poniedziałek, 9 marca 2020

W życiu jak w filmie, czyli: moje lata przestępne


Nieco ponad tydzień temu świętowałam mój ulubiony dzień - 29 lutego. Dzień Żaby. Leap Day.

Mam słabość do tej daty, odkąd jako mała dziewczynka odkryłam, że występuje ona w kalendarzu tylko raz na cztery lata. Zaintrygowała mnie. Zastanawiałam się, czy osoba urodzona w tym dniu starzeje się cztery razy wolniej i kiedy jej rówieśnicy mają 32 lata, ona dalej pozostaje małą dziewczynką? (Zdaje się, że miałam wówczas osiem lat i właśnie uczyłam się tabliczki mnożenia) :)

Wyobrażałam sobie, że kiedy dorosnę, urodzę dziecko w tym dniu. Potem dorosłam i chciałam, żeby 29 lutego stał się dniem moich zaręczyn. Ale żaden z kandydatów nie był przekonany do tej daty :D

Lata przestępne mają jednak w sobie coś wyjątkowego. Przynajmniej dwukrotnie w okolicy 29 lutego przeżyłam sytuację, która równie dobrze mogła wydarzyć się w jakimś filmie lub książce.

Rok 2012




Pojechaliśmy nad morze :) Tak, w lutym. Do tej pory uważam, że morze zimą jest fascynujące - chłodne, surowe, bezludne, z potężnymi falami. Przeżyliśmy tam niezapomniane, romantyczne chwile. Wieczorne spacery po pustej plaży, zwiedzanie małego miasteczka, o tej porze roku praktycznie opuszczonego... Udało nam się zamoczyć nogi w chłodnych falach :)

Przyszedł jednak czas powrotu do domu. Mieliśmy od dawna sprawdzony dojazd - najpierw autobusem do Gdyni, stamtąd mieliśmy pociąg do Warszawy, gdzie zamierzaliśmy się przesiąść na "Jana Matejko", który jechał do Krakowa. To był dzień 3 marca.
(Jeśli coś pomyliłam w tym opisie, darujcie, minęło już parę lat, a pamięć jest ulotna).

Nie przewidzieliśmy jednego: cała Gdynia była strasznie rozkopana. Remont dróg. Mieliśmy zapas czasu, ale kurczę, nie aż taki. Nie zdążyliśmy na pociąg, spędziliśmy jakieś dwie lub trzy nadprogramowe godziny w Gdyni.



Spóźniliśmy się także, rzecz jasna, na "Jana Matejko". Który pod Szczekocinami zderzył się czołowo z innym pociągiem.

To pierwsza informacja, która dotarła do nas, gdy późnym wieczorem dotarliśmy bezpiecznie do domu, przemęczeni długą podróżą.


Jakie to uczucie? Jak gdyby darowano nam nowe życie.

Rok 2016


Zaczął się wyjątkowo źle. Pod koniec lutego musieliśmy jechać na pogrzeb na drugi koniec Polski, w drodze powrotnej zepsuło nam się auto. Nie mieliśmy urlopu, pieniędzy, sprawnego samochodu, ani nawet ładnej pogody. Dzień Żaby zasługiwał na swoją nazwę, bo prało żabami od rana do wieczora.

I to nawet nie były wszystkie powody naszego kiepskiego samopoczucia, szkoda jednak rozpamiętywać, co jeszcze się nie udało. W pewnym momencie usiedliśmy razem przy stole, oboje zmęczeni, zmoknięci i przygnębieni. Pamiętam, że powiedziałam: "Wiesz, co jest najgorsze? Gdyby to był jakikolwiek inny dzień, wiedziałabym, że prędzej czy później zapomnimy o tym, że był tak nieudany. Ale jak mam zapomnieć o tym, że akurat dzisiejszy dzień tak się nie udał?".

Wtedy zrobiliśmy najlepsze, co mogliśmy: postanowiliśmy uratować dzień. Urządziliśmy sobie romantyczną kolację. Świece, sukienka, nastrojowa muzyka i... puzzle. O ile dobrze pamiętam, były moim walentynkowym prezentem dla męża, a skończyliśmy je układać właśnie w ten romantyczny wieczór 29 lutego.



Ale to jeszcze nie koniec! Najlepsze przyszło dopiero z czasem. Podoba mi się, jak opisałam to kiedyś na FB, więc pozwólcie, że zacytuję samą siebie sprzed kilku lat:

"O tym, co najpiękniejsze, dowiedzieliśmy się dużo później – tak to w końcu działa w przyrodzie :) Nie mogliśmy wiedzieć, że właśnie tej nocy pojawił się najpiękniejszy prezent, jaki mogliśmy sobie dać. Choć wtedy był jeszcze zaledwie małym, maleńkim marzeniem czekającym na spełnienie, to jednak właśnie od tej nocy jest nas nie dwoje, a troje.

Dlatego ten dzień jest dla mnie ważniejszy niż cały rok, a przy okazji tak bardzo wyraźnie pokazał nam to, o czym starałam się pamiętać w tych gorszych chwilach minionego roku – to nic, że czasem coś się nie uda. To nic, że nasze plany może trafić szlag. Rzeczywistość może okazać się piękniejsza niż jakiekolwiek plany. I zawsze można zrobić coś, żeby choć troszeczkę, choć w nieznacznym stopniu uratować dzień".

Czy to nie jest niezwykłe? Jak wiecie, długo czekaliśmy na tę chwilę. I wreszcie nadeszła - właśnie wtedy! Wtedy zaczął się Robert :)

Rok 2020


Bez katastrof, których udało się uniknąć, bez spektakularnych zdarzeń i bez ciąż ;) Ale także wyjątkowy! Świętowaliśmy - z pewnym opóźnieniem - moje trzydzieste trzecie urodziny. Plus, oczywiście, Dzień Żaby :) Przygotowałam nawet specjalne żabie menu - zielone leczo, sałatkę "spora" z papryką i groszkiem oraz słodkie ciasto z cukinii.



Miało być kameralnie, skromnie, bez fajerwerków. Dosłownie dwa dni przed imprezą dowiedziałam się, że mamy możliwość zdobycia dowolnej ilości balonów, wystarczy po nie przyjechać :) Myślałam o kilku, może kilkunastu balonach, żeby dzieci miały radochę - a mąż zrobił mi niespodziankę i przywiózł ich kilkadziesiąt! Cały dom udekorowany balonami :) Istne szaleństwo!

Kolejną niespodzianką był przyjazd naszych kochanych przyjaciół spod Rzeszowa. Twierdzili niby, że nie pasuje im termin. Nic nie powiedzieli i przyjechali!

Bawiliśmy się fantastycznie. Jedliśmy pyszną pizzę upieczoną przez Wojtka, chrzestnego Michasia. Śpiewaliśmy, póki nam starczyło sił :) No i oczywiście, obrzucaliśmy się nawzajem balonami! Dzieci zachwycone, dorośli zresztą również ;)

Zagadka: kto się tam schował? :)

Zastanawiam się, czy to nie była najlepsza z naszych imprez. Co prawda, wcześniejsze też wspominamy z przyjemnością... :)


Aż jestem ciekawa, co przyniesie następny rok przestępny? Za cztery lata się dowiemy!


Gdybym miała nadać jeszcze jedną nazwę temu dniu, nazwałabym go Dniem Życia, albo Dniem Radości z Życia? Radości, że się przeżyło, bo cudem uniknęło się wypadku. Radości, bo pojawiło się upragnione, oczekiwane życie. Radości, bo są przyjaciele, jest rodzina, są kolorowe balony, pizza, muzyka i mnóstwo frajdy :) W każdym razie - za cztery lata również zamierzamy świętować!

10 komentarzy:

  1. Jak milo i optymistycznie! :) spróbuję o tym pamiętać, kiedy moje plany szlag trafia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życie nas nauczyło, że czasem właśnie wtedy dzieją się najlepsze rzeczy :)

      Usuń
  2. Podziwiam, że nawet w momencie totalnego załamania potrafiłaś się pozbierać i zamienić dzień na udany. Trzymaj tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Staram się zawsze znaleźć na to siłę :)

      Usuń
  3. Piękne masz wspomnienia. Poza spoznieniem na feralny pociąg, wszystkie cudne zdarzenia kreujesz sama i żadna magia dnia przestępnego nie jest Ci do niczego potrzebna czarodziejko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za piękny komentarz :) To prawda, sami kreujemy naszą rzeczywistość :)

      Usuń
  4. 29 luty to widać Wasza szczęśliwa data. Ten pierwszy to jak w Oszukać przeznaczenie, brrr :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowne wspomnienia i piękne zdjęcia. Bardzo pozytywne :)

    OdpowiedzUsuń