środa, 15 listopada 2017

O prezentach.

Kiedy dowiedziałam się, że Robert ma urodzić się na przełomie listopada i grudnia, jedną z moich pierwszych myśli było: "to jest ten czas, kiedy w sklepach pojawiają się świąteczne prezenty!". Bardzo się ucieszyłam z tego powodu, bo to oznaczało, że nigdy nie będę miała kłopotu ze znalezieniem pięknego prezentu na urodziny mojego synka. 

Niedługo będziemy świętować te urodziny po raz pierwszy. Już teraz zastanawiam się, jak zorganizujemy przyjęcie, jaki podam tort i oczywiście, jakie będą prezenty.


W sklepach już Święta...


Mam ogromną słabość do okresu przedświątecznego i do prezentów - tych od Świętego Mikołaja i tych znalezionych pod choinką :) Kojarzą mi się z dzieciństwem, z magią, z baśniami, które do tej pory uwielbiam. Nie pamiętam, kiedy zorientowałam się, że Mikołaj wcale nie zakrada się wieczorem do naszego domu, że to rodzice przynoszą prezenty - ale wydaje mi się, że to odkrycie nie było dla mnie w żaden sposób trudne czy przykre, po prostu od tego momentu trochę zmieniły się zasady gry. Od tej pory ja i moja siostra bawiłyśmy się w Świętego Mikołaja razem z rodzicami. I to też miało w sobie urok i prawdziwie świąteczną magię.

Pamiętam wiele cudownych świątecznych prezentów z dzieciństwa, ale kiedy próbuję pomyśleć o najlepszym, najbardziej wyjątkowym i niezapomnianym, do głowy przychodzi mi zawsze Barbie Syrenka. Nie pamiętam, ile miałam lat, kiedy ją dostałam, ale zdaje się, że byłam jeszcze w przedszkolu. Zobaczyłam reklamę telewizyjną Barbie Syrenki i od tamtej chwili marzyłam o takiej lalce. Tym bardziej, że uwielbiałam syrenki. Do tej pory pamiętam ogromną radość, jaką czułam, gdy pod choinką znalazłam przepiękną lalkę, prawdziwą Barbie z migoczącymi włosami, złocistą opalenizną i cudownym rybim ogonem! Do tego okazało się, że ogon syreni bardzo łatwo zdjąć, a pod spodem lalka ma nogi jak każda inna lalka, mogła więc brać udział we wszystkich naszych zabawach dla innych lalek z nogami :) Miała też śliczny złoty dwuczęściowy kostium kąpielowy oraz naszyjnik z gwiazdkami i kotwicą. Nie myślałam w ogóle o tym, że nie jest podobna do Barbie Syrenki z reklamy. Była najpiękniejszą syrenką, jaką mogłam sobie wyobrazić. 

Jej tajemnicę odkryłam przypadkiem jakiś czas później, gdy w moje ręce wpadł jakiś katalog z najnowszymi lalkami Barbie. Z pewnym zaskoczeniem znalazłam w nim moją Syrenkę, która jednak nie miała rybiego ogona. Siedziała sobie na jakimś leżaczku w swoim dwuczęściowym kostiumie kąpielowym, a podpis pod obrazkiem głosił, że jest to Słoneczna Barbie.

Mama opowiedziała mi wówczas, jak bezskutecznie szukała w sklepach mojej wymarzonej Syrenki i nigdzie jej nie znalazła, dlatego kupiła śliczną Słoneczną Barbie, po czym własnoręcznie, po kryjomu, po nocach uszyła dla niej syreni ogon. Uszyła. W czasach, gdy nie było powszechnie dostępnego Internetu, gdzie na pewno można znaleźć wzory, jak taki ogon uszyć. Mama musiała zaprojektować samodzielnie ten ogon i uszyć go tak dyskretnie, żebym się nie zorientowała. Wszystko po to, żeby spełnić marzenie swojego dziecka.

Chciałabym zdementować teraz pogląd, z którym spotkałam się niedawno w jednej dyskusji o prezentach - że dziecko nie ucieszy się, gdy dostanie nie to, co chciało, ale coś podobnego. Dla mnie moja lalka stała się jeszcze cenniejsza, gdy dowiedziałam się, że nie jest prawdziwą Syrenką i poznałam jej wyjątkową historię. Do tej pory czerpię z lekcji, jaką wówczas dostałam - że jeśli bardzo Ci na czymś zależy, a okoliczności nie sprzyjają, to i tak możesz zrobić wszystko, by spełnić swoje marzenia (lub marzenia ukochanej osoby). Oraz, że czasami dostaniesz od życia nie to, co dokładnie sobie wymarzyłaś, ale coś jeszcze lepszego. Moja Słoneczna Barbie była moją ulubioną lalką jeszcze przez wiele lat, tak długo, jak długo bawiłam się lalkami. Zawsze będzie jedną z ważniejszych bohaterek mojego dzieciństwa.

Lubię dostawać prezenty, ale jeszcze bardziej lubię je dawać.


Jakoś tak wyszło, że kiedy sięgam pamięcią wstecz i próbuję sobie przypomnieć, co dostałam na ostatnie urodziny, co pod choinkę, co z okazji rocznicy - to nie zawsze pamiętam, co to było. Natomiast praktycznie zawsze bez trudu potrafię sobie przypomnieć, co sama dałam w prezencie. Nawet jeśli minęło już parę lat. Uwielbiam całą tę magię związaną z obdarowywaniem kogoś, zastanawianiem się, co sprawiłoby tej osobie radość, szukaniem inspiracji... Każdy prezent ma swoją historię, którą znam tylko ja. Ta historia, to wspomnienie jest dla mnie jako obdarowującej najlepszą nagrodą - na równi z radością obdarowywanej osoby.


Jeśli chodzi o mnie samą, to wciąż jakoś tkwię we wspomnieniach związanych z prezentami-niespodziankami, które dostawałam jako dziecko. I gdzieś w głębi serca czekam na niespodziankę, która ucieszy mnie tak bardzo, jak tamte prezenty sprzed lat. Dlatego nie lubię mówić, co chciałabym dostać. Co wiąże się z tym, że - wybaczcie, Kochani - dość często zdarza mi się dostać nietrafiony prezent. Broń Boże, nie jestem jakąś strasznie wymagającą osobą. Znam tylko jedną kategorię nietrafionych prezentów: prezent, który nie jest dla mnie. Czyli np. prezent, którego ktoś sobie zażyczył w moim imieniu. Albo prezent, do którego ktoś chciał mnie przekonać, mimo mojej jednoznacznej opinii na jego temat. Albo prezent, który spodobał się ofiarującemu tak bardzo, że został kupiony bez chwili refleksji, czy ja w ogóle lubię takie rzeczy i czy choć raz z niego skorzystam. Klasyczny przykład - kolczyki dla osoby, która nie ma przebitych uszu. Albo paczka rodzynek w czekoladzie dla kogoś, kto nie znosi rodzynek. Znalazłabym więcej takich przykładów, ale boję się, że ktoś się na mnie obrazi ;)

Jest jedna, uniwersalna recepta na udany prezent: pomyśl o osobie, którą chcesz obdarować. Zastanów się, co lubi, czego potrzebuje, może mówiła o czymś, co jej się marzy? Posłuchaj jej, zastanów się, jaką jest osobą, co sprawiłoby jej radość. Oczywiście, nadal możesz trafić kulą w płot, ale jeśli naprawdę skupisz się na tej osobie i jej potrzebach, masz dużą szansę na ujrzenie szczerej radości na czyjejś twarzy :)

Udany prezent nie musi być idealnie trafiony. Pamiętam, jak w zeszłym roku z okazji Świąt mój mąż dostał od bliskiej osoby z rodziny płytę z kolędami, na której były również kolędy w wersji karaoke. Jestem przekonana, że ta osoba kupiła płytę z myślą o moim mężu, mając na uwadze, że lubi on karaoke. I nie miało wcale znaczenia, że on raczej woli pośpiewać na imprezie pełnej ludzi niż odtwarzać sobie kolędy z płyty w domu. Najważniejsze było to, że ta osoba zrobiła wszystko, co mogła, by sprawić mu radość.

Najbardziej udany prezent, jaki dostałam jako dorosła osoba? Chyba czerwona sukienka, którą dostałam od mojego męża, który był wówczas moim chłopakiem. Bez okazji, po prostu dlatego, że mi się podobała. Nie była bardzo droga, bo przeceniona, ale na tyle droga, by kupienie jej było pewnym luksusem, na który raczej nie mogłam sobie pozwolić. Jego gest sprawił mi ogromną radość, a sukienkę z przyjemnością noszę do tej pory.

Najbardziej udany prezent, jaki sama komuś dałam? Było wiele takich prezentów, z których jestem zadowolona, ale jakoś szczególnie ciepło myślę o pięknym parasolu, który dałam przyjaciółce krótko po tym, jak urodziła dziecko. Zależało mi na tym, żeby dać jej coś, co będzie tylko dla niej, dla niej jako kobiety, nie tylko jako mamy niemowlaka. Wyobraziłam ją sobie, jak chodzi na spacery i nosi ze sobą ten piękny parasol. Mam nadzieję, że dał jej dużo radości.

No dobrze, ale jaki prezent będzie najlepszy na pierwsze urodziny?


Wspomniałam na początku, że już wkrótce - za miesiąc! - będziemy świętować pierwsze urodziny Roberta. Na pewno wiele osób, które go kochają, będzie chciało dać mu z tej okazji jakiś piękny prezent. Co będzie najlepszym prezentem dla rocznego dziecka?

Mogę w tym miejscu powtórzyć za Asią, autorką bloga Matka jest tylko jedna, że najlepsze prezenty na roczek są bardziej dla rodziców niż dla dzieci. Kiedy patrzę na mojego prawie rocznego Roberta, mam wrażenie, że on niczego nie potrzebuje. Równie atrakcyjną zabawką jest dla niego kolorowa grzechotka, jak i plastikowa miska lub kawałek sznurka. Za to rodzice rocznego dziecka zawsze potrzebują wielu rzeczy. Dziecko wyrasta z ubrań, z fotelika, różne rzeczy się zużywają i potrzebne są nowe. O tak, rodzice rocznego dziecka wiecznie czegoś potrzebują.

Wymyśliłam sobie, że póki mam jeszcze decydujące zdanie w kwestii prezentów dla mojego dziecka (za parę lat to zdanie będzie należało z pewnością do niego!), chciałabym, żeby prezenty dla niego były przynajmniej częściowo powiązane tematycznie. I tak, na pierwsze urodziny chciałabym podarować mu jak najwięcej bajek, bajeczek, książeczek, które będę mogła mu czytać przed zaśnięciem. Jeśli chcielibyście obdarować mojego synka z okazji jego pierwszych urodzin, pamiętajcie proszę o bajce dla niego :)

Wy pewnie też już się powoli zastanawiacie nad prezentami mikołajkowymi i świątecznymi :) Podzielicie się ze mną swoimi przemyśleniami na ten temat? 


10 komentarzy:

  1. Też bym chciała, żeby moje dzieci zawsze myślały o świętach jak o czasie magicznym, wyjątkowym - ale nie ze względu wyłącznie na prezenty - ale raczej na choinkę, atmosferę, wspólnie spędzany czas. Żeby kumulacja momentów była dla nich tym "motywem przewodnim" :)
    PS: Wszystkiego najlepszego dla Synka na roczek :)

    http://kobietadozadanspecjalnych.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Oczywiście nie chodzi tylko o prezenty, chodzi o całą tę świąteczną magię :) Ale myślę, że szczególnie dla dzieci prezenty są bardzo ważnym elementem tej magii.

      Usuń
  2. A swoją drogą, o czym może marzyć dziecko, które zawsze dostaje to co zapragnie? i do tego natychmiast? Albo maluch, który z okazji świąt jest obsypany masą drogich prezentów, bo każdy chce mu sprawić wielką radość? Pozwólmy im marzyć, czekać, ale także cierpieć, że nie tym razem, tego też dziecko musi się nauczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, dzieci to cudowni marzyciele, zawsze znajdą coś, o czym mogą marzyć ;) Pocierpi pewnie nieraz, ale - o ile to ode mnie zależy - nie chciałabym, żeby uczył się cierpieć w Święta.

      Usuń
  3. Też mam straszną słabość do okresu przedświątecznego :)I widzę, że u was przygotowania do roczku. To ważne urodziny, bo pierwsze :D A książeczki to fajny pomysł! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) O tak, to ważne urodziny. Już zaczynamy się do nich przygotowywać!

      Usuń
  4. Ja nie przepadam za okresem przedświątecznym. Fakt, jest wtedy trochę taniej, większy wybór prezentów, ale te tłumy ludzi i bałagan Ssą dla mnie nie do pokonania. Piękna historia z tą barbie syrenką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, historia z Syrenką to cudowne wspomnienie :) Zgadzam się, że tłumy ludzi są męczące, zwłaszcza w galeriach handlowych.

      Usuń
  5. lubię dostawać prezenty ale jeszcze bardziej wolę je rozdawać, to sprawia mi największą frajdę!

    OdpowiedzUsuń