Skończył się kwiecień, a u mnie nie pojawił się w tym czasie żaden wpis książkowy. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie - w końcu ukazały się w kwietniu aż dwa obszerne teksty o filmach! Dziś natomiast nadrabiam zaległości, a zarazem - wracam pamięcią do pięknych, beztroskich czasów, kiedy książki i baśnie kształtowały moją wizję świata.
Inspiracją do tego tekstu był cykl wpisów gościnnych na blogu Rudym spojrzeniem - Książka z dzieciństwa. Różni blogerzy opisują w nim książki, które wywarły największy wpływ na ich dzieciństwo. Może kiedyś doczekam chwili, kiedy i mnie ktoś poprosi o napisanie wpisu gościnnego :) Póki co, odpowiedź na pytanie o najważniejszą książkę mojego dzieciństwa znajdzie się tutaj.
Kiedy zaczęłam się zastanawiać nad tą odpowiedzią, szybko dotarło do mnie, że nie będę umiała wybrać jednej książki. Było ich tak wiele, tak bardzo mnie ukształtowały, z tak różnych powodów zasługują na wzmiankę... Rozsiądźcie się wygodnie, szykuje się kolejny długi tekst :)
1. Ta pierwsza książka - "Bajeczki z obrazkami", Wladimir Sutiejew.
Książka, którą moja siostra "czytała" mi z pamięci, kiedy byłyśmy bardzo, bardzo malutkie :) Przecudnie ilustrowana i niezwykle mądra. Ogromnie wpłynęła na moją wyobraźnię i sposób postrzegania świata. Dowiedziałam się z niej między innymi, jak narysować domek i kotka, jakimi barwami pokolorować koguta, do czego może się przydać łupina od orzecha, a do czego tyczka-pomocniczka, a także, jak bardzo grzyb może urosnąć na deszczu. "Bajeczki z obrazkami" są również pełne pozytywnych, budujących historii o przyjaźni i wzajemnym wspieraniu się w mniejszych lub większych kłopotach. Nie wyobrażam sobie dzieciństwa bez tej książki.
2. Książki o dziewczętach i dla dziewcząt.
Takich książek było w moim dzieciństwie dużo, ale dwie z nich miały zdecydowanie największe znaczenie - "Ania z Zielonego Wzgórza" Lucy Maud Montgomery oraz "Mała księżniczka" Frances Hodgson Burnett.
Seria o Ani to jedna z dwóch najukochańszych książkowych serii mojego życia (drugą jest oczywiście Jeżycjada, o której nieraz już wspominałam). Trudno opisać słowami, jak duży ślad odcisnęły na moim życiu właśnie te książki. Za każdym razem, kiedy do nich wracałam, odnajdowałam w nich nowe wartości, nowe wzruszenia i nowe radości. Przez wiele lat pokazywały mi, jak wielką wartością jest wyobraźnia, kreatywność, otwarty umysł. A jednocześnie - jak czasem te cechy potrafią utrudnić życie i odnalezienie się w rzeczywistości.
Gdy sięgam pamięcią do mojego dzieciństwa, myślę sobie, że największą lekcją, jaką wówczas wyniosłam z lektury "Ani z Zielonego Wzgórza" było odkrycie, że ten Gilbert wcale nie jest zły. W baśniach i książkach dla dzieci, które czytałam wcześniej, sympatie i antypatie były określone zazwyczaj już na samym początku. Przyjaciel był przyjacielem, wróg wrogiem i to się raczej nie zmieniało. Tymczasem tutaj chłopiec, którego Ania przez lata nie lubiła, okazuje się prawdziwym przyjacielem, a w późniejszych latach tym jedynym i ukochanym mężczyzną. To było dla mnie coś nowego i odkrywczego.
"Mała księżniczka" (którą najpierw poznałam dzięki japońskiej kreskówce, a potem dopiero sięgnęłam po książkę) również niosła ze sobą tę wspaniałą wiadomość, że dzięki wyobraźni możesz być, kim chcesz. Sara stała się dla mnie ogromnie ważną postacią, bo widziałam w niej wiele cech podobnych do moich własnych (opowiadanie bajek!), a wielu innych mogłam się od niej nauczyć. Jedną ze scen, które zrobiły na mnie największe wrażenie, była ta, w której wygłodniała Sara dzieli się świeżo zakupionymi bułeczkami z napotkaną małą żebraczką. To wrażenie zostało mi chyba na całe życie - ta świadomość, myśl, że kiedy cierpisz, kiedy coś Ci dolega, w pobliżu może być ktoś, kto cierpi jeszcze bardziej i komu mimo wszystko możesz pomóc.
Jest jeszcze jedna dziewczynka, o której muszę tu wspomnieć, zdecydowanie mniej znana niż dwie wcześniej wymienione bohaterki - "Marysia z II klasy" Zofii Jasnoty. Książka kupiona przez moich rodziców chyba dlatego, że Marysia na ilustracjach uderzająco przypominała wówczas moją siostrę :) Jest to zdecydowanie literatura o charakterze dydaktycznym, ma uczyć i wychowywać w duchu wiary katolickiej. Jest przy tym dobrze i przystępnie napisana - sposób prowadzenia narracji i dialogów kojarzył mi się trochę z Musierowicz, choć bez jej poczucia humoru. Książki o Marysi są również wartościowym źródłem informacji o innych ciekawych lekturach - to z nich dowiedziałam się m.in. o "Słoneczku" Marii Buyno-Arctowej, o "Polyannie" i o "Niewidzialnej ręce".
3. Baśnie z dzieciństwa.
Było ich całe mnóstwo, ale te najważniejsze to "Piotruś Pan" oraz baśnie Andersena, w szczególności "Królowa Śniegu" oraz "Calineczka" (a także "Mała Syrenka", choć muszę przyznać, że to raczej disneyowska wersja tej baśni zdobyła moje serce).
We wspomnianych baśniach Andersena widzę zresztą dużo podobieństw, z pewnością dlatego, że każda z nich jest w jakimś stopniu odzwierciedleniem życia autora. W każdej z nich pojawia się silna postać kobieca, która ma wielkie marzenie (lub jak Calineczka po prostu chce przetrwać) i niespodziewanie dla samej siebie wyrusza w długą i niebezpieczną podróż, by je spełnić. Na swojej drodze spotyka osoby pozornie życzliwe i pomocne, które jednak mają własne ukryte intencje i starają się ją zatrzymać. Spotyka też osoby szczerze pomocne. Ostatecznie, po wielu perypetiach osiąga wymarzony cel. Myślę, że te postaci bardzo wpłynęły na kształtowanie mojego charakteru i w jakimś stopniu dzięki nim jestem osobą gotową dążyć do celu pomimo niepowodzeń.
"Piotruś Pan" natomiast, baśń napisana przez Jamesa Matthew Barriego, to dla mnie po prostu ideał baśni z dzieciństwa. Jest w niej wszystko, co najpiękniejsze: cudowne przygody, przepiękne miejsca, magiczna kraina, czary, wróżki, syreny... Już sam punkt wyjścia - baśniowe istoty odwiedzające dzieci nocą i zabierające je do zaczarowanej krainy - niesamowicie wpłynął na moją dziecięcą wyobraźnię. Rzecz jasna, marzyłam o podobnej przygodzie, wyobrażałam ją sobie, te wizje pojawiały się w moich zabawach i w bajkach, które wymyślałam.
4. Książki, które uczą i bawią.
Wierzcie lub nie, ale to jeden z najcudowniejszych punktów mojego dzieciństwa. Nasi rodzice bardzo dbali o to, żebyśmy z siostrą miały dostęp do wartościowych książek edukacyjnych. Na naszej półce z książkami było całe mnóstwo pozycji takich jak "Księga pytań i odpowiedzi", "Encyklopedia dla najmłodszych", "Atlas dla najmłodszych". To po prostu niesamowite, ile dowiedziałam się dzięki takim książkom! Muszę oczywiście przyznać, że kochałam je głównie ze względu na piękne i nieraz bardzo realistyczne ilustracje, jednak ich treść również była dla mnie bardzo ważna, a wiedza zdobyta dzięki nim przydaje mi się nieraz do tej pory. Jest dla mnie pewne i oczywiste, że mój synek również będzie miał możliwość poznawania świata dzięki takim wartościowym lekturom :)
Poniżej przedstawiam Wam kilka tych najukochańszych:
"Poznaję świat"
I co z tego, że nie było w nich przygód ani bajek? Ja sama wymyślałam przygody i bajki! :)
5. Książka, która łączy w sobie wiele innych - "Podajmy sobie ręce".
Zdaje się, że to był podręcznik szkolny, natomiast ja nigdy się z niego nie uczyłam. Czytałam go w domu jak jedną z wielu książek z bajkami.
Książka zawiera mnóstwo opowiadań oraz fragmentów innych książek. Dzięki niej po raz pierwszy zetknęłam się m.in. z Pippi Langstrumpf (a raczej z Fizią Pończoszanką, bo tak się w tej wersji nazywała) oraz z bohaterami książki "Dziki koń spod kaflowego pieca", dzięki niej poznałam opowiadanie o niewidzialnej dziewczynce z serii o Muminkach. Oraz wiele, wiele innych. W tej książce pojawia się też opowiadanie o kotach, które do tej pory jest dla mnie jedną z najpiękniejszych historii o miłości.
Poza niewątpliwymi walorami treści, książka ma również przepiękne ilustracje. Nie da się ukryć, że ilustracje zawsze miały dla mnie duże znaczenie.
6. Ta ulubiona - "W pustyni i w puszczy", Henryk Sienkiewicz.
Poznałam tę książkę wcześniej niż moi rówieśnicy. Kiedy ją przeczytałam, nawet nie chodziłam jeszcze do szkoły. Mimo iż wiekowo (i nie tylko wiekowo) bliższa była mi postać Nel, z jakichś powodów po lekturze tej książki najbardziej pragnęłam być Stasiem, przeżywać przygody i troszczyć się o swoją małą przyjaciółkę.
Przez lata odpowiedzią na pytanie, jaka jest moja ulubiona książka, było właśnie "W pustyni i w puszczy".
7. Komiks.
Szczerze mówiąc, to był pierwszy punkt, który przyszedł mi do głowy. Choć zawsze byłam molem książkowym, komiksy przeczytane w dzieciństwie miały na mnie bardzo duży wpływ, może nawet większy niż książki. W szczególności były to trzy komiksy, a każdy z nich krańcowo różny. Jeden z nich to piękny komiks o błogosławionej Laurze Vicuna - oczywiście chciałam być taka, jak ona ;) Drugi to komiks, a w zasadzie cała seria o Barbie. Śmiejcie się, ale nauczyłam się z niego wielu mądrych rzeczy, między innymi właściwego podejścia do osób niepełnosprawnych - to była lekcja na całe życie! Poza tym, wierzcie lub nie, ale moja suknia ślubna była wzorowana na jednej z sukni Barbie :)
Tym najważniejszym natomiast był komiks zatytułowany "Ponad krainą cieni", czyli piąty zeszyt z ukochanej przeze mnie serii o Thorgalu. Przepiękna opowieść o miłości silniejszej niż śmierć i skłaniającej do ogromnych poświęceń. Miałam zaledwie 4 lata, kiedy trafiłam po raz pierwszy na ten komiks, i być może dlatego zrobił na mnie aż tak wielkie wrażenie.
"Ponad krainą cieni" uwrażliwiło mnie na piękno przyrody (rysunki są po prostu oszałamiająco piękne!), wpłynęło na moje późniejsze zainteresowanie mitologią oraz tematyką cofania się w czasie. Przede wszystkim ukształtowało we mnie fascynację historiami o dalekich i niebezpiecznych podróżach, a także wspomniany wcześniej wzorzec silnej kobiecej postaci, uparcie dążącej do celu i zdolnej do wielkich poświęceń w imię miłości.
Hm, zatem bohaterkami mojego dzieciństwa były takie postaci jak heroiczna Shaniah z komiksu o Thorgalu, jeszcze bardziej heroiczna Laura Vicuna, Mała Syrena, a także m.in. Wanda, co nie chciała Niemca oraz wiele innych dzielnych, skorych do poświęceń kobiet. Czy ja miałam jakiekolwiek szanse, by wyrosnąć na normalną osobę? ;)
Hm, zatem bohaterkami mojego dzieciństwa były takie postaci jak heroiczna Shaniah z komiksu o Thorgalu, jeszcze bardziej heroiczna Laura Vicuna, Mała Syrena, a także m.in. Wanda, co nie chciała Niemca oraz wiele innych dzielnych, skorych do poświęceń kobiet. Czy ja miałam jakiekolwiek szanse, by wyrosnąć na normalną osobę? ;)
A tak bardziej przyziemnie - spójrzcie na sukienkę Shaniah. Czy ja już Wam kiedyś wspominałam, że mam w szafie jedenaście czerwonych sukienek?
Było jeszcze wiele innych książek...
"Dzieci z Bullerbyn" Astrid Lindgren. "Alicja w Krainie Czarów" Lewisa Carrolla. "Szatan z siódmej klasy" Kornela Makuszyńskiego. Cała seria o Leśnym Ludku napisana i zilustrowana przez Tony'ego Wolfa. "Czarnoksiężnik z krainy Oz" L. Franka Bauma. Seria o Tomku Wilmowskim autorstwa Alfreda Szklarskiego. Mnóstwo małych książeczek z serii "Poczytaj mi mamo". Zbiory legend polskich, a także legend z całego świata, m.in. polinezyjskich. Niewspomniane przeze mnie wcześniej, ale bardzo ważne dla mnie, różne egzemplarze Biblii dla dzieci.
Moje dzieciństwo bez książek byłoby z pewnością o wiele mniej bogate. Dzięki nim poznałam mnóstwo cudownych historii, nauczyłam się wielu przydatnych rzeczy, dzięki nim kształtowała się moja wyobraźnia i zdolność tworzenia własnych historii. Myślę, że w życiu każdego dziecka powinno znaleźć się miejsce na wiele pięknych książek :)
Podajmy sobie ręcę to był świetny podręcznik. Obecnie uczę na tych rządowych i są straszne, pełne błędów merytorycznych. Nie cierpię ich
OdpowiedzUsuńO widzisz :) Ja czytałam ten podręcznik dla przyjemności, do tej pory jestem pod wrażeniem, ile fragmentów wartościowej literatury udało się tam zmieścić jego twórcom :)
UsuńWiele z tych książek to i moje ulubione <3 Szczególnie Baśnie Andersena. Miałam jeszcze "Przygody Lisa Witalisa" rysowane przez Szancera.
OdpowiedzUsuńTo był chyba najlepszy polski ilustrator.
UsuńJa w dzieciństwie rozczytywałam się w Adamie Bahdaju. 0:1 do przerwy. Uwaga czarny parasol. Kapelusz za sto tysięcy. Teraz synowi je czytam. Baśnie Andersena to piękne wydanie, miała moja przyjaciółka. Bardzo jej zazdrościłam tej książki.
OdpowiedzUsuńJa miałam jeszcze inne wydanie, z bardzo artystycznymi ilustracjami. Niestety nie pamiętam, kto był ich autorem.
UsuńAch... przygody piegowatej marzycielki... zaczytywałam się. Zbierałam kurki, poziomki i jagody, sprzedawałam na targu, żeby kupić całą serię w pięknym pudełku.
OdpowiedzUsuńPiękne wspomnienia! :)
UsuńZnam większość z wymienionych książek, az miło wracać do wspomnień. Pamietam też opowiadanie o Plastusiu z podrecznika szkolnego.
OdpowiedzUsuńO, ja też bardzo lubiłam Plastusiowe przygody :)
UsuńWow ile wspomnień! Większość tych książek pamiętam, zwłaszcza ten żółty atlas dla dzieci:)
OdpowiedzUsuńO tak, uwielbiałam go :) I te wszystkie piękne stroje ludowe, które w nim były :)
UsuńWszystkie znam , wspominam z wielkim rozrzewnieniem - i żałuję, że nie zatrzymałam swoich egzemplarzy z dzieciństwa :( Teraz nadrabiam - wyszukuję w antykwariatach i na targach staroci :)
OdpowiedzUsuńMy też nadrabiamy. Wiele naszych egzemplarzy "rozeszło się" do znajomych dzieci :)
UsuńUwielbiałam "Małą księżniczkę" mam ją do dzisiaj. Niestety wszystkie inne książki z dzieciństwa pooddawałam, a teraz tak strasznie tego żałuję...:(
OdpowiedzUsuńMam podobnie z książkami z dzieciństwa, a także z niektórymi zabawkami...
Usuń"Bajeczki z obrazkami"! Zupełnie o tej książeczce zapomniałam, a kochałam oglądać te obrazki! Dzięki, za przypomnienie, muszę sprawdzić, czy jeszcze rodzice gdzieś ją mają...
OdpowiedzUsuńCudowna książka :)
UsuńO! Miałam taki atlas, pewnie nadal jest gdzieś u moich rodziców!
OdpowiedzUsuńJeśli się jeszcze nie rozsypał :) Pamiętam, że były dość nietrwałe.
Usuńniektóre z tych książek znam i pamiętam, a Anię z Zielonego Wzgórza nawet mam w tym samym wydaniu :D w komentarzach widzę jeszcze kilka znanych mi tytułów :) ech... rozrzewniłam się :)
OdpowiedzUsuńU moich rodziców na półce z książkami jest cała seria o Ani właśnie w tym wydaniu :)
UsuńWiększość z tych książeczek znam, nawet miałam a nawet chyba jeszcze mam w domu ten sam podręcznik.
OdpowiedzUsuńJa też chciałabym go nadal mieć :)
UsuńMyślę, że są chyba jeszcze w antykwariatach, bądź w bibliotekach, czasem takie książki stoją gdzieś w kącie nie ruszane kilka lat;-p.;-)
UsuńHm, może poszukam :)
UsuńAnia z Zielonego Wzgórza to tez mój klasyk:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam, tak jak i inne książki L. M. Montgomery :)
Usuń"Ania z Zielonego Wzgórza" to była moja zmora z dzieciństwa. Moja mama zawsze powtarzała, że to fantastyczna książka, a dla mnie to takie nudy, że aż głowa boli. Z charakteru jestem całkowitym przeciwieństwem Ani i pewnie dlatego mnie ta bohaterka bardzo irytowała :)
OdpowiedzUsuńMoże to faktycznie kwestia charakteru. Ja jestem dość podobna do książkowej Ani. Nawet nie utożsamiałam się z nią jakoś szczególnie, ale książka o niej była dla mnie interesująca.
UsuńA jakie książki Ty lubiłaś w dzieciństwie?
Bajeczki z obrazkami i Poznaję Świat uwielbiałam :) Są gdzieś jeszcze u mojej mamy na strychu :)
OdpowiedzUsuńTo były naprawdę znakomite książki! :)
UsuńCała seria o Ani <3
OdpowiedzUsuńMała Księżniczka <3 <3 Chyba nawet mam to samo wydanie ;)
Już czytając Twój tekst zauważyłam, że miałyśmy podobne ukochane lektury :)
UsuńPamiętam niektóre z tych pozycji
OdpowiedzUsuńKtóre na przykład? :)
UsuńJakoś nie pamiętam książki o Marysi.....
OdpowiedzUsuńNaprawdę? Były dwie, "Marysia z II klasy" i "Szare i świąteczne dni Marysi". W pierwszej Marysia szła do komunii, był poruszany problem kłamstwa, był znajomy niepełnosprawny chłopiec (Julek albo Jurek, nie pamiętam), starsza pani z sąsiedztwa... No i właśnie bardzo dużo o Bogu, o świętych ludziach, również o świętych miejscach... Takie dość przystępnie napisane moralizowanie :) Ania pewnie pamięta.
UsuńMam do dziś kilka z tych książek, Baśnie Andersena leżą prawie nietknięte, tak dbałam o te egzemplarze. Było tego sporo - choć obecnie mamy tak duży wybór, że nasze dzieci mogłyby być zaskoczone tak niewielką biblioteką.
OdpowiedzUsuńTeraz jakoś tak wszystkiego jest więcej :D
Usuń