Mały Książę (2015) - plakat Źródło: filmweb |
Ostatnio zdarzyło nam się obejrzeć kilka kreskówek. Robert jeszcze niewiele z nich rozumie, ale cieszy się z nich na swój sposób: tańczy, kiedy słyszy piosenkę i uśmiecha się do kolorowych obrazków. A my? Chyba sprawdzamy, które filmy warto pokazać mu, gdy będzie już starszy. Tyle tylko, że większość współczesnych filmów animowanych, które widzieliśmy, ma za zadanie raczej bawić i wzruszać dorosłych widzów niż dzieci. Ale o tym może napiszę innym razem.
W każdym razie, wczoraj wieczorem obejrzeliśmy "Małego Księcia". Chciałam zobaczyć tę ekranizację, odkąd w kinie przed 'W głowie się nie mieści" pokazano zwiastun, który ogromnie mi się spodobał. Wiedziałam, że nie będzie to typowa ekranizacja, ale raczej film nawiązujący do książki i opowiadający przy okazji nową historię. Wiedziałam, czego się spodziewać i chciałam to zobaczyć. A i tak zostałam zaskoczona.
Spodziewałam się też, że będę płakać, oglądając "Małego Księcia". W końcu, bez względu na to, jak daleko zabrniemy w interpretowaniu tej parabolicznej opowieści, na końcu książki umiera dziecko. Odkąd zostałam matką, jeszcze trudniej mi się pogodzić z takimi rozwiązaniami fabularnymi. Twórcy filmu postanowili jednak potraktować losy Małego Księcia w sposób odkrywczy i dopisać dalszy ciąg do zakończenia, które uznali za otwarte i nieoczywiste.
Ale po kolei.
Te słowa padają w filmie przynajmniej dwukrotnie, za każdym razem adresowane do głównej bohaterki, Dziewczynki. To o niej jest ten film. A choć Dziewczynka tak na oko ma nie więcej niż 10 lat, wygląda na to, że najważniejszym problemem w jej życiu i najważniejszym pytaniem, na które musi już teraz odpowiedzieć jest to, kim będzie, gdy dorośnie.
Mniej więcej 3/4 fabuły filmu to przedstawiona w krzywym zwierciadle, ale jednak dość realistyczna opowieść o Dziewczynce i jej wcześnie rozpoczętej drodze do stania się wspaniałym dorosłym. Matka Dziewczynki skrupulatnie zaplanowała jej przyszłość co do godziny, widząc ją jako przyszłą uczennicę prestiżowej uczelni, a w dalszej perspektywie - jako idealną pracownicę korporacji. Tymczasem nowo poznany przyjaciel Dziewczynki, stary i ekscentryczny Pilot, pokazuje jej radosną stronę dzieciństwa i przestrzega ją, żeby zachowała te radości w pamięci, gdy będzie już dorosła. Opowiada jej o Małym Księciu, którego spotkał wiele lat wcześniej na pustyni. Podczas gdy historia Dziewczynki pokazana jest przy użyciu typowej dla współczesnych czasów animacji komputerowej, do zilustrowania fragmentów "Małego Księcia" użyto tradycyjnej animacji poklatkowej. Pilot czyta Dziewczynce "Małego Księcia" i jednocześnie stara się przygotować ją na swoje odejście.
Ta część filmu stanowi spójną, ładną i wzruszającą historię. Jednak twórcy filmu przygotowali jeszcze jedną dużą niespodziankę. Właśnie ta niespodzianka sprawia mi najwięcej trudności przy ocenie filmu, a jednocześnie - mimo wszystko - najmocniej daje do myślenia.
Spodziewałam się też, że będę płakać, oglądając "Małego Księcia". W końcu, bez względu na to, jak daleko zabrniemy w interpretowaniu tej parabolicznej opowieści, na końcu książki umiera dziecko. Odkąd zostałam matką, jeszcze trudniej mi się pogodzić z takimi rozwiązaniami fabularnymi. Twórcy filmu postanowili jednak potraktować losy Małego Księcia w sposób odkrywczy i dopisać dalszy ciąg do zakończenia, które uznali za otwarte i nieoczywiste.
Ale po kolei.
"Będzie z Ciebie wspaniały dorosły!"
Kadr z filmu Źródło: filmweb |
Te słowa padają w filmie przynajmniej dwukrotnie, za każdym razem adresowane do głównej bohaterki, Dziewczynki. To o niej jest ten film. A choć Dziewczynka tak na oko ma nie więcej niż 10 lat, wygląda na to, że najważniejszym problemem w jej życiu i najważniejszym pytaniem, na które musi już teraz odpowiedzieć jest to, kim będzie, gdy dorośnie.
Mniej więcej 3/4 fabuły filmu to przedstawiona w krzywym zwierciadle, ale jednak dość realistyczna opowieść o Dziewczynce i jej wcześnie rozpoczętej drodze do stania się wspaniałym dorosłym. Matka Dziewczynki skrupulatnie zaplanowała jej przyszłość co do godziny, widząc ją jako przyszłą uczennicę prestiżowej uczelni, a w dalszej perspektywie - jako idealną pracownicę korporacji. Tymczasem nowo poznany przyjaciel Dziewczynki, stary i ekscentryczny Pilot, pokazuje jej radosną stronę dzieciństwa i przestrzega ją, żeby zachowała te radości w pamięci, gdy będzie już dorosła. Opowiada jej o Małym Księciu, którego spotkał wiele lat wcześniej na pustyni. Podczas gdy historia Dziewczynki pokazana jest przy użyciu typowej dla współczesnych czasów animacji komputerowej, do zilustrowania fragmentów "Małego Księcia" użyto tradycyjnej animacji poklatkowej. Pilot czyta Dziewczynce "Małego Księcia" i jednocześnie stara się przygotować ją na swoje odejście.
Ta część filmu stanowi spójną, ładną i wzruszającą historię. Jednak twórcy filmu przygotowali jeszcze jedną dużą niespodziankę. Właśnie ta niespodzianka sprawia mi najwięcej trudności przy ocenie filmu, a jednocześnie - mimo wszystko - najmocniej daje do myślenia.
Pan Książę.
Punktem wyjścia do ostatniej, zaskakującej części filmu jest myśl twórców wypowiedziana na głos przez Dziewczynkę: że tak naprawdę nie wiadomo, co stało się z Małym Księciem po rozstaniu z Pilotem. Dla mnie los bohatera był zawsze oczywisty, a interpretacji podlegało jedynie, czy było to zakończenie tragiczne (zginął), czy jednak pozytywne (wrócił na swoją planetę do ukochanej Róży). Dziewczynka z filmu uznała jednak, że nie ma pewności, czy Mały Książę nie żyje i postanowiła go odszukać.
Od tego momentu film zmienia się całkowicie. Chyba najbezpieczniej jest interpretować ten fragment jako sen Dziewczynki, sen odzwierciedlający jej lęki i niepokoje. Nagle dochodzi bowiem do zupełnie nierealnych wydarzeń, w wyniku których Dziewczynka trafia do potężnego biurowca, gdzie spotyka Dorosłych znanych z historii o Małym Księciu, między innymi Próżnego, który jest teraz policjantem dbającym o porządek w mieście oraz Biznesmena, który kupił wszystkie gwiazdy i jest teraz szefem wielkiej korporacji. Dziewczynka spotyka również Małego Księcia, który nazywa się teraz Pan Książę i pracuje jako operator szczotki. Nie pamięta o Pilocie ani o Róży, jest bardzo przejęty swoją pracą i dorosłością.
Zmianie ulega również styl animacji, który teraz przypomina bardzo mroczny teatr kukiełkowy. Skończyła się (przynajmniej chwilowo) kolorowa i nostalgiczna bajeczka dla dzieci, teraz oglądamy horror raczej dla dorosłych.
Zmianie ulega również styl animacji, który teraz przypomina bardzo mroczny teatr kukiełkowy. Skończyła się (przynajmniej chwilowo) kolorowa i nostalgiczna bajeczka dla dzieci, teraz oglądamy horror raczej dla dorosłych.
Mieszane uczucia.
Kadr z filmu Źródło: basementrejects.com |
Kiedy po obejrzeniu "Małego Księcia" zapytałam męża, co sądzi o filmie, odpowiedział mi: "Mam mieszane uczucia". Doskonale to rozumiałam. Gdyby to mnie zapytano o wrażenia, odpowiedziałabym identycznie.
Dlaczego mieszane uczucia? Z jednej strony duże zaskoczenie, które trudno nazwać pozytywnym. Dysonans spowodowany nagłą ogromną zmianą stylu, klimatu, właściwie nawet gatunku. I zarazem odczuwany przeze mnie sprzeciw na to, że ktoś miesza przy znanej mi historii o Małym Księciu, zmienia jej sens, sens poświęcenia Małego Księcia, sens jego miłości.
Z drugiej strony... to było mocne. Trudne, bolesne i nie pozwalające o sobie zapomnieć. Zupełnie jak kawałek dobrego kina. Zupełnie jak lustro, w którym można zobaczyć swoją twarz. Twarz Małego Księcia. Twarz Małej Księżnej.
"Jak mogłeś zapomnieć o Róży?" - jak mogłeś zapomnieć, kim byłeś? Jak mogłeś zapomnieć o całym bajkowym świecie Twojego dzieciństwa, w którym byłeś niepokonany, nieustraszony i nie było dla Ciebie rzeczy niemożliwej? Przecież kiedyś to wszystko było dla Ciebie tak rzeczywiste jak baranek w pudełku narysowanym przez Pilota. A kim jesteś teraz? Co okazało się na tyle ważne, że aż zapomniałeś o tym, co było najważniejsze na świecie?
Ciężko pogodzić się z tym, że Mały Książę został sprzątaczem. Jednak - niejeden sprzątacz był kiedyś księciem. Rycerzem, wojownikiem, królem Narni, był kim tylko zechciał, zanim przestał wierzyć, że może być kim zechce. Niejeden, niejedna z nas nie jest tam, gdzie chce być. Niejeden z nas, jak filmowy Mały Książę, tracił kolejne posady, przeżywał kolejne niepowodzenia i pozwolił sobie wmówić, że jest beznadziejny, że nie nadaje się do niczego, a to stanowisko na samym dole drabiny korporacyjnej jest wszystkim, na co go stać. Niejeden wielki człowiek pozwolił, by mali ludzie mierzyli go swoją miarą i uznali, że nie pasuje, a zatem jest gorszy i mniej wart.
Z jednej strony wolałabym może, żeby ten film nie był o znanym mi Małym Księciu, tylko o jakimś zupełnie nowym księciu, wymyślonym dla potrzeb tej zupełnie nowej historii. Z drugiej strony wiem, że w ten sposób boli bardziej. Boli, gdy patrzysz na doskonale sobie znanego przyjaciela z dzieciństwa i pytasz: "Co się z Tobą stało?".
A potem pytasz siebie.
Widzę siebie w Pilocie-dziwaku, który nigdy nie zapomniał, jak to jest być dzieckiem, ale też widzę siebie w Małym Księciu, który pozwolił sobie wmówić, że jest nic niewart. Ja też pozwoliłam, by zrobiono ze mnie taką rybę, od której każdy oczekuje umiejętności wspinania się po drzewie.
W filmie bohater przypomina sobie, kim był - dzięki pomocy Dziewczynki. Niektórzy z nas nie przypominają sobie tego nigdy. Może czasem warto, nawet jeśli to trudne, zapytać siebie: kim byłeś? Czego pragnąłeś? Za co oddałbyś życie?
Dlatego mam mieszane uczucia, jeśli chodzi o ten film, na którym płakałam i w którym zobaczyłam siebie, choć nieszczególnie mi się spodobał. Czy polecam? Tylko osobom świadomym, co oglądają. I raczej tylko dorosłym. Jak już pisałam, większość współcześnie powstających filmów animowanych jest dla dorosłych.
Nawet nie wiedziałem, że istnieje taki film. Dzięki Tobie to wiem. Ale nie sięgnę po ten film po tym co przeczytałem.
OdpowiedzUsuńNa pewno nie jest to film, który spodoba się każdemu.
UsuńNie miałem pojęcia o istnieniu takiej produkcji. I chcetnie po nią sięgnę, bo strasznie lubię oglądać animacje, szczególnie te ambitne i z przesłaniem.
OdpowiedzUsuńMyślę, że może Ci się spodobać, jeśli nie zniechęca Cię fakt takiej swobodnej interpretacji książkowego oryginału :)
UsuńJeszcze nie miałam okazji obejrzeć tej adaptacji Małego Księcia, ale widzę, że muszę nadrobić.
OdpowiedzUsuńOszczędziłam Ci sporego zaskoczenia, mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza :)
Usuń