środa, 17 marca 2021

Nocny dyżur w pracy zdalnej

Dwoje małych dzieci, dwa pokoje, włączony komputer i nocka w pracy? To brzmi jak szaleństwo! Uznałam jednak, że warto spróbować :)

Nocne dyżury to dla mnie nie nowość. Swego czasu pracowałam jako recepcjonistka i regularnie zostawałam na noc. Szybko nauczyłam się doceniać taki tryb pracy, bo... chyba nie zdradzę wielkiej tajemnicy, gdy powiem, że podczas nocnych dyżurów niewiele się dzieje? Oczywiście, sporo zależy od branży. Na recepcji miałam przeważnie spokój :) Teraz również nastawiałam się na mały ruch - trudno mi wyobrazić sobie, żeby jakaś znacząca liczba osób chciała dzwonić w środku nocy na infolinię bankową!

Obawy

Jedyne moje obawy wiązały się z dziećmi. Nawet gdyby nikt nie zadzwonił na infolinię przez całą noc, i tak musiałam być w tym czasie zalogowana do systemu i gotowa do pracy. Martwiłam się, czy dzieci w ogóle zasną, gdy ja będę siedzieć przy komputerze? Czy uda mi się ich nie obudzić? Czy gdy obudzą się w nocy i zobaczą mnie przy pracy, nie rozbudzą się na dobre, nie zaczną gramolić się na kolana, domagać się bajki? Czy głośny płacz któregoś z nich nie zakłóci rozmowy z klientem?

Zastanawiałam się też, czy nie przysnę w ciągu tych ośmiu godzin. Korciło mnie, żeby po prostu położyć się spać - zakładałam, że ewentualny telefon obudziłby mnie tak czy inaczej. Wolałam jednak nie ryzykować. Nie chciałam odebrać telefonu zaspana, półprzytomna, albo w ogóle go przegapić. Zrezygnowałam też z wykorzystania dostępnych mi 50 minut przerwy na drzemkę - obawiałam się, że zasnęłabym zbyt głęboko i w efekcie przekroczyłabym limit przerwy.

Brak internetu?


Miałam rozpocząć dyżur o godzinie 22:00 w niedzielę. Do godziny 15:00 nic nie zapowiadało problemów. Dzieci świetnie się bawiły, nie miały drzemek w ciągu dnia, ja odpoczywałam jak najwięcej, żeby mieć siłę na całonocne czuwanie. Oglądaliśmy z mężem jakiś film, gdy nagle straciliśmy połączenie z wi-fi. Do końca dnia już nie wróciło. W niedzielę serwis nie działa, dopiero w poniedziałek mogliśmy skontaktować się z dostawcą w celu naprawienia usterki.

Do tej pory spokojna, że co by nie było, dam sobie radę - zaczęłam się wtedy naprawdę stresować. Udało nam się połączyć z internetem przez mój telefon, nie miałam jednak pewności, czy to połączenie wystarczy, czy nie przekroczę limitu, czy w ogóle to się uda. W dodatku nie mogłam już korzystać z internetu w telefonie w celach rozrywkowych, a trochę liczyłam na to, że surfowanie po sieci uprzyjemni mi czas nocnego czuwania. Cóż... Może i dobrze, że straciłam tę możliwość ;) Czemu? O tym opowiem Wam za chwilę!

Dzieci do łóżek!


Starannie przemyśleliśmy z mężem, kto powinien gdzie spać, żeby sytuacja była dla całej czwórki możliwie najbardziej komfortowa. Jakoś koło 21:00 mąż zaniósł przysypiającego Roberta do pokoju na piętrze. Michał został ze mną na dole. Ciągle zdarza mu się budzić w nocy na karmienie, nie chciałam więc ryzykować, że obudzi się beze mnie i swoim płaczem postawi pozostałą dwójkę na nogi. Wbrew moim wcześniejszym obawom, obaj chłopcy o tej porze mocno spali. Miałam jeszcze godzinę czasu tylko dla siebie. Napiłam się kawy, odprężyłam się, przygotowałam się do pracy.

Równo o godzinie 22:00 zalogowałam się do aplikacji, która umożliwia mi pracę zdalną. Kilka minut później odebrałam pierwszy telefon od klienta z dość standardowym problemem do rozwiązania. Pomogłam, pożegnałam się, zakończyłam połączenie. Potem nie działo się nic. W ciągu całego dyżuru odebrałam trzy telefony, w tym jeden około 3:30 i jeden o 5:30, czyli krótko przed końcem pracy.

Michał spał przez większość czasu. Obudził się na krótko koło północy, gdy musiałam się przelogować na inne stanowisko zdalne - możliwe, że przez chwilę zachowywałam się nieco głośniej, albo światło na monitorze dość szybko się zmieniało. Po raz drugi obudził się koło 3:30, krótko po drugim odebranym przeze mnie telefonie. To nie brzmi dobrze, ale tak jak już pisałam - Michał przeważnie budzi się w nocy przynajmniej raz. Pod tym względem noc nie odbiegała od normy.

Wykorzystałam przysługującą mi przerwę, żeby położyć się z nim na chwilę. Trochę przysypiałam, udało mi się jednak nie odpłynąć całkowicie w sen.

Gdy wyszłam na chwilę do toalety, usłyszałam, że Robert i Andrzej rozmawiają w pokoju na górze. Zatem oni również się obudzili. Następnego dnia Robert był niewyspany, zasnął tuż po powrocie z przedszkola.

Czas intensywnej pracy


Co w takim razie robiłam przez całą noc, poza odebraniem trzech telefonów i dwukrotnym utuleniem dziecka do snu? Niektórzy już wiedzą, inni może się domyślają po przeczytaniu niedawnego wpisu o moich pisarskich planach na marzec :) Oczywiście, że pisałam! Moja książka urosła o jakieś siedem scen i o niecałe 50 tys. znaków ze spacjami (to jest dużo). Brak dostępu do mediów społecznościowych sprzyjał pracy nad książką, nie miałam praktycznie żadnych rozpraszaczy.

Wydaje mi się, że to optymalny sposób na spędzenie nocki w pracy - byłam przez cały czas czujna i gotowa do działania, a jednocześnie mogłam zajmować się czymś, co jest dla mnie ogromnie ważne. Nie przegapiłam żadnego telefonu, nie przekroczyłam limitu przerwy, zrobiłam dokładnie to, co do mnie należało i jeszcze miałam z tego dużą przyjemność.

Co jest minusem nocnego dyżuru? Naprawdę ciężko go odespać! Wydaje mi się, że dopiero dzisiaj jestem w pełni sił. Przez cały poniedziałek byłam lekko nieprzytomna, choć zaraz po pracy położyłam się na kilka godzin.

Czy było warto?


Kiedy czytam, co napisałam powyżej, czuję się trochę wyrodną matką - w końcu dzieci musiały w mniejszym lub większym stopniu odczuć konsekwencje mojej nocnej pracy. Myślę jednak, że z każdą kolejną nocką będzie nam wszystkim łatwiej przystosować się do takiej zmiany. Takie dyżury na pewno nie będą pojawiały się często, raczej sporadycznie, ale myślę, że będę chętnie korzystać z tej możliwości - choćby po to, żeby przeżyć kolejną pisarską noc! 

Na przyszłość postaram się postawić jakąś zasłonę między łóżkiem a komputerem, żeby zmieniające się światło nie budziło Michała. Myślę, że z czasem uda nam się wypracować optymalny system. A chłopcy będą coraz starsi i bardziej samodzielni, i noc spędzona w innym pokoju przestanie stanowić dla nich wyzwanie.

Chciałabym, żeby to nie ulegało wątpliwości - praca w nocy to jest praca, mało tego, jest to praca wymagająca i odpowiedzialna. Choć przez większość czasu nie odbierałam żadnych telefonów, byłam na stanowisku, gdy zadzwonił telefon o 3:30. Ktoś, kto w awaryjnej sytuacji zadzwonił w środku nocy na infolinię, mógł liczyć na pomoc. Właśnie po to są te dyżury. To, jak sobie poradziłam w domowych warunkach i jak udało mi się wykorzystać czas, by pracował na moją korzyść - to osobny temat :)

10 komentarzy:

  1. To naprawdę dużo znaków! Jestem pod wrażeniem. A często będziesz miała te nocne dyżury?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kwestia do dogadania, ale raczej nie częściej niż raz w miesiącu.

      Usuń
  2. Uwielbiałam nocne zmiany przy pracy na infolinii! Ale ja generalnie jestem typem sowy i najlepiej pracuje mi się w nocy... w tygodniu z bólem serca kładę się spać po północy, a w weekendy zarywam noce.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja w nocy czuję, że zyje! Zdecydowanie lepiej funkcjonuje mi się i przy tym pracuje w nocy! Wtedy czuję ze potrafię wszystko i ze wszystko mogę zrobić!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jesteś istną sową :) Ja w nocy przeważnie śpię, ale lubię od czasu do czasu posiedzieć na nocnym dyżurze.

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Infolinia dla klientów bankowości elektronicznej. Od stycznia tam pracuję.

      Usuń
  5. Ciekawy blog, warto tu częściej wpadać.

    OdpowiedzUsuń