go za włosy. Oczywiście, wcale mu się nie dziwię. Przecież to musi bardzo boleć. 

Domyślam się, że im starsi będą obaj, tym więcej będzie tego "nie wolno!". Michał będzie umiał coraz więcej, jego obecność w przestrzeni życiowej Roberta będzie coraz bardziej znacząca. Pewnie nieraz pokłócą się o zabawkę lub o formę spędzania czasu.

Nie wiem, na ile będę umiała pozwolić im na samodzielne rozwiązywanie konfliktów, czy będę umiała stać z boku i nie ingerować. Jako idealny rodzic, którym byłam przed urodzeniem Roberta, pewnie tak bym zrobiła ;) Rzeczywistość jest jednak inna. Mimo wszystko wierzę, że żaden z nich nigdy nie usłyszy ode mnie: "ustąp mu, bo jest starszy!" czy "ustąp mu, bo jest młodszy!". Będziemy starali się wypracować wspólne rozwiązanie, ale nikt nie będzie już na dzień dobry na wygranej pozycji.


Co to znaczy, mieć brata? Sama tak naprawdę nie wiem, bo nigdy brata nie miałam. Ale myślę, że jest to cudowne doświadczenie :) Jak w każdej relacji, w tej również pojawią się nieraz ciemne chmury, i nawet więcej niż siedem odcieni zazdrości. Wierzę jednak, że poradzimy sobie z każdym z nich :) Najważniejsza jest miłość, zawsze. A tej nigdy moim synom nie braknie.

12 komentarzy:

  1. Mi się najbardziej podoba to, że mówi do niego "Misio", to takie urocze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to brzmi cudnie :) I tak bardzo pasuje do Michała!

      Usuń
  2. Cześć,
    Bardzo fajnie piszesz! Na pewno będe zaglądać :) Ile miesiecy ma najmłodsze dziecko? Nie mogę znaleźć tej informacji :) Chciałabym Ci serdecznie polecić usługi www.nocnaniania.com :) To coś wiecej niż typowa niania, to wykwalifikowana położna która wspiera mamę i niemowlę w pierwszych tygodniach życia :) Może chciałabyś o nas napisać? napisz marketing@nocnaniania.com Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za wiadomość :) Chętnie napiszę.
      Michał ma 3,5 miesiąca :)

      Usuń
  3. Też nie wiem jak to jest mieć brata, ale wiem jak mieć siostrę. Nie zamieniłabym tego uczucia na żadne inne. Nikt nie rozumie Ciebie i Twojej rodziny tak jak osoba z tym samym DNA.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam siostrę :) Cała magia mojego dzieciństwa to jej zasługa!

      Usuń
  4. Jeśli o mnie konkretnie chodzi to jestem jedynaczką, więc nawet nie wiem co to znaczy mieć siostrę, co to znaczy mieć brata. Za to mam wspaniałych przyjaciół, znajomych z którymi od pierwszych klas szkoły podstawowej chętnie się spotykamy i wspieramy.
    Cierpliwości i wytrwałości, niech dzieciaczki się poznawają i wyrosną na wspaniałe rodzeństwo.
    pozdrawiamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy! :) Bywa, że ta cierpliwość jest naprawdę potrzebna... ale wiem, że w przyszłości zaowocuje to wspaniałą relacją :)

      Usuń
  5. Ja się strasznie bałam, jak mój Średni zareaguje na najmłodszego, bo w ciąży był do mojego brzucha nastawiony bardzo walecznie. Głosił stanowczo: "nie cię dzidzi, nie lubię dzidzi". Jak już przywiozlam najmniejsza kluche do domu, to było takie: "Ooo... Moja ta dzidzia". No i się dogadali. Jakoś. Mniej więcej. Bo cały czas muszę pilnować, żeby jeden drugiemu głowy nie urwał. Z miłości lub wręcz przeciwnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, pilnować trzeba ciągle :) Mój kochany Robert miewa takie chwile, w których śmiejemy się, że ma ADHD: skacze po całym łóżku, biega dookoła brata, chwilami naprawdę niewiele brakuje, żeby dosłownie wlazł mu na głowę.

      Usuń
  6. Ja mam brata, moja forka tez, chociaz ich relacja jest ciut inna, bo są przyrodnim rodzeństwem, a brat mojej córki mieszka ze swoja mamą.

    OdpowiedzUsuń