czwartek, 24 września 2020

Zabawa w "Co mama powiedziała?"

Niewykluczone, że przydadzą się Wam chusteczki, jeśli wzruszycie się tak, jak ja. A może po prostu uśmiechniecie się razem ze mną :)

Wiecie, często czuję, że nie jestem dobrą mamą. Podobno takie wątpliwości świadczą o tym, że jest wręcz odwrotnie ;) Ale jak być zadowoloną z siebie, gdy starszy synek odjeżdża do przedszkola z płaczem, bo chciał zapiąć pasy w foteliku sam, a rodzice mu nie pozwolili? Jak wierzyć, że ma się wszystko pod kontrolą, gdy zbliża się północ, a młodszy synek, zamiast spać, idzie do kuchni połaskotać lodówkę? (Dosłownie, stoi przed lodówką i robi gili-gili). Regularnie mam poczucie, że nie do końca sobie radzę z tymi dwoma wulkanami energii.

Ale każdego dnia zdarzają nam się też cudowne chwile :)

Im starszy jest Robert, tym większego zaangażowania wymagają ode mnie zabawy z nim. Stanowi to dla mnie pewne wyzwanie, bo przeważnie dostrzegam w tych zabawach monotonię, której on nie widzi. Wyścigi autek są dla niego równie fascynujące za każdym razem, mimo identycznego przebiegu i finału.

Jednak cieszę się, że mogę w tym uczestniczyć. Uwielbiam patrzeć na jego radość, gdy bawimy się razem, słyszeć jego śmiech i zachwycać się tym, jak bardzo rozwinęła się jego mowa.

Wczoraj zabawa przybrała zaskakujący obrót. Gdy autko-policjant dogoniło drugie autko, Robert wyprostował się, spojrzał na mnie i zapytał: "Co mama powiedziała?".

Jako że znałam scenariusz zabawy, odpowiedziałam spokojnie, że "należy jechać powolutku", bo tak właśnie policjant pouczał do tej pory kierowcę drugiego autka.

Tym razem jednak, zamiast kontynuować zabawę, Robert nadal patrzył na mnie wyczekująco i pytał: "Co jeszcze mama powiedziała?". 

"Że trzeba być ostrożnym", wymyśliłam.

"Bardzo dobrze, trzeba być ostrożnym i nie biegać! Co jeszcze?".

Przed moimi oczami pojawiła się mała rączka, przygotowana do tego, by zacząć wyliczanie na paluszkach. Wyglądało na to, że miałam pięć szans. Pięć zdań, które mój trzylatek powtórzy po mnie.

"Stół z powyłamywanymi nogami!", palnęłam chyba z ciekawości.

Nie wprawiłam Roberta w zakłopotanie.

"Tak, masz rację", podjął rzeczowo. "Stół z połamanymi nogami, dlatego trzeba uważać, żeby się nie uderzyć. Co jeszcze mama powiedziała?".

Coraz bardziej zafascynowana, świadoma też, że mąż w drugim pokoju przysłuchuje się zabawie równie rozbawiony i dumny jak ja, brnęłam dalej:

"Czarna krowa w kropki bordo!".

"Tak, masz rację!", ucieszył się znowu Robert. "Czarna krowa też może tu przechodzić, dlatego trzeba jechać powolutku. Co jeszcze mama powiedziała?".

Kolejny paluszek. Zaczął ogarniać mnie niepokój. Rozumiecie, taka okazja, wszystko, czego chciał ode mnie synek w tym momencie, to żebym dalej mówiła do niego, a ja... nie wiedziałam, co powiedzieć! Nie miałam pomysłu, jak wykorzystać te dwa zdania, które jeszcze mi zostały. Próbowałam dalej z rymowankami, przypomniałam wierszyk, którego uczyli się w przedszkolu. Robert powtórzył oba zdania, za każdym razem dodając cos od siebie. Potem zadowolony wrócił do zabawy autkami.

Patrzyłam na niego i czułam, że zmarnowałam szansę.

Tyle jest rzeczy, które chcemy przekazać naszym dzieciom. Tylu z nich nie wypowiadamy, bo wydają się pewne, oczywiste, nie zastanawiamy się nad nimi. Tyle słów umyka w codziennym szumie, w rozproszeniu, zagłusza je nadmiar bodźców. Często tak bardzo liczymy na to, że zostaniemy uważnie wysłuchani.

Zabawa mojego synka polegała na tym, że chciał słuchać, co jego mama ma do powiedzenia. A o czym ja mówiłam? O krowach w kropki bordo?

"Robert...", odezwałam się znowu. "Mama chce Ci jeszcze coś powiedzieć".

Zatrzymał się, zaciekawiony. Śliczne, błyszczące niebieskie oczka patrzyły na mnie z wyczekiwaniem.

"Mama powiedziała, że bardzo kocha Roberta".

"Tak, masz rację!"

"Mama i tata bardzo kochają Roberta i Michałka", uzupełniłam. Robert z radością powtórzył.

"Mama powiedziała, że Robert i Michałek są kochanymi, mądrymi, wspaniałymi chłopcami i jesteśmy z nich z tatą bardzo dumni".

"Mama powiedziała, że uwielbia spędzać czas z Robertem i Michałkiem".

"Mama powiedziała, że Robert i Michałek maja prawo marzyć, o czym tylko chcą i pewnego dnia będą mogli spełnić te marzenia".

"Mama powiedziała, że Robert i Michałek mają jeść codziennie dużo pysznych rzeczy, a potem starannie myć zęby!".

Wymieniałam długo, co jeszcze chciałam mu przekazać. Tym razem nie było odliczania. Mówiłam i mówiłam o tym, co najważniejsze, a Robert powtarzał po mnie i cieszył się przepięknie z każdego zdania.

Mam nadzieję, że ta zabawa stanie się częścią naszej rutyny na równi z wyścigami autek. Wiem, że następnym razem nie zabraknie mi już słów.



20 komentarzy:

  1. Kiedyś po pytaniach zadawanych przez dziecko, ostatnie które ono zadało brzmiało: Mamo! Czemu gryziesz garnek? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. To mi przypomina scenę z filmu "Żona na niby", gdzie główna bohaterka spotyka swoją nielubianą koleżankę ze studiów, a ta z mężem ma taki rytuał: gdy któreś z nich ma się oddalić od partnera, mówi mu, za co go kocha, co w nim uwielbia. Fajne, choć niby komedia, to jednak uważam, że ludzie mówią sobie za mało takich wartościowych, miłych rzeczy. A człowiek tego potrzebuje. Niezależnie od wieku. Pozdrawiam całą czwórkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy :* Pamiętam ten film! Lekka komedia, ale jest w niej pewne drugie dno :)

      Usuń
  3. Chwile trzeba chwytać. Dzieci szybko rosną i łatwo przegapić wiele z nich. Czasem jest już zbyt późno, by coś powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajny tekst, a najfajniejsze jest w nim to, że jest prawdziwy. Masz bardzo mądrego synka :) Sama nie mam jeszcze dzieci, ale z przyjemnością przeczytałam Waszą historię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło :) To prawda, Robert jest mądry i niezwykle kreatywny! Zresztą obaj tacy są, tylko Michaś jeszcze niewiele mówi :D

      Usuń
  5. Akurat jestem jeszcze przed tymi zabawami. Póki co mój cztero miesięczny synek nie mówi tylko słucha. Ale może być twórczo Aż się boję tego momentu :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, czteromiesięczne maleństwo :) Wspominam z pewnym rozrzewnieniem czas, kiedy moi chłopcy byli tacy mali. Ale później jest chyba coraz piękniej, choć czasami faktycznie bywa... zaskakująco :)

      Usuń
  6. Rozmowy z dziećmi procentują. Jak nie zacznie się gdy są małe, to potem już może być za późno. Jak mówił mój kolega, co posiejesz, to zbierzesz. Pozdrowienia!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda :) Warto rozmawiać z dziećmi, nawet gdy są bardzo malutkie i wydaje nam się, że nie wszystko rozumieją. To zostanie w nich na lata :) Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  7. Dzieci potrafią nas zaskoczyć każdego dnia... Często dzięki rozmowom z najmłodszymi uświadamiamy sobie co jest w życiu ważne.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mój 2,5 letni syn dzisiaj przyszedł i zapytał "Mamo, a Ty wiesz, że urodziłaś dwa dzidziusie? Ja: "Tak. Ciebie i Nelke". A on: "Tak, jak Ci pomagałem"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, jaki kochany! <3 To jest cudowny czas, kiedy dzieci zaczynają już tak płynnie mówić, a my widzimy, w jak fascynujący sposób przebiega ich myślenie :) Ja dziś rano usłyszałam podczas zabawy: "Mamo, ty policz do pięciu, bo ja jestem zajęty" :D A wczoraj powiedział mi, że mnie lubi!

      Usuń
  9. O rany, rzeczywiście zakręciła się łezka w oku! Piękny wpis i bardzo potrzebny, dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  10. Dobrze napisane, wypróbuję

    OdpowiedzUsuń