piątek, 4 lutego 2022

Kwarantanna i cytryny



Wszystko jest po coś. Wszystko dzieje się w jakimś celu.

Nie jestem wielką zwolenniczką poglądu, że cierpienie uszlachetnia (jeśli uważacie mnie za taką - cóż, możliwe, że macie nieaktualne dane). Niezmiennie jednak wierzę, że nic się nie dzieje bez przyczyny i z tych cytryn, które czasem zsyła nam los, zawsze można zrobić pyszną lemoniadę. Albo chociaż cytrynówkę.

We wtorek późnym wieczorem dowiedzieliśmy się, że jedno z nas miało bliski kontakt z osobą zarażoną wirusem. Nie sądziłam wtedy, prawdę mówiąc, że skończy się to kwarantanną. Oboje czuliśmy się dobrze, choć na samą wieść o tym, że mogliśmy się zarazić, zaczęliśmy zauważać u siebie najróżniejsze objawy :D Bardziej niż ewentualną chorobą stresowaliśmy się perspektywą zapisu na test i czekania w kolejce. Udało nam się załatwić sprawę bez większego trudu. W środę po południu byliśmy już po teście i spokojnie czekaliśmy na wyniki, przekonani, że lada chwila będziemy mieli to z głowy. Stało się jednak inaczej.

Cytryny

Korona długo nas omijała, albo raczej my ją omijaliśmy. Stosowaliśmy się do zaleceń, choć też nie zachowywaliśmy ostrożności większej niż ta, której od nas wymagano. Po dwóch latach od wybuchu pandemii potrzebowaliśmy po prostu normalnego życia. Spotkań ze znajomymi, zakupów, spacerów, wypadów na miasto, sporadycznych wycieczek. Wiadomo, bez szaleństw - nie jesteśmy imprezowiczami, mamy dzieci, pracę, większość popołudni i wieczorów i tak spędzamy w domu. Czy można było uniknąć zarażenia? Szczerze wątpię, gdy patrzę na to, ile osób w naszym otoczeniu choruje. Musielibyśmy chyba naprawdę nie ruszać się z domu.

Zatem teraz nie ruszymy się przez długi czas - przez dwa i pół tygodnia. Mogłoby być krócej, gdybyśmy po dziesięciu dniach zabrali chłopców na test. Jednak nie wyobrażam sobie, żebym miała zawieźć pięciolatka i trzylatka (zwłaszcza trzylatka!) na pobranie wymazu z nosa, co nawet dla dorosłej osoby jest nieprzyjemnym badaniem. Tylko po to, żeby zyskać kilka dni? Nie ma takiej opcji! Nawet mój przełożony zgodził się ze mną w tej kwestii.

Odwołałam wszystkie plany na najbliższe dni. W tym badanie lekarskie, na które się czeka, sesję zdjęciową, spotkanie z dawno niewidzianą rodziną. Nie odwołałam planów związanych z pisaniem i wydaniem mojej serii, choć wywiązanie się z terminów będzie teraz o wiele trudniejsze. Wierzę jednak, że dam radę.

Lemoniada

To pierwsza moja kwarantanna - i oby ostatnia! Ale jeśli chodzi o siedzenie w domu z dziećmi, mam już pewną wprawę. W końcu za nami już dwa lockdowny. Pierwszy był szokiem, na drugi byliśmy już nieźle przygotowani. Z obu wyszliśmy zwycięsko, zmęczeni, ale też wzbogaceni o dobre wspomnienia i nowe umiejętności. Tak też będzie tym razem.

Mamy czego się uczyć. Michał nadal przekonuje się do nocnika, korzysta z niego coraz częściej, ale pielucha nadal jest w użyciu. Mam nadzieję, że przed końcem kwarantanny to się zmieni. Z Robertem na pewno poćwiczymy czytanie i pisanie. Zapowiada się ładna pogoda, więc będziemy często wychodzić do ogrodu. Tym razem zostajemy w domu w czwórkę, więc mąż będzie mógł spędzić z nami więcej czasu, będę miała też więcej chwil tylko dla siebie. Przeznaczę je na pisanie i przygotowanie pierwszego tomu serii do wydania.


Czy się boję? Oczywiście. Boję się frustracji, tego, że będziemy nerwowi i przemęczeni, że poczujemy się gorzej... Boję się kolejnej długiej przerwy w pracy, nie wątpię, że powrót będzie trudny. Boję się, że ominie nas sporo ciekawych okazji, że urodziny spędzone w czterech ścianach będą dość przygnębiające... Ale poradziliśmy sobie już z większymi wyzwaniami. Wierzę, że czekają nas dobre dni :)

2 komentarze: