Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ogród. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ogród. Pokaż wszystkie posty

piątek, 16 lipca 2021

Kolorowe rozmowy w trawie

Do naszego ogrodu, tak zwanego drugiego (w odróżnieniu od pierwszego, mniejszego otaczającego dom), prowadzi furtka, którą z jednej strony oplata winogrono, a z drugiej strony róża. Wygląda jak przejście do książkowego tajemniczego ogrodu, i bardzo lubię to skojarzenie.

- Mamo, musimy zbierać malinki! Tylko uważaj, żeby nie zbierać mrówek - przestrzega mnie Robert z całą powagą czterolatka.

Robert przechodzi właśnie ten etap rozwoju, kiedy stopniowo uczy się akceptować małe żyjątka takie jak owady i pajęczaki. Nie powiem, żeby to był szybki proces, choć wydawałoby się, że dziecko od urodzenia wychowujące się na wsi będzie traktować muchy czy mrówki jako element codzienności. Ale cóż, na wszystko przyjdzie czas.

- Och, mrówka! Ojej, mrówka! Mamo, ty zbieraj malinki. - Po kilku bliskich spotkaniach z drapieżnikiem Robert postanawia ograniczyć się do samego dopingowania i zarządzania. - Tylko zbieraj czerwone, nie różowe! Świetnie ci idzie!

Jest upalny dzień, ale słońce schowało się litościwie, a liście i źdźbła trawy bujają się, kołysane przez delikatny wiatr. Coś w kolorze chmur i zapachu powietrza zwiastuje zbliżającą się burzę, ale nie śpieszy jej się zbytnio. Zanim spadną pierwsze krople deszczu, zdążymy zebrać jeszcze sporo malin.

- Mamo, patrz, motylek! Jaki biały!

Motylki należą do tej grupy owadów, których Robert się nie boi. Nic dziwnego, mają piękne skrzydła.

- Mamo, zobacz, ile borówek!

Rzeczywiście, na krzakach pojawiły się pierwsze dojrzałe borówki i całe mnóstwo niedojrzałych. Wyglądają jak wielobarwne korale.

- Zbierzmy tylko te niebieskie!

Zebraliśmy, wracamy do malin. Mrówka wspina się po mojej nodze, strącam ją dość energicznym ruchem.

- Mamo, nie bój się mrówek, one niegroźne. To nasi przyjaciele - stwierdza nieoczekiwanie mój dzielny syn.

- Masz rację, kochanie - przyznaję wzruszona.

- Zaproszę je do domu! 

W Robertowym rozumieniu świata zaproszenie kogoś do domu jest najwyższym wyrazem przyjaźni.

- To może niekoniecznie...

Znowu coś mi się wspina po nodze, zatrzymuje się pod kolanem, lekko wpija się w skórę. Przytomnie chwytam kleszcza w palce.

- Patrz, Robert, to jest kleszcz. - Pobieżnie oglądam synka, czy na niego nie wdrapał się jakiś nieproszony gość.

Robert wzdryga się, przestraszony.

- Mamo, tylko nie dawaj go na mnie!

- No coś ty, kochanie, oczywiście, że nie dam go na ciebie!

Pozbywam się ośmionożnego intruza w sposób, cóż, mało malowniczy, ale skuteczny.

- Mamo, kleszczyki to też nasi przyjaciele.

- O nie! - tym razem protestuję. - Kleszczyki nie.

Nadal siedzimy w trawie. Może i są tu mrówki i kleszcze, ale są też maliny, motyle, kwiaty i letni wiatr, a mój mały synek z opaloną skórą i krótko przystrzyżonymi jasnymi włosami cieszy się tą chwilą równie mocno jak ja.

- Mamo, patrz, motylek! - Pokazuje znowu. - Jest brązowy, wygląda jak czekolada!

Chwilo, trwaj. Jesteś magiczna.

Jakiś czas później wracamy do domu, żeby się umyć i zjeść zebrane owoce.




czwartek, 28 listopada 2019

365 powodów do wdzięczności, czyli: pierwsze urodziny Michałka.



365 dni, a każdy wart tego, by za niego dziękować. Każdy wypełniony Twoją obecnością, malutkimi rączkami, oczkami, minkami. Dwanaście cudownych miesięcy!


Pierwszy miesiąc

Szybko pokazałeś nam, że wcale jeszcze nie wiemy wszystkiego o byciu rodzicami. Kilkutygodniowe dziecko z zapaleniem płuc? Nie wiedziałam, że takie rzeczy zdarzają się w troskliwych rodzinach. Teraz już wiem. Tydzień w szpitalu, wenflon w małej główce - nazywaliśmy Cię teletubisiem, a pielęgniarki dziwiły się nam, że nie jesteśmy przerażeni. Jedyna w swoim rodzaju Wigilia spędzona na oddziale.

Byłeś przez cały czas radosny, pogodny i szybko przybierałeś na wadze. Przez większość dni sprawiałeś wrażenie zupełnie zdrowego. Pozdrawiam w tym miejscu lekarza, który próbował mi wmówić, że kaszlesz dlatego, bo za często Cię karmię :) Oj, to był ciężki dzień.


Drugi miesiąc

Poznałeś dużo wspaniałych osób, w tym ciocię Gosię, która nieco później została Twoją chrzestną. Tym sposobem masz dwie, a nawet trzy ciocie o tym imieniu - co za zbieg okoliczności :)

Na szczęście nie chorowałeś już więcej. Codziennie obdarzałeś nas swoimi pięknymi uśmiechami. W kraju działy się wtedy smutne rzeczy, więc i nasze nastroje nie były najlepsze, ale Twoja wesoła bezzębna buźka zawsze potrafiła nas pocieszyć.

Trzeci miesiąc

Nie czułam się dobrze. To, co ominęło mnie dwa lata wcześniej, tym razem chyba faktycznie mnie dopadło. Może nie od razu odnalazłam się w roli mamy dwóch synów, może faktycznie proza życia była wówczas trochę mniej znośna. Ale Wy dwaj, Ty i Robert, każdego dnia dawaliście mi siłę. Twój brat już wtedy zachwycał nas swoją troskliwością i czułością wobec Ciebie. Ty - wiadomo - siedem kilo uśmiechu, radości, zadowolenia z życia.

Czwarty miesiąc

Po raz pierwszy zostałeś na jakieś dwie godzinki beze mnie z babcią, a my z Twoim tatą wyskoczyliśmy na randkę. Dobrze się bawiłeś, tylko ta butelka nie bardzo Cię przekonała, prawda? Okazałeś się konserwatywnym zwolennikiem karmienia piersią :) Dość długo nie akceptowałeś innej formy podawania pokarmu.

Kształtowała się Twoja relacja z bratem. Czasem bywał zazdrosny o to, że okazuję Ci tak dużo uwagi. Ale też tulił Cię, bawił się z Tobą, dzielił się swoimi zabawkami.


Piąty miesiąc

To była dopiero rewolucja, co? Pojechaliśmy do dziadków w odwiedziny, tylko jakoś tak wyszło, że nie wróciliśmy na noc do domu. Mało tego, mijały kolejne dni, a my nadal nie wracaliśmy. Ale kto by narzekał! Świetnie się bawiłeś u dziadków. Miałeś do dyspozycji mnóstwo zabawek i fantastyczne, szerokie łóżko, na którym nauczyłeś się turlać :)

Szósty miesiąc 

Nadal u dziadków! Co prawda, odwiedziliśmy kilkakrotnie ogród, który dobrze znasz, ale do domu nie wchodziliśmy. Coś się tam działo, kręciły się tam osoby, których chyba nie znałeś. Ale mama i tata nie martwili się, więc i Ty zachowywałeś pogodę ducha. Nawet pomimo tego, że zęby szły i bardzo Cię męczyły.

Co do pogody, to było gorąco, oj... Słońce nawet trochę parzyło. Co chwilę musiałam przenosić koc w cień. A i tak próbowałeś z niego zejść, aby skubać trawę jak mała kózka :)


W tym miesiącu odbył się Twój chrzest. Nie bez przygód - wracaliśmy z kościoła przy akompaniamencie grzmotów i grubych kropel deszczu bębniących o dach auta. Ale spędziłeś piękne chwile z rodziną, również z ciocią Gosią i wujkiem Wojtkiem, czyli z Twoimi wspaniałymi chrzestnymi :) 

Kiedy wróciliśmy do domu, okazało się, że nasza łazienka bardzo się zmieniła :) Teraz jest piękna, prawda?

Siódmy miesiąc

Przetrwaliśmy już zapalenie płuc, więc ospa to dla nas drobiazg, prawda? Strasznie biednie wyglądałeś z tą zsypaną krostami buzią! Na szczęście zniosłeś chorobę bardzo dobrze. Praktycznie nie gorączkowałeś, nie traciłeś też dobrego nastroju. Pewnie miał na to wpływ również fakt, że Twój starszy brat troskliwie się Tobą opiekował.

Ósmy miesiąc

Nauczyłeś się siadać i raczkować :) Kiedy zorientowałeś się, że wyżej jest ciekawiej, chciałeś koniecznie opanować jak najwięcej umiejętności.

Spacery stały się teraz o wiele ciekawsze. Choć czasem ciężko było wyjść z domu przez upały i komary! W domu też zresztą bawiłeś się świetnie, a do Twoich ulubionych zabawek należała butelka z wodą.

Dziewiąty miesiąc

Wstawałeś, tańczyłeś, chodziłeś, trzymając się mebli! Nauczyłeś się też schodzić z łóżka, choć trzeba przyznać, że do tej pory czasami Ci się myli i próbujesz skakać z niego na główkę...

Po raz pierwszy wybraliśmy się na plażę. Woda w jeziorze Cię nie zachwyciła, za to spacery były dla nas wszystkich bardzo przyjemne :)


W sierpniu pojechaliśmy też na pierwsze tak dalekie wakacje, do moich rodziców, a Twoich dziadków. To był cudowny czas! Tyle zabawy, miłości, radości, nowych ludzi, nowych miejsc... I piesek, z którym ścigałeś się na czworaka :)

Dziesiąty miesiąc

Kolejna wielka rewolucja w Twoim życiu - żłobek! Nie zapomnę pierwszego dnia, gdy przyjechałam po Ciebie po dwóch godzinach, a Ciocia mi mówi, że Michałek śpi! Twoja adaptacja w żłobku była chyba jeszcze łatwiejsza niż w przypadku Twojego brata, a wydawało mi się, że lepiej już się nie da :)

Pokochałeś żłobek, a żłobek pokochał Ciebie :) Martwiłam się, że teraz to dopiero zaczniesz chorować, ale trzymałeś się dzielnie. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale kiedy wracałeś do domu, widziałeś mnie o wiele bardziej wypoczętą i pełną energii niż do tej pory.

Jedenasty miesiąc


Październik - nie przepadam za tym miesiącem, ale w tym roku naprawdę się udał :) Było ciepło, złociście i ogniście. Zapamiętam go jako czas spacerów i spotkań z cudownymi ludźmi. Na szczęście zdrowie Was nie opuszczało, czego nie mogę powiedzieć o sobie - zupełnie niespodziewanie zachorowałam na anginę. Na szczęście Was nie zaraziłam :)

Dwunasty miesiąc

Chłodniejsze dni, choroby, upadek z łóżka... Trzymam się myśli, że trudniejsze dni też są potrzebne, żebyśmy bardziej docenili te dobre. Listopad nas wymęczył, cała nadzieja w grudniu, że da nam trochę odpoczynku.

Dziś.


Pobudka o czwartej rano? Radosny uśmiech, mnóstwo energii i chęć zabawy? Michałku, oj, będziesz spał w ciągu dnia...



Na szczęście jesteś już zdrowy. Co rano jeździsz do żłobka, tam spędzasz radośnie czas, tworzysz z pomocą Cioć piękne prace plastyczne. Jesz coraz więcej, coraz lepiej gryziesz tymi swoimi imponującymi ośmioma zębami :) Zauważyłam, że znowu swędzą Cię dziąsełka, chyba idą trójki!

Kiedy wspominam, jaki był Robert w Twoim wieku, wydajesz mi się trochę młodszy. Może mimo woli widzę w Tobie ciągle maluszka, to mniejsze i bardziej bezbronne z moich dzieci, podczas gdy z Ciebie już taki duży chłopak! Nie, nie porównuję Was. Obaj jesteście całym moim sercem.

Wszystkiego najlepszego, kochany Urodzinku. Obyś zawsze był tak pogodnym, uśmiechniętym chłopakiem, pełnym miłości i zaciekawienia.

piątek, 2 sierpnia 2019

Nasze wakacje na RODOS.



Jedni spędzają wakacje na Bali, inni na Krecie, a my na RODOS. Znacie ten skrót? Rodzinne Ogródki Działkowe Ogrodzone Siatką.

Nasze Rodos jest o tyle wyjątkowe, że mieszkamy na nim na co dzień. Spędzamy na Rodos wiosnę, lato, jesień i zimę. To trochę tak, jakbyśmy zawsze byli na wakacjach :) Czy jest przez to nudno? Nieee... Życie codzienne toczy się wszędzie, na Rodos także. Często jesteśmy zbyt zajęci, zbyt pochłonięci codziennością by w pełni nacieszyć się miejscem, w którym mieszkamy. Gdy przychodzi czas, by odpocząć i zrelaksować się w otoczeniu przyrody - wystarczy otworzyć drzwi.



Przeprowadzka na wieś.


Decyzja, że zamieszkamy poza miastem zapadła mniej więcej w tym samym czasie, co decyzja o naszym ślubie. Było oczywiste, że musimy znaleźć coś większego niż maleńka kawalerka, którą mieliśmy wówczas do dyspozycji. Nie planowaliśmy jeszcze powiększenia rodziny, ale nie wykluczaliśmy, że kiedyś dzieci się pojawią - a wtedy nie byłoby szans, żebyśmy się tam pomieścili. Jak nieraz żartowałam, nie byłoby gdzie tego dziecka postawić! Nasze możliwości finansowe pozwalały albo na zakup mieszkania w mieście, albo na zakup małego domu na wsi. Oboje marzyliśmy o domu.

Sprawdziliśmy wiele ofert. Każdy dom miał jednak jakiś feler... Aż trafiliśmy na to jedno, wyjątkowe ogłoszenie. Miejscowość już znaliśmy, oglądaliśmy tam wcześniej inny dom. 
Kiedy zobaczyłam ogród na zdjęciach dołączonych do ogłoszenia, od razu zapowiedziałam mężowi, że będzie łatwo przekonać mnie do kupienia tego domu. Tak też było w istocie. Oboje daliśmy mu się uwieść. Podjęliśmy decyzję o zakupie od razu, kiedy tylko zobaczyliśmy dom, nie potrzebowaliśmy czasu do namysłu.


My na RODOS.


Ogrodnicy z nas nieszczególni, zwłaszcza ze mnie. Właściwie moje prace związane z ogrodem polegają głównie na zbieraniu owoców. W tej chwili mamy mnóstwo przepysznych, słodziutkich borówek amerykańskich. Robert je uwielbia :) Ostatnio nazbierałam ich trochę, żeby dodać do ciasta, które właśnie piekłam - ale same w sobie okazały się taką atrakcją, że upiekłam ciasto bez borówek :)


Mamy też maliny, kolejny przysmak Roberta :) A także porzeczki, aronię, brzoskwinie, pigwę, jabłka... Przed pojawieniem się dzieci robiliśmy z nich nalewki, teraz celujemy raczej w konfitury, dżemy, ciasta owocowe. Albo po prostu zjadamy :) Ale nie jesteśmy w stanie przejeść takiej ilości.

Mamy dmuchany basen, właściwie nawet kilka basenów - trzy mniejsze, bardziej dziecięce i jeden duży, dla dorosłych. Nieraz towarzyszy naszym ogrodowym imprezom :)

Mamy urokliwą altankę, idealną na spotkania w nieco większym gronie. Kiedy organizujemy imprezy, to zawsze tam. W pewnej odległości od altanki stawiamy grilla :)


Na drzewie wisi huśtawka Roberta, prezent od znajomych, którzy odwiedzili nas niedawno. Stara huśtawka, widoczna na zdjęciu, jest raczej nieużywana, ale strasznie ciężko ją zdemontować.

Robert uwielbia biegać po ogrodzie, szukać owoców, bujać się na huśtawce. Michał dopiero odkrywa uroki tego miejsca. Nie umie jeszcze chodzić, za to bardzo chętnie raczkuje, co w ogrodzie jest jednak trochę kłopotliwe :) Gdy był mniejszy, często kładłam go na kocu, w tej chwili z pewnością w ciągu kilku sekund byłby już w trawie. Przy okazji ostatniej imprezy ogrodowej ustawiliśmy jego kojec obok altanki. Mógł być z nami, bawić się, nawet trochę tańczył na stojąco :) 

Czemu nie wyjazd?


Mam również plany wyjazdowe w tym roku - zamierzamy odwiedzić moich rodziców. Mieszkają daleko, więc to cała wyprawa. Ich okolice są, muszę to przyznać, jeszcze piękniejsze niż nasze RODOS. Wspaniałe lasy, pola, łąki, brzeg rzeki, dzika przyroda... Jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie. Najczęściej tam właśnie jeździmy na wakacje. W tym roku po raz pierwszy Michał odwiedzi dziadków :) 

Prawda jest taka, że im liczniejsza staje się nasza rodzina, tym trudniej gdzieś pojechać. Trzeba poprosić kogoś o opiekę nad zwierzętami, zwłaszcza nad naszym szalonym psem. Dzieci są jeszcze małe i potrzebują dużo uwagi. Nie mówię już o takich kwestiach, jak finanse i ograniczona liczba dni urlopu. Powiedzmy, że inne dalekie podróże planujemy dopiero na przyszły rok :)


Tu, gdzie mieszkamy, możemy robić dużo fantastycznych rzeczy. Mamy blisko do Puszczy Niepołomickiej, po której lubimy spacerować, chociaż komary czasem nas trochę zniechęcają ;) Często jeździmy do Krakowa, w którym zawsze się coś dzieje. Nie narzekamy na monotonię.

Czasem trochę tęskni się nam za żeglowaniem ;) Kiedy dzieci podrosną, na pewno weźmiemy je na łódkę!


Tekst powstał w ramach akcji Wyciśnij LATO jak cytrynkę!