Pamiętam, jak w zamierzchłych przed-Robertowych czasach świętowałam moje dwudzieste dziewiąte urodziny w gronie znajomych z pracy. Ktoś wówczas rzucił żartem, że dopiero za rok będę się przejmować swoim wiekiem, gdy skończę 30 lat. Ku zdziwieniu moich rozmówców odpowiedziałam wówczas, że myśl o tej zbliżającej się trzydziestce jest dla mnie przyjemniejsza niż świadomość, że właśnie skończyłam dwadzieścia dziewięć lat.
Naprawdę tak było. Myślałam o tej magicznej trzydziestce jako o przełomowym punkcie w życiu, o takiej barierze, za którą będzie inaczej. Uważałam, że do trzydziestych urodzin na pewno wydarzy się coś, co bardzo zmieni moje życie: albo pojawi się dziecko, albo osiągnę coś wyjątkowego w sferze zawodowej. I rzeczywiście pojawił się Robert :) Choć moje przyjęcie urodzinowe było wyjątkowo skromne, czułam się fantastycznie: byłam trzydziestoletnią kobietą, mamą.
Już od roku jestem kobietą po trzydziestce. Mam dom, rodzinę, wspaniałych przyjaciół, najprzyjemniejszą pracę na świecie (i to nie jest żadna przenośnia, naprawdę tak uważam), mam swoją przestrzeń do działania, mam pomysły do zrealizowania i plany na przyszłość. To całkiem miły bilans. Lubię swoje życie, zarówno w chwili obecnej, jak i w perspektywie zmian, które powoli nadchodzą.
Nie czuję się staro. Bawi mnie trochę, jak znajomi próbują mi czasem wytłumaczyć, że przecież jestem jeszcze bardzo młoda. Ja o tym wiem :) Zresztą, ilekroć zaczynam się czuć trochę zbyt zaawansowana wiekowo, wyobrażam sobie siebie w wieku stu lat, wspominającą z rozbawieniem: "a jak miałam trzydzieści lat, wydawało mi się, że jestem już stara!". Powiem Wam, że to naprawdę pomaga!
Nie czuję się staro, ale czuję się inaczej. Czuję, że nie jestem już dwudziestolatką. Spróbuję podsumować, na czym polega ta zmiana.
Spokój.
Chyba najważniejsza różnica, jaką widzę, kiedy porównuję siebie dwudziestoletnią i tą aktualną, po trzydziestce. Oczywiście, nie zawsze i nie wszędzie jestem spokojna. Ale przeważnie czuję w sobie duży spokój. Wiem, kim jestem, jaka jestem. Nie muszę zbyt wiele udowadniać ani sobie, ani innym. Kiedy ktoś wyraża się negatywnie na mój temat, wiem, że to tylko jego opinia i że te słowa w ogóle mnie nie określają, nie świadczą o mnie. Kiedyś zupełnie inaczej to odbierałam.
Nowe uczucie.
Złapałam się niedawno na tym, że często towarzyszy mi nowe uczucie, którego dawniej nie znałam. To taka specyficzna przyjemność wynikająca ze świadomości, że robię coś przydatnego, ważnego, coś, co powinnam robić. To bardzo odprężające, relaksujące uczucie, choć pojawia się przede wszystkim w chwilach, kiedy jestem bardzo zajęta. Kiedy zajmuję się dzieckiem, kiedy pracuję, kiedy dbam o dom. Myślę, że wiem już, co tak nakręca te wszystkie osoby, które zawsze podziwiałam za pracowitość i obowiązkowość. Myślę, że to jest właśnie to uczucie.
Co wcale nie oznacza, że zmieniłam się nagle w idealną panią domu. Odpoczywać też lubię :)
Chcę zostawić ślad.
To może odrobinkę... zabawne, kiedy ktoś w moim wieku i mojej sytuacji życiowej mówi, że nie marzy o wielkiej sławie. Niezbyt prawdopodobne, że takie zjawisko w jakikolwiek sposób mi zagraża. Ale prawda jest taka, że raczej nie odnalazłabym się w życiu na świeczniku. Za bardzo cenię swoją codzienność. Chciałabym jednak w jakiś sposób zaznaczyć swoją obecność na tym świecie, zrobić coś swojego, własnego, wymyślonego przeze mnie. Dlatego tak ważny jest dla mnie ten blog, a w szczególności wszystkie moje autorskie, oryginalne pomysły. Dlatego tak się cieszę, gdy ktoś mi pisze, że np. zrobił obiad według mojego przepisu. Dlatego marzę o zorganizowaniu akcji charytatywnej na większą skalę. Im jestem starsza, tym większą czuję potrzebę, żeby nie iść za tłumem, ale własną drogą.
Mniej się sobie podobam.
To może być też efekt pewnego zaniedbania ;) Ale też - nie czuję wielkiej potrzeby, by się podobać. W ciągu tych najatrakcyjniejszych lat mojego życia zdobyłam tyle pewności siebie, że w jakiś przedziwny sposób jestem z siebie zadowolona nawet teraz, gdy patrzę w lustro i niezbyt mnie zachwyca to, co tam widzę. Oczywiście, po raz kolejny - nie zawsze, nie w każdej sytuacji. Ale chyba nikt nie jest zawsze taki sam. Jesteśmy ludźmi, mamy swoje lepsze i gorsze momenty.
Trochę to brzmi, jakbym pisała tylko o wyglądzie zewnętrznym, ale tak naprawdę mam na myśli całokształt, również moją osobowość. Widzę siebie trzeźwo, jestem świadoma swoich wad. Co nie zmienia faktu, że zwyczajnie lubię siebie.
Moja strefa komfortu jest coraz mniejsza.
Niestety. Człowiek bardzo przyzwyczaja się do tego, że jest mu wygodnie. Kiedyś o wiele łatwiej było mi się zdobyć na wysiłek czy wyrzeczenie, lub podjąć się robienia czegoś wymagającego, niełatwego. Może to się zmieni, tak jak i zmieniają się inne rzeczy w moim życiu. Chwilowo jest mi bardzo dobrze w mojej wygodnej bańce :)
Planuję.
Pewnie zawsze w jakimś zakresie tak było, ale teraz czuję silniej niż kiedykolwiek, że mam plany do zrealizowania i ich powodzenie zależy przede wszystkim ode mnie. Postawiłam przed sobą kilka ambitnych zadań, ale jestem wyjątkowo spokojna o to, że poradzę sobie z nimi. Wiem, czego chcę i do czego dążę.
To miał być krótki tekst, ale jakoś tak rósł i rósł... Bardzo dziękuję tym, którzy dotrwali do samego końca :) Miło mi, że jesteście i że czytacie. Życzę Wam wszystkim bardzo udanego dnia!
Dla mnie 30stka to nie był żaden przełom - podobnie zresztą jak dawniej 18stka czy 20stka. Z dnia na dzień nie stajemy się nagle innymi ludżmi - a mamy lat rel naprawdę tyle, na ile się czujemy ;) No i ja się akurat bardziej sobie podobam - bo zaczęłam dbać o siebie z większą świadomością.
OdpowiedzUsuńWiem, że z dnia na dzień nie stajemy się innymi ludźmi (choć zdarzają się takie wyjątkowe dni, ale to inny temat), ale jednak w perspektywie kilku lat potrafimy się bardzo zmieniać. A urodziny to dobry moment na podsumowania :)
UsuńCześć...jakbym czytała swoje myśli ;)
OdpowiedzUsuńJestem aż rok starsza od ciebie i posiadam całkiem niezły bilans - dom, rodzina ---> trójka cudownych, choć często dających w kość smyków... i jestem szczęśliwa ;) Plany są, ale wiadomo - wszystko w swoim czasie :P
Trójka smyków, cudownie :) My trochę późno zaczęliśmy się starać ;)
UsuńMi to już bliżej 40 -tki. Ale faktycznie - po 30-tce miałam podobne odczucia. A teraz. Teraz mam już trochę starsze dzieci (11 i 7 lat), bardziej samodzielne i więcej czasu dla siebie. I czuję większą presję by jak najlepiej wykorzystać dany mi na Ziemi czas
OdpowiedzUsuńJak ja będę mieć 40 lat, Robert też będzie miał 11 :) Ciekawe, jak to wtedy będzie :)
UsuńMyślę, że to bardzo piękny moment w życiu, własnie skłaniający do przemyśleń i /może?/ robienia pierwszych bilansów życiowych. Wiele ciekawych przemyśleń może się pojawić przy okazji takich podsumowań :)
OdpowiedzUsuńTo prawda :) Pozdrawiam serdecznie!
UsuńChoć wiekowo jestem troszkę dalej to pod wieloma punktami mogłabym się podpisać:)
OdpowiedzUsuńCudowności na kolejne lata!
P.S. Uwielbiam takie mądre i dobre wpisy!
pozdrawiam
Mama Aga
Dziękuję :* Bardzo mi miło!
UsuńJa całkiem niedawno kończyłam 35 lat i też nie czuję się staro :-) Wszystkiego dobrego na następne lata
OdpowiedzUsuńDziękuję! :) I Tobie również :*
UsuńCzas zdecydowanie za szybko leci, ale nie jest źle być "kobietą po trzydziestce" ;).
OdpowiedzUsuńMyślę, że to nawet dużo fajniejsze niż bycie np. nastolatką ;) Człowiek się tak nie przejmuje wszystkim i o wiele więcej może! :)
UsuńJa za rok kończę 30 lat i szczerze mówiąc trochę mnie to przeraża:D Ale, że wyglądam bardzo młodo (eh aż za bardzo) to pewnie nawet za bardzo tego nie odczuję. Jedno jest pewne-jak od 18 nie robiłam urodzin, tak na 30 planuję imprezę;D
OdpowiedzUsuńMoja impreza z okazji trzydziestych urodzin była wyjątkowo kameralna :) Ale cóż, miałam dwumiesięczne dzieciątko :)
UsuńMnie trzydziestka czeka za rok i mam sporo obaw... Poza tym często dopada mnie wrażenie, że teraz to już z górki, bo wszystko co najlepsze jest już za mną...
OdpowiedzUsuńTo z perspektywy osoby po trzydziestce mogę Ci powiedzieć, że nic podobnego :) Jeszcze wszystko przed Tobą! Niektóre starsze ode mnie koleżanki mówią mi nawet, że dopiero teraz się zaczyna życie :)
Usuń