Miałam ochotę zatytułować ten tekst "Listopadowe wpadki podwójnej matki", ale pomyślałam, że przez ten rym za bardzo skopiuję nazwę bloga mojej koleżanki, Sylwii - matkiupadki.pl (pozdrawiam!) :) Zostaje więc taki tytuł, jaki jest, choć będzie o wpadkach, a nawet i o upadkach i wypadkach.
Słuchajcie, co odkryłam w ciągu minionych dwóch tygodni, kiedy najpierw chorował jeden synek, potem drugi, w międzyczasie obaj, i tak przez pół miesiąca w ogóle nie mieliśmy odpoczynku od chorób i lekarstw:
Z jednym dzieckiem w domu jest łatwiej.
Przekonałam się o tym ostatnio, kiedy po długim weekendzie Michał, jako już zupełnie zdrowe dziecko, pojechał do żłobka po raz pierwszy od tygodnia. Robert natomiast został w domu z gorączką i kaszlem. Spodziewałam się huraganu, ośmiu godzin nieustannego zabawiania biedaka przyzwyczajonego do codziennych rozrywek w przedszkolu, no i ogólnie przewidywałam, że będzie raczej ciężko. Tymczasem, ku mojemu zaskoczeniu, spędziliśmy razem spokojny, wręcz relaksujący dzień. Po części wynikało to zapewne z osłabienia wywołanego gorączką, ale też z faktu, że byliśmy tylko we dwoje.
Prawie trzyletni Robert wydaje się o wiele bardziej absorbujący niż niespełna roczny Michałek. Wszędzie go pełno, ma milion pomysłów na minutę. Jest też jednak o wiele bardziej samodzielny. Łatwiej się z nim dogadać, potrafi powiedzieć, czego potrzebuje.
Wiecie, jaki był ten jeden, decydujący argument, dzięki któremu zdecydowaliśmy z mężem, że Robert będzie miał młodsze rodzeństwo? Bo będą się ze sobą bawić we dwóch/we dwoje. Cóż, na ten etap jeszcze musimy poczekać. Jak na razie tych chwil, w których dwaj braciszkowie zajmują się sobą nawzajem jest znacząco mniej niż tych, w których czuję, że powinnam się rozdwoić, żeby nadążyć za potrzebami starszego i młodszego dziecka.
Dwoje dzieci, dwa kolana...
Śmiałam się ostatnio, że gdybym miała zostać mamą po raz trzeci, musiałoby mi wyrosnąć trzecie kolano. Bo jak inaczej wszystkie moje dzieci miałyby siedzieć mi na kolanach?
Michaś jest jeszcze ode mnie bardzo uzależniony, nawet pomimo tego, że świetnie sobie radzi beze mnie w żłobku. Jednak czas, który spędzamy razem, wypełniony jest przytulaniem, wspólną zabawą, strojeniem min i siedzeniem na moich kolanach. Czy raczej: na jednym kolanie, bo drugie lubi zajmować Robert.
Mój starszak ma różne fazy; czasami mam go nie tulić, nie dotykać i w ogóle dać mu spokój. Szanuję jego zdanie i nie pcham się z łapami, póki nie ma takiej konieczności. Innym razem - ostatnio bardzo często - chce się tulić, wchodzi mi na kolana i na plecy, chce siedzieć ze mną na jednym krześle, potrzebuje bliskości, czułości. Uwielbiam te nasze czułe chwile. Bywa jednak ciężko, kiedy np. karmię malucha, a starszy ciągnie mnie za rękę tą swoją małą łapką i prosi: "Mama, chodź do mnie".
Wspólne wyjścia z domu.
Praktycznie zawsze w czwórkę. Niezależnie od celu i potrzeby. Jedziemy z maluchem do lekarza? Przecież Robert nie zostanie sam. Jedziemy z Robertem? Michał jedzie z nami. Zakupy z mężem? Przecież nie będziemy szukać opieki dla dzieci na każdą taką okazję!
Niedawno byłam na spacerze z Robertem, tylko z nim, przy okazji jego choroby i wizyty u lekarza. Trafiła nam się piękna pogoda, dużo złotych liści i bardzo przyjemna przechadzka, w czasie której mogłam się zachwycać tym, jaki ten mój chłopiec już duży i samodzielny, a zarazem jaki ostrożny! On natomiast zachwycał się przejeżdżającymi autami, wszystkie zauważał i nazywał.
Zdarzają się w(y)padki.
Każdemu się zdarzają, więc i mnie, podwójnej matce, też. Posłanie chorego dziecka do żłobka? Zaliczone. Kiedy trwa sezon na przeziębienia i wszyscy wokół mniej lub bardziej pokasłują, zdarza się, że dylemat - czy on powinien zostać dziś w domu? - towarzyszy mi codziennie. Zdarzyło mi się podjąć błędną decyzję i czułam się z tego powodu bardzo źle.
Czasami nie zdążę zareagować, gdy obaj chłopcy w tym samym czasie potrzebują mojej uwagi. Biegnę do Roberta, bo ma jakiś problem, a w tym samym czasie BAM! Michał uderzył się w główkę. Krzyk, łzy jak grochy, czerwona buźka, trzeba natychmiast utulić, ukoić.
Wiecie, co jest dla mnie najtrudniejsze w macierzyństwie? To, jak często może się zdarzyć coś złego. Przeważnie nic się nie stanie, bo uważasz. Masz oczy dookoła głowy, refleks, instynkt, codziennie ratujesz swoje dzieci przed całą serią wypadków. Po czym zdarzy się ten jeden raz, kiedy nie zareagujesz wystarczająco szybko, kiedy popełnisz błąd. Wtedy nie ma znaczenia, ile razy dzięki Twojej skuteczności uniknęłaś podobnej sytuacji.
Minione dwa tygodnie, męczące, wypełnione chorobami, miały wiele momentów, w których nie byłam idealną mamą, jaką chciałabym być. Tłumaczę sobie jednak po raz kolejny: moje dzieci nie potrzebują ideału, potrzebują mnie.
Będzie tylko lepiej.
Michał bierze do rączki autko-zabawkę, jeździ nim po podłodze, świetnie się bawi. Robert zauważa go i stwierdza głośno: "Ja też chcę się bawić autkiem!". Czekam na rozwój wydarzeń. Dogadają się? Obejdzie się bez płaczu i bitwy o autko?
Robert spokojnie bierze do ręki drugi samochód, mniejszy, i dołącza do Michała. Bawią się razem, każdy swoim autkiem.
Takich sytuacji jest coraz więcej. Michał staje się bardziej kontaktowy, łatwiej wciągnąć go we wspólna zabawę, z czego Robert chętnie korzysta. Myślę, że za rok o tej porze będą mieć już swoje ulubione sprawdzone zabawy i własny, braterski świat, do którego od czasu do czasu zaproszą rodziców. Kiedy tak patrzę, jak oni szybko rosną i wspaniale się rozwijają, myślę sobie - a może nawet nastąpi to wcześniej niż za rok? :)
Poodoba mi się ciepło, z jakim opowiadasz o swoich dzieciach.
OdpowiedzUsuńDziękuję! Są cudowni :)
Usuńhaha ;) uśmiałam się z tymi kolanami , ja to bym kiedyś 3 chciała mieć ;)
OdpowiedzUsuńCzasem by się przydało, jak i dodatkowe ręce :D
UsuńJako ojciec 25 letniej mężatki mogę takie czasy tylko powspominać. Teraz czekam na wnuki
OdpowiedzUsuńTo też będzie cudowne doświadczenie :)
Usuńwszystko to o czym piszesz znam bardzo dokładnie- mam dwóch chłopców z różnicą wieku 2.5 roku. Aktualnie mają 6.5 i 4 lata i ładnie razem bawić się zaczęli dopiero jakieś pół roku temu. oczywiście nadal są wojny i bójki o byle co, ale potrafią już usiąsć razem i stworzyć konkretną zabawę. Czekałam na to 3.5 roku...
OdpowiedzUsuńCzyli wygląda na to, że jeszcze trochę poczekam :D
Usuńjako mama czwórki dzieci - rozumiem doskonale! Ostatnio zostałam na weekend z jednym i nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić :D
OdpowiedzUsuńOdpoczywać! :D
UsuńPóki co mam jednego synka, która ma 3,5 roku, więc mam "marne" doświadczenie :P. Ale patrząc ile uwagi wymaga mój synek podziwiam mamy dwójki dzieci, zwłaszcza z małą różnicą wieku. Szacun! I zdrówka ;)
OdpowiedzUsuńMasz piękne doświadczenie :) Ja z kolei podziwiam mamy, które mają jedno dziecko, zresztą podziwiam wszystkie mamy, które starają się najlepiej jak potrafią :)
UsuńDzieciaków jeszcze u mnie nie ma, ale jak tak czytam to myślę, że naprawdę jesteś świetną mamą! :) Nie da się przewidzieć wszystkiego, ale na pewno to co się da robisz świetnie!
OdpowiedzUsuńOjej, bardzo Ci dziękuję! To naprawdę miłe słowa :)
UsuńHaha, rozbawiłaś mnie tym trzecim kolanem, ale teraz sobie myślę, że to takie prawdziwe...
OdpowiedzUsuńO tak :D
Usuń