czwartek, 18 maja 2017

Który "Shrek" najlepszy?

Zadaję sobie to pytanie za każdym razem, ilekroć decyduję się na kolejny sentymentalny powrót do wszystkich czterech filmów o zielonym ogrze. Odpowiedź nigdy nie jest łatwa i chyba nigdy nie jest taka sama, bo choć te filmy raz nakręcone nie zmieniają się przecież, to jednak ja, oglądająca je po raz kolejny, jestem już inna niż wtedy, kiedy oglądałam je po raz pierwszy.

Shrek (2001)


Kiedy zetknęłam się ze Shrekiem po raz pierwszy, byłam w gimnazjum. Początkowo dziwnie uprzedzona do jakiejś tam bajeczki, pokochałam ten film od pierwszego wejrzenia, popłakałam się najpierw ze śmiechu, potem ze wzruszenia, krótko później nauczyłam się dialogów na pamięć. Serio serio.

Film kultowy. Zmienił światowe kino na zawsze. Kreskówki nigdy później nie były takie same jak przed Shrekiem. Dubbing zyskał nowy wymiar. Jeśli chodzi o sposób opowiadania baśni na dużym ekranie, "Shrek" zmienił chyba wszystko, co dało się zmienić.

Pierwsza część "Shreka" to film głównie dla dorosłych, co wydaje mi się dość problematyczne w świetle późniejszych, nieco bardziej dziecięcych części. Mam wrażenie, że twórcy zamierzali początkowo nakręcić animację, która nie będzie przeznaczona dla dzieci, a dopiero później odkryli, jak wartościowy okazał się "Shrek" dla małoletniej publiczności i postanowili jednak pójść dalej tym tropem.

Mamy więc anty-baśń o anty-bohaterze, który beka, śmierdzi i robi różne rzeczy powszechnie uznane za obrzydliwe, wyrusza w niebezpieczną misję nie ze szlachetnego porywu serca, ale po to, by odzyskać utracone wygodne, samotne życie. Ale tak się składa, że ogry są jak cebula - mają warstwy... Stopniowo, nie tracąc swojego przewrotnego humoru, anty-baśń o Shreku przeradza się w niemal klasyczną baśń o zakazanej miłości i śmiałku, który mimo przeciwności losu postanowił o nią zawalczyć.

Naszpikowany odniesieniami do popkultury oraz chwytliwymi tekstami, które cytowano jeszcze przez lata po ukazaniu się pierwszej części ("zainwestuj w tic-taki, bo Ci jedzie!"), pierwszy film o Shreku ma bardzo prostą fabułę. Królewna więziona w zamku zostaje uratowana przez śmiałka, który się w niej zakochuje, różnice między nimi sprawiają, że ich miłość nie ma prawa bytu, ale ostatecznie musi zwyciężyć - bo jest prawdziwa. Fiona zamienia się w ogrzycę, ale to nic złego, bo przecież Shrek jest ogrem i na pewno będzie ją kochał taką, jaka jest. Proste? Jeszcze zobaczymy.


Kiedy oglądam "Shreka" po latach, najbardziej porusza mnie świadomość, że patrzę na pierwsze wspólne chwile tej pary. Widzę, jak się poznawali, jak stopniowo się docierali, odkrywali swoje zalety i wreszcie pokochali się z wzajemnością. Przypomina mi to, a jakże, o początkach mojego związku. Oraz o tym, że każda para, którą znam, ma swoją romantyczną historię, swój zachód jak w mordę strzelił, swój pierwszy pocałunek prawdziwej miłości. Miło do tego wracać.

Shrek 2 (2004)


Druga część opowieści o "Shreku" była przeze mnie długo raczej niedoceniana. Obecnie pod względem fabularnym robi na mnie chyba największe wrażenie.

Nakręcenie udanej kontynuacji to zawsze jest ogromne wyzwanie dla twórców. "Shrek 2" zaczyna się tam, gdzie kończy się baśń. Opowiada o tym, co się działo, kiedy żyli długo i było im zielono. A działo się sporo. To, co można było w końcówce pierwszej części zbyć za pomocą pewnych uproszczeń, w drugiej części staje się osią dramatu. Mam na myśli różnice między Shrekiem a Fioną. Choć oboje zieloni, pochodzą jednak z dwóch różnych światów. Shrek odkrywa, jak to jest być mężem królewny, która przez całe życie marzyła o księciu z bajki i chciała mieszkać w pałacu. Fiona odkrywa, co oznacza bycie żoną ogra. Rodzice Fiony - zwłaszcza ojciec - wykazują, delikatnie mówiąc, niewiele entuzjazmu, a Wróżka Chrzestna jest zdeterminowana, by zniszczyć małżeństwo pary ogrów, a nowym mężem Fiony uczynić swojego własnego przystojnego syna.

To, co najważniejsze, rozgrywa się jednak pomiędzy dwojgiem głównych bohaterów. Shrek, choć uwielbia swoje życie ogra, postanawia dać Fionie to, o czym ona zawsze marzyła - za pomocą magicznego eliksiru zamienia się w przystojniaka o ludzkiej twarzy. Fiona natomiast, gdy już wie, że jej dziecięce marzenia mogą się spełnić dzięki miłości Shreka, bez dłuższego zastanowienia rezygnuje - z urody, z pałacu, z życia królewny, ze Shreka udającego kogoś, kim nie jest. Bo ona pokochała ogra. To właśnie drugi film o Shreku wraz ze swoim wzruszającym finałem najmocniej pokazuje głębię uczuć łączących tych dwoje.


"Shrek 2" ma też inne zalety - wśród nich, pięknie prowadzony przez cały film wątek tajemnicy króla, która wyjaśnia się dopiero na sam koniec. Film ten wprowadza również drugoplanowego bohatera wszechczasów - Kota w Butach i jego wielkie oczyska :)

Shrek Trzeci (2007)


Film, do którego mam bardzo osobisty sentyment. Wszystkie zwiastuny i plakaty kładły akcent na zabawne aspekty zmian w życiu Shreka. Oto zostaje on ojcem, a w dodatku musi przez pewien czas zastępować króla Zasiedmiogórogrodu w jego obowiązkach. Ogr królem, ogr tatą, słowem - jest się z czego pośmiać. A jednak zupełnie nie te wątki okazują się w filmie najważniejsze, przynajmniej dla mnie.

Pisałam już o pewnym problemie z grupą docelową, dla której przeznaczona jest cała seria filmów o "Shreku". O ile pierwszą część uważam za film raczej dla dorosłych, a drugą część - co najmniej dla osób wkraczających w dorosłość i stających przed wyborem życiowego partnera, o tyle "Shreka Trzeciego" chciałabym pokazać mojemu synowi jak najwcześniej. Sama żałuję, że nie miałam możliwości zaczerpnięcia z mądrości tego filmu, kiedy byłam jeszcze nastolatką.

Najważniejszy jest wątek Artura, chłopaka dotkniętego trudnymi doświadczeniami, wyśmiewanego i upokarzanego w szkole, porzuconego przez ojca. Artur ma zostać królem, ale nie może przyjąć tego tytułu, bo nie wierzy w siebie. Jest przecież frajerem, a nie królem. Tak mu zawsze mówili. Musi dojrzeć do tego, że to on decyduje o tym, kim jest. I jeśli chce być królem, to może się nim stać.

Artur ma zresztą wiele zalet, z których mimo wszystko doskonale zdaje sobie sprawę. Kiedy dowiaduje się, że jest dziedzicem tronu, bez chwili zawahania wygłasza płomienną mowę, a ci wszyscy, którzy jeszcze chwilę wcześniej śmiali się z niego, słuchają tej mowy w milczeniu. Kiedy czarodziej Merlin odmawia Shrekowi pomocy, Artur przekonuje go, by zmienił zdanie, używając do tego może mało wyrafinowanych, ale bardzo skutecznych sztuczek aktorskich. Co najmniej kilkukrotnie, włącznie z wielką finałową sceną, to Artur znajduje wyjście z opresji nie dzięki sile, ale za sprawą swojej inteligencji i daru wymowy. Kiedy dojrzewa do tego, by stać się królem, uświadamia sobie również, że te jego zalety, przez wiele lat pomijane i niedoceniane przez otoczenie, są równie wartościowe, a może nawet bardziej wartościowe niż siła fizyczna i sprawność.

"Bo najważniejsze jest to, co sami o sobie myślicie. Bo jeżeli naprawdę czegoś chcesz albo naprawdę chciałbyś być kimś, to jedyna osoba, która może Ci przeszkodzić, to Ty".

Te słowa Artura zapadły mi w serce tak, jakby powiedział je bezpośrednio do mnie. Do mnie nastoletniej, która przez lata pragnęła tylko jednego: żeby być kimś innym.
I naprawdę uwielbiam to, że zaraz po tych potężnych, wzruszających słowach następuje arcykomiczna scena, kiedy jeden ze słuchaczy Artura bierze jego słowa do siebie, a reszta to podłapuje i postanawia "brać łobuza". To jest najpiękniejsze w filmach o Shreku, że można się na nich popłakać ze wzruszenia, a sekundę później trząść się ze śmiechu.


Poza wątkiem Artura, film ten zawiera też chyba najbardziej komiczną scenę śmierci pozytywnej postaci, jaką można sobie wyobrazić, a także przezabawny wątek bajkowych księżniczek, które postanawiają przestać czekać na ratunek i samodzielnie ruszyć do walki, wykorzystując przy tym - a jakże - te przymioty, które od zawsze je cechowały. Zupełnie jak Artur.
Sam wątek Shreka i Fiony w roli rodziców maleńkich dzieci rozbawi chyba każdego rodzica :)

Shrek Forever (2010)


Dobra, przyznaję - gdyby nie moja wielka fascynacja filmami science-fiction o alternatywnych rzeczywistościach i zabawach z czasem, pewnie uważałabym ten film za słabszy od pozostałych trzech. Nie jest aż tak zabawny, sprawia wrażenie dużo krótszego niż poprzednie części - to jest jedyny film o Shreku, którego akcja zamyka się w dwudziestu czterech godzinach. Widać też po nim bardzo wyraźnie, że jest to film przystosowany do oglądania w 3D. Nieraz odnosiłam wrażenie, że poszczególne sceny zostały wymyślone tylko po to, żeby dobrze wyglądać w trójwymiarze.

Jednak i ten film ma swoje niepowtarzalne zalety. Przede wszystkim pokazuje Fionę w zupełnie nowej roli - już nie królewnę marzącą o księciu, nie ciepłą i czułą panią Shrekową, ale dumną wojowniczkę o bolesnej przeszłości, dla której jedyne, co się liczy, to walka o wolność ogrów. Pojawienie się Shreka budzi w niej jednak uśpioną wrażliwość. Zresztą i pozostałe postaci pod wpływem spotkania ze Shrekiem stopniowo zaczynają wracać do swojej zwykłej formy: Osioł znowu staje się wiernym i oddanym przyjacielem, a cokolwiek spasiony Puszek znów zakłada buty i odzyskuje dawną waleczność.

Dzięki temu filmowi po dziewięciu latach od premiery pierwszej części mogliśmy przypomnieć sobie, jaki był Shrek, kim był Shrek, zanim to wszystko się wydarzyło. Jego przemiana robi wrażenie, gdy widzi się ją tak wyraźnie, z perspektywy lat. Jeśli tak jak ja traktujecie Shreka jak starego znajomego, ta widoczna metamorfoza może obudzić w Was wiele refleksji: jak bardzo zmienili się nasi znajomi, nasi przyjaciele - od dnia, kiedy spotkaliśmy ich po raz pierwszy? Jak rzadko zastanawiamy się nad tymi zmianami, po prostu żyjąc z dnia na dzień?

Jeśli chodzi o fabułę, ten film jest być może najbardziej angażującym emocjonalnie z całej czwórki. Widzieliśmy już Shreka w tarapatach, zagubionego, niepewnego - ale tutaj jego cierpienie i frustracja aż bolą. Widzimy Shreka, który biegnie do swojego domu po to, by odkryć, że jego dom i jego rodzina nie istnieje. Znajduje zabawkę swojej córeczki i wie, że tej córeczki nie ma, a winę za to ponosi po części on sam. Wreszcie - widzi swoją ukochaną Fionę, jest na wyciągnięcie ręki i wie, że ich miłość mogłaby naprawić cały ten koszmar - tymczasem Fiona go nie zna, nie wierzy mu i go nie kocha.


Czy to nie horror? Na szczęście po raz kolejny wszystko kończy się dobrze, a do Shreka po raz kolejny dociera, jak bardzo kocha on to swoje nowe, odmienione życie.

"A wiesz, co w tym wszystkim było najlepsze? To, że mogłem się jeszcze raz w Tobie od nowa zakochać".

I jeszcze jedno - Shrek chyba nigdy nie był tak rozczulający i wzruszający, jak w tej scenie, kiedy próbuje obudzić w Ośle wspomnienia i zaczyna mu nieporadnie śpiewać piosenkę o przyjaźni :)

Jak widzicie, każdy film o Shreku ma swoje zalety, swoje ponadczasowe przesłanie i warstwy, które sprawiają, że oglądanie ich po raz kolejny pozwala na nowe refleksje i wzruszenia. Nie potrafię powiedzieć, która z czterech części tej serii jest dla mnie najważniejsza i najlepsza.

A Wy jak uważacie? Który z tych filmów wspominacie najlepiej? Do którego najchętniej wracacie?

12 komentarzy:

  1. Wracamy do nich bardzo chętnie, lubimy wszystkie części, jakoś specjalnie żadnej nie wyróżniamy, choć pierwsze spotkanie najlepiej z rodzinką wspominamy. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My właśnie zrobiliśmy maraton, cztery popołudnia z czterema filmami o Shreku :) Aż szkoda, że nie ma ich więcej!

      Usuń
    2. Oprócz Shreka działamy tak jeszcze z Epoką lodowcową. :) Przyznam, że bardzo nam też odpowiada. :)

      Usuń
    3. Też bardzo lubię, choć nie aż tak jak Shreka :)

      Usuń
  2. Najmilsze wspomnienia mam związane z pierwszą częścią. Klasyczne teksty, świetny dubbing i jakaś taka nostalgia. Dwójka również ma zarezerwowane miejsce w moim sercu (btw. ciekawe wnioski wyciągasz). Przyznam się też, że czwartego nie oglądałem do tej pory.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miły komentarz :) Myślę, że warto obejrzeć czwartą część. Ma swoje zalety, a jeśli ktoś - jak ja - lubi taką tematykę, to będzie się tym bardziej świetnie bawić. Polecam :)

      Usuń
  3. Zdecydowanie pierwsza część. Miała klasę, niepoprawne teksty, świeże podejście do fabuły w animacjach i brzydkich bohaterów:) Za to inne podejście pokochało się całą serię :)
    Kolejne części także były dobre, jednak mimowolnie porównywałem do "jedynki" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że troszeczkę tak jest z każdym cyklem/serią filmów. Pierwsza część wprowadza bohaterów i filmową rzeczywistość, pozostałe muszą się w niej odnaleźć i mieć w sobie pomysł na godna kontynuację przedstawionej historii.

      Ale tym większy mój podziw dla twórców serii o Shreku, że tak pięknie sobie poradzili z tym trudnym zadaniem.

      Usuń
    2. " tak pięknie sobie poradzili z tym trudnym zadaniem.

      "
      ... i to trzykrotnie. :)

      Usuń
    3. O tak :)
      Jestem ciekawa, jaki byłby "Shrek 5"! Czytałam, że piąta część ma powstać, a jej premiera planowana jest na rok 2019, ale wolę się jeszcze zbyt optymistycznie nie nastawiać :)

      Usuń
  4. Pierwsza część miała w sobie to coś. Mam do niej sentyment.

    OdpowiedzUsuń