czwartek, 6 maja 2021

Mali ludzie, małe zdrady. Więksi ludzie, większe zdrady


Nie mam szczęścia do ludzi. Czy może raczej: ludzie nie mają szczęścia do mnie.

Jestem raczej daleka od szukania powodów takiego stanu rzeczy w kimś innym, nie w sobie. Nie jestem tym wariatem, który jedzie autostradą pod prąd i złorzeczy na wszystkich mijanych kierowców, że są w błędzie. Jeśli odkąd pamiętam, mam problemy z relacjami, to przyczyna musi chyba leżeć we mnie? Przecież nikt nie ma aż takiego pecha.

To jedna z najbardziej zdumiewających rzeczy w życiu: masz dobre intencje i życzysz ludziom, z którymi spędzasz czas, wyłącznie tego, co najlepsze, a jednocześnie gdzieś tam nieświadomie ich krzywdzisz. Bo wydaje ci się, że każdy zrozumie twoją ironię. Bo nie zauważyłaś, że oczekiwałaś za dużo, zbyt często, zbyt intensywnie. Chciałaś tylko dobrze się z kimś bawić, a nie wiedząc o tym, wyciskałaś z tej osoby ostatnie soki, jak z cytryny. Bo nie spełniałaś oczekiwań, których ktoś nie wyartykułował, bo powinny być dla ciebie oczywiste, jak dla każdego zdrowego człowieka. Może mam jakąś niezdiagnozowaną chorobę, która to powoduje? Jakieś uszkodzenie mózgu, zaburzenia empatii? Trzeba będzie to kiedyś sprawdzić.

Na przestrzeni lat nauczyłam się przyjmować kolejne rozczarowania i rozstania z coraz większą obojętnością, wręcz ze stoicyzmem. Przyzwyczaiłam się, że to swego rodzaju norma - przyjaciele przychodzą i odchodzą, każda relacja ma swój czas i zdarza się, że ten czas jest bardzo krótki.

Tym razem jednak przyjęłam cios między oczy. Osoby, z którymi moje drogi się rozeszły, traktowałam od ponad roku jak drugą rodzinę, kontaktowałyśmy się codziennie i tworzyłyśmy wspólny projekt, któremu oddałam serce. Nasze spotkania były wyłącznie internetowe, ale to przecież nic nietypowego w dzisiejszych czasach, gdy większość działalności i kontaktów międzyludzkich przeniosła się do sieci. Opierałyśmy naszą współpracę na bardzo głębokim zaufaniu, tym boleśniejsza jest świadomość, że to zaufanie zostało zdradzone.

Jak już mówiłam, szukam winy przede wszystkim w sobie. Widocznie poczułam się tak bezpiecznie w tym bliskim mi gronie, że pozwoliłam sobie na zbytnią swobodę. Pokazałam twarz, która mnie samej wydawała się zabawna i bezpośrednia, a dla drugiej strony okazała się raniąca. Jeśli ktoś poczuł się skrzywdzony przeze mnie, daleka jestem od twierdzenia, że krzywda nie zaistniała. Nie mogę tylko zrozumieć, dlaczego żadna z tych osób nie zakomunikowała ani razu (a jak wspomniałam, kontaktowałyśmy się codziennie), że moje zachowanie jej nie odpowiada. Dlaczego zamiast porozmawiać ze mną, w pierwszej kolejności zdecydowały się szukać pomocy poza naszym gronem. 

Jesteśmy oboje zbyt naiwni, powiedział mi dzisiaj mąż, mój najwytrwalszy kibic, osoba, której jestem pewna najbardziej na świecie. Zgadzam się z nim. Zna ktoś może sposób, jak się tej naiwności pozbyć? Jak w serdecznej, sympatycznej rozmowie wyłapać sygnały świadczące o tym, że druga strona czeka tylko na okazję, by cię zniszczyć? Wydawało mi się, że jestem wyczulona na pewne zachowania i już nie tak łatwo mnie oszukać. Dałam się jednak zaskoczyć po raz kolejny.

Co dalej? Na ten moment staram się zniknąć, schować przed światem, wycofałam się z większości internetowych projektów, które współtworzyłam. Nie mam też pewności, jaka będzie przyszłość tego bloga, bo nawet jeśli zdołam napisać coś nowego, to raczej nie starczy mi energii, by promować wpis w różnych miejscach, jak robiłam to do tej pory. Pewnie stanę się mniej widoczna, jeśli nie zniknę w ogóle. Przyjaciele namawiają mnie do podejmowania różnych kroków, ale to musi poczekać na czas, kiedy będę wystarczająco silna. Nie gwarantuję, że taki czas nadejdzie.

Mamo, nie bój się. Za chwile będziesz miała serduszko i będziesz szczęśliwa - tak mnie wczoraj pocieszał Robert :) Choćbym bardzo chciała, nie umiałam ukryć przed chłopcami, że jest mi smutno, a oni starali się jak mogli, by poprawić mi humor. Jak tylko mnie zobaczyli po powrocie z przedszkola, obaj mocno się we mnie wtulili. To cudowne, że mam takich małych-dorosłych pocieszycieli, ale też trochę mnie to krępuje. To ja powinnam być pocieszeniem dla nich, a moje problemy nie powinny się na nich odbijać. Mają jeszcze czas, by się nauczyć, jaki okrutny bywa świat dorosłych ludzi.

Będzie lepiej. Musi być. Upłynie czas, przyjdą nowi ludzie, nowe rozczarowania. Zakładam, że te następne już w ogóle mnie nie ruszą ;)

18 komentarzy:

  1. Tak to już jest rozczarowania są częścią naszego życia. Na pewno otrząśniesz się i ruszysz dalej i tego Ci życzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie. Łk 16,10. Przyjdzie nowe. Czasem coś musi się zawalić, żeby powstało piękniejsze. Kibicuję

    OdpowiedzUsuń
  3. Wina zwykle leży po środku. Nie martw się. Jeśli zamykają się jakieś drzwi...itd, sama wiesz. Naiwności się nie pozbędziesz, bo to Twoja cecha charakteru i już. Tak jest. Z czasem tylko grono znajomych maleje, przyjaciółki znajdują nowe przyjaciółki albo partnerów no i ok. Każdy ma własną drogę. Od dawna to przerabiam i chyba dziczeję coraz bardziej ;) Nauczyłam się po drodze jednej zasady " puść to, widocznie nie jest twoje" i czekam na "moje" czego i Tobie życzę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Martyna, wolny od przemocy jest kamień, co sam siebie nie rzuci, i kwiat, co bez świadomości rozedrze ziemię w czasie wzrostu, a może i człowiek, który się jeszcze nie narodził. Dla niektórych przemocą jest to, że zwyczajnie jest ktoś obok, ktoś, z kim muszą się spotkać, zderzać, liczyć. Nie wiem o co cho, ale są takie mądre słowa (do zupełnie innej sytuacji oczywiście, wiem, że zrozumiesz) "kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień" i nikt z obecnych nie rzucił. Pamiętasz? I to był początek. ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za Twój komentarz :* Odpowiedziałam Ci na niego w innym miejscu :)

      Usuń
  5. Martyna, wolny od przemocy jest kamień, co sam siebie nie rzuci, i kwiat, co bez świadomości rozedrze ziemię w czasie wzrostu, a może i człowiek, który się jeszcze nie narodził. Dla niektórych przemocą jest to, że zwyczajnie jest ktoś obok, ktoś, z kim muszą się spotkać, zderzać, liczyć. Nie wiem o co cho, ale są takie mądre słowa (do zupełnie innej sytuacji oczywiście, wiem, że zrozumiesz) "kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień" i nikt z obecnych nie rzucił. Pamiętasz? I to był początek. ❤️

    OdpowiedzUsuń
  6. mnie byłoby szkoda jakbyś przestała prowadzić bloga bo bardzo go lubię :) także będę czekać na powrót, trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że lubisz tu zaglądać :) Nie przestanę, choć ostatnio ciężko mi znaleźć czas na pisanie.

      Usuń
  7. Ja też nie mam szczęścia do ludzi... Mam 32 lata i zero takich prawdziwych przyjaciół, na których wiem, że zawsze mogłabym polegać... :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Bezie dobrze! <3
    I jeśli Cię to pocieszy - tez tak mam, ze daje 100% siebie a potem wychodzi róznie :/.

    OdpowiedzUsuń
  9. Trzymaj się mocno! Nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale wiem jedno karma wraca, może nie teraz, nie dziś, ani nie jutro, ale zobaczysz, że dobro wróci <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Fajny blog lekko się czyta te teksty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) No, ten akurat do najlżejszych nie należy ;)

      Usuń