piątek, 14 sierpnia 2020

Siedem lat szczęścia.

Fot. Sylwia Łęcka


Tak kiedyś miał się nazywać ten blog. Siedem lat liczyłam wówczas od - dajmy na to - dnia, w którym zrozumiałam, że jeśli chcę być szczęśliwa, to muszę zacząć szukać tego szczęścia gdzie indziej niż szukałam do tej pory. I znalazłam je!:)

Dziś myślę jednak o innej rocznicy, która miała miejsce kilka dni temu. O siódmej rocznicy naszego ślubu kościelnego :)

Co zmienił ślub kościelny?

Pisałam kiedyś już o tym, co zmienił w moim życiu ślub cywilny, który odbył się rok wcześniej. Jeśli miałabym porównać, które z tych wydarzeń stanowiło większą zmianę w naszym życiu - przyznam, że nie do końca potrafiłabym odpowiedzieć na to pytanie. Oba śluby były ważne. Kiedy ktoś pyta nas, od jak dawna jesteśmy małżeństwem, przeważnie odpowiadamy, że od ośmiu lat. Jednak gdy wracamy myślami do dnia naszego ślubu, częściej wspominamy jednak ten kościelny.

Oboje jesteśmy wierzącymi osobami. Zawarcie małżeństwa jako sakramentu miało dla nas wielkie znaczenie i wbrew temu, co niektórzy sądzili, było naszym celem od samego początku, to znaczy od dnia zaręczyn.

Choć duchowy aspekt był dla nas najważniejszy, zależało nam również na ładnej oprawie, pięknej muzyce, strojach, kwiatach, weselu - trochę tradycyjnym, ale jednak w "naszych" klimatach, na dobrej zabawie w gronie bliskich nam osób... No i zależało nam też na pięknych strojach :)

Fot. Sylwia Łęcka

Nie jest to rzecz, z której byłabym wybitnie dumna, ale - jeszcze jako mała dziewczynka wymarzyłam sobie wygląd mojej sukni ślubnej. To znaczy, zmodyfikowałam trochę ten dziecięcy projekt w oparciu o sugestie mojego męża. Tak powstał projekt sukni idealnej :) 

Całości stroju dopełniły buty, których historię opowiadałam Wam już kiedyś. Na pierwszy rzut oka było widać, że nie jesteśmy typową parą młodą.

Zrobiliśmy wiele, żeby ten dzień miał nasz własny, indywidualny charakter. Zamiast typowej weselnej kapeli, grał nam zespół rockowy. Było też karaoke. Zatańczyliśmy do ulubionej romantycznej piosenki, ale wpletliśmy w nią również zaskakującą, szybką wstawkę. W podziękowaniach dla rodziców pomogły nam muppety :) 

Fot. Marcin Tytko

Nawet figurki na torcie weselnym były jedyne w swoim rodzaju!

Fot. Sylwia Łęcka


Siedem lat małżeństwa - siedem chudych lat?

Po szalonym, nietypowym, nieszablonowym weselu zaczęło się małżeńskie życie codzienne. W nowym domu, bo nasza przeprowadzka ostatecznie niemal zbiegła się w czasie ze ślubem. W tym samym tygodniu przewoziliśmy meble i szliśmy do ołtarza :D

Jesteśmy dobrym, szczęśliwym małżeństwem. Nieraz jednak myślę o tych pierwszych siedmiu latach jako tych najtrudniejszych, "chudych", po których nadejdą następne, lepsze, spokojniejsze. Można to ująć tak, że patrzę z nadzieją w przyszłość :)

Jedną z pierwszych rzeczy, które zrobiłam tuż po ślubie, było podpisanie dużej, znaczącej umowy z ważnym klientem. Za to następną rzeczą było potknięcie się na dziurze w asfalcie – nie, to nie jest przenośnia :) Nie chodziłam i nie pracowałam przez następne dwa miesiące. Strach pomyśleć, jak wpłynąłby na moje życie jakiś poważniejszy wypadek, skoro skutki drobnego, niegroźnego złamania odczuwałam jeszcze przez lata, a właściwie gdzieś tam pośrednio nadal je odczuwam.

W ciągu pierwszych dwóch lat naszego małżeństwa odebraliśmy dwie bardzo gorzkie lekcje od losu. Pierwsza brzmiała tak: to, że chcecie mieć dziecko, wcale jeszcze nie znaczy, że będziecie mieć dziecko. Druga: szybki i niespodziewany sukces zawodowy może skutkować bolesnym, bolesnym upadkiem. Gorszym niż potknięcie na asfalcie, choć fizycznie bezbolesnym.

Rok 2014 był katastrofą. Rok 2015 był rokiem lizania ran, składania siebie na nowo do, pardon my French, kupy, i przede wszystkim rokiem próbowania, próbowania, próbowania. Jedyne, co było w tym piękne to, że byliśmy w tym razem. 

Kolejny rok przyniósł cud - Roberta :) Na pewno pisałam Wam już, że pierwsza ciąża była dla mnie cudownym doświadczeniem, był to jednak również trudny, stresujący czas. Miałam w pamięci to, co zawsze słyszałam o kobietach w ciąży, że nie wolno im się denerwować... I drżałam o nasze dziecko.

Rodzicielstwo wynagrodziło nam te trudne początki, a druga ciąża pokazała mi, jak bardzo relaksujące, piękne i radosne może być oczekiwanie na dziecko. Przynajmniej do momentu, kiedy nie wysiadło mi zdrowie :D

Mam wrażenie, że minione siedem lat, choć cudowne i pełne miłości, przeciągnęło nas jednak przez spore koleiny. Z chęcią przyjmiemy teraz siedem tłustych lat! To znaczy, mam nadzieję, że ta tłustość nie będzie dotyczyła naszych gabarytów, a przynajmniej nie tylko ich!

Siedem lat szczęścia.

Bez względu na różne trudności, jakie napotkaliśmy – nie miejcie wątpliwości, że to był czas pełen pięknych chwil. Dobrych wspomnień jest o wiele więcej niż tych złych. To były lata pełne radości, śmiechu, wspaniałych imprez, śpiewu, spotkań z przyjaciółmi, wycieczek w piękne miejsca… Nawet z trudniejszych dni staraliśmy się zawsze wyłuskać to, co było w nich najlepsze. Każde wyzwanie traktowaliśmy jak ciekawą przygodę, urozmaicenie, szansę na przeżycie czegoś wyjątkowego. Wracamy do tych wspomnień z przyjemnością.

Fot. Janusz Bilski

Fot. Agata Łudzik

 
Fot. Andrzej Dymek


Szanowne życie, losie, przeznaczenie, szczęśliwa gwiazdo – dziękujemy za te siedem lat :) i prosimy o więcej!