czwartek, 21 czerwca 2018

Mój syn - kaskader.

Mój syn ma półtora roku.


Po raz pierwszy spadł z łóżka, kiedy miał 2,5 miesiąca. Dopiero uczył się pełzać. Jak udało mu się to zrobić w tym ułamku sekundy, kiedy nie stałam przy łóżku, bo sięgałam po jego zabawkę - nie mam pojęcia. Oczywiście czułam się wtedy najgorszą z matek i przysięgałam, że nigdy więcej do tego nie dopuszczę. A jednak, zanim skończył pół roku, spadł z łóżka ponownie, w jeszcze bardziej niewyjaśnionych okolicznościach. Nawet nie leżał z brzegu. Jakoś tak mocno się wybił, że wystrzelił jak z procy i wylądował pod łóżkiem.

Niedługo później jego ulubioną rozrywką było turlanie się wzdłuż i wszerz po całym łóżku. Musieliśmy być w ciągłym pogotowiu. Kiedy miał dziesięć miesięcy, nauczył się samodzielnie schodzić z łóżka, a my odetchnęliśmy z ulgą.

Tuż przed ukończeniem roku postawił pierwsze kroki. Patrzyliśmy na to z dumą i zachwytem, chyba jeszcze nieświadomi, jak wielka rewolucja rozgrywała się właśnie na naszych oczach.

Obecnie...


Jeśli da się gdzieś wejść, to on tam wejdzie. Jeśli można się na coś wspiąć, to będzie się wspinał. Potrafi wejść na wszystkie krzesła i fotele, włącznie z obrotowymi (na szczęście u nas w domu takich nie ma). Potrafi stanąć na swojej jeżdżącej zabawce, by po coś sięgnąć.

Bez trudu porusza się po wszelkiego rodzaju schodach, w górę i w dół, i korzysta z tego przy każdej możliwej okazji.

Długo trwała u nas w domu batalia: jak powstrzymać dziecko przed wchodzeniem na stół. Najpierw zaczęliśmy przewracać krzesła na bok. Nauczył się wchodzić po przewróconych. Zaczęliśmy przewracać je do góry nogami. Nasz dom wygląda codziennie jak po ostrej awanturze, ale przynajmniej udało się ukrócić zapędy młodego alpinisty. Oczywiście nadal próbuje się wspinać, ale bez wielkich sukcesów ;)

Nauczył się otwierać zabezpieczenia na szafkach. Kupiliśmy nowe, takie, które sami otwieramy z pewnym wysiłkiem :)

Potrafi sam wejść do swojego wózka. Jak się bardzo postara, potrafi również z niego wyjść - pomimo zapiętych pasów. To wymaga od niego sporej gimnastyki, musi się więc bardzo nudzić, żeby próbować - a do tego zwykle nie dopuszczamy. Z fotelika samochodowego na szczęście nie jest w stanie się wydostać, co wcale nie znaczy, że nie próbował.

Po kilku pierwszych, w pełni asekurowanych zjazdach na zjeżdżalni nasz mały indywidualista doszedł do wniosku, że zwykłe zjeżdżanie na pupie nie jest do końca w jego stylu, zaczął więc zjeżdżać na brzuchu, z głową w dół. Podobno próbował nawet hamować nosem, ale nie spodobało mu się to.

Kiedy się przewraca, to się śmieje, że wydarzyło mu się coś tak niespodziewanego.

Nieco ponad miesiąc temu upadł w okropny sposób i rozciął sobie wargę. Wtedy nikomu nie było do śmiechu. Próbował wskoczyć na krzesło, które dokładnie w tym momencie odsuwałam. Widok był tak przerażający, że do tej pory na samo wspomnienie robi mi się zimno. Na szczęście rana szybko się zagoiła. Czy to była moja wina? Raczej nie. Czy czułam się winna? Potwornie.


Jest ostrożny.


Może w kontekście tych wszystkich wymienionych powyżej faktów stwierdzenie, że mój synek jest ostrożny, brzmi jak kiepski dowcip - ale to prawda. Przy całej swojej ciekawości i chęci odkrywania, Robert robi wszystko bardzo uważnie, bada, sprawdza, ocenia. Nie pędzi na oślep. Próbuje. Obserwuje. Dlatego pozwalam sobie nieraz na luksus zaufania mu. Nie rzucam się z ratunkiem, gdy tylko widzę, że próbuje czegoś nowego. Pozwalam mu próbować.

W Słupsku doszło w tym tygodniu do strasznej tragedii.


Słyszeliście o tym, prawda? Chyba każdy musiał się zetknąć z tą wiadomością. Zginął mały chłopczyk. Wypadek w domu. Rodzice spali, starsza siostrzyczka nie mogła znaleźć brata, który skutecznie się ukrył podczas zabawy w chowanego.

Wszyscy pytają: jak to mogło się stać?

Ja czasem się zastanawiam, jak to się dzieje, że tyle dzieci wychodzi cało z tego najbardziej szalonego okresu dzieciństwa...

Tyle niebezpieczeństw czyha na nie każdego dnia. Są jeszcze tak bardzo nieświadome, tak bardzo chcą wszystkiego spróbować, a przy tym są takie bezbronne. Potrafią zaryzykować, a nie zawsze potrafią wyjść cało z ryzykownej sytuacji. Potrafią gdzieś wejść, a często nie potrafią wyjść/zejść. Każdego dnia uczą się samodzielności i niezależności, ale tak bardzo potrzebują jeszcze naszej opieki i czujności.

Proszę, zanim zaczniecie rzucać oskarżeniami i podejrzeniami, pomyślcie, ile razy udało Wam się zapobiec wypadkowi z udziałem Waszego dziecka. Ile razy to Waszemu dziecku groziło niebezpieczeństwo. Ile razy o tym, że nic się nie stało, zadecydowała nie Wasza niezawodna czujność, ale odrobina szczęścia, przypadek. Nie oceniajcie. Żaden rodzic nie chciałby, żeby jego dziecku stała się krzywda.

21 komentarzy:

  1. Mój syn też spadł z łóżka, kiedy jeszcze nie chodził. Zasnął na naszym łóżku. Obtoczyliśmy go poduszkami, a i tak się jakoś sturlał. To było straszne!
    Może mój syn w porównaniu z Twoim to jeszcze początkujący alpinista, ale jednak. Od kilku dni nauczył się właśnie wznosić na krzesła, a stamtąd na stół. Zastosuję Wasza technikę. ;)
    Ha! Nasz nawet jest w stanie wejść na bujanego łosia i stanąć na nim!
    A co do czujności i zaufania. Ja również swojemu synowi podawałam badać i eksperymentować. Zawsze jednak pod moim okiem. Nie należę do tych matek, które wszystkiego dziecku zabraniają na wszelki wypadek, no bo coś się może stać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To widzę, że mamy podobne podejście i doświadczenia :) Czasem trzeba mieć oczy dookoła głowy! Ale to dobrze, że te nasze łobuzy są takie rezolutne i ciekawe świata :)

      Usuń
  2. Nie słyszałam o tym, co wydarzyło się w Słupsku, muszę doczytać.

    Natomiast moja córka ma podobnie - jeśli gdzieś da się wcisnąć, to ona tam wejdzie. Wspina się jak małpka, niczego się nie boi, wiecznie znajduję ją jak siedzi na parapecie. Parę upadków z wersalki dawno temu też zaliczyła. Na szczęście zawsze wszystko kończy się dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, co stało się w Słupsku, było straszne :( Nie czytałam szczegółowych relacji, wiem, że później nie mogłabym wyrzucić tego z głowy.

      Usuń
  3. Mój synek (obecnie 2 lata, 4 miesiące) też jest kaskaderem. Mało tego, on jest jakimś iron manem, bo uderzenia i upadki nie robią na nim wrażenia

    OdpowiedzUsuń
  4. O Jezu, mój 1.5 roczny syn to kaskader, już miał rękę w gipsie, milion guzów, ale i tak daje radę wymyślić co chwila coś nowego. I lubię tą jego zaradność, samodzielność, mimo tego, że często wygląda jakby go ktoś pobił .. 😊
    Ale masz rację "kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamieniem".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, u nas jeszcze gipsów nie było :) Mam nadzieję, że pod tym względem mój synek wdał się w matkę - pierwszy gips miałam, gdy byłam już na studiach :)

      Usuń
  5. Niestety na dziecko trzeba uważać nieustająco. Możemy trzymać go za rękę a może stać mu się krzywda. Brzmi absurdalnie? Tak,ale to prawda...niestety znam taki przypadek gdy dziecko było trzymane za rękę,a drugi brzdąc rzucił zabawką i też maluchowi stała się krzywda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę to sobie wyobrazić. Czasem naprawdę przydałoby się kilka dodatkowych par oczu...

      Usuń
  6. Moja siostra nie miała jeszcze dwóch lat, jak złamała rączkę. I też: pilnowana, rodzice nie spuszczali jej z oka, a jednak się zdarzyło.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ehh, niestety ta tragedia w Słupsku jest okropna, ale dziecku życia już nie przywrocimy, możemy jedynie zapobiegac takim sytuacjom.
    Czytając o Twoim synku przypomina mi się sytuacja z mojego życia, którą co chwilę mama i babcia mi opowiadają. Kiedy miałam kilka miesięcy i spałam z rodzicami, a mieszkaliśmy jeszcze wtedy u dziadkow, to pomiedzy lozkiem a meblami był niewielki odstęp. Kiedy moja mama wstała to mnie nie było, więc zeszła na dół, bo myślała, że babcia mnie wzięła, babcia była w szoku, więc zaczęły mnie szukać i się martwić. A ja po prostu z drugiego końca łóżka sturlikałam się w tą szparę i tam sobie spokojnie spałam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niesamowita historia! :) Wyobrażam sobie, jak musiały się wystraszyć...

      Usuń
  8. Moja córka raz spadła z łóżka. Później zawsze kiedy spała kladłam kupę poduszek żeby amortyzowały jej upadek. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Znam to! Mój synek to żywe srebro. Musiałam mieć oczy dookoła głowy. Na szczęście nigdy nie spadł. Natomiast wiele razy przewracał się, gdy uczył się chodzić, a potem biegać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój też się nieraz przewracał :) Zawsze podziwiam w dzieciach tę wytrwałość: tyle razy upadają, a mimo to uparcie dążą do celu :)

      Usuń
  10. Niestety, dzieci trzeba mieć niemal cały czas na oku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że wypatruję z pewnym utęsknieniem czasów, gdy będę mogła nieco bardziej spuścić go z oka :)

      Usuń
  11. Przyznam Ci się ze w ogóle takich informacji nie przyswajam. Nie słucham nie czytam. Jestem totalnie przewrażliwiona. Miałam tak że wszędzie widziałam potencjalne niebezpieczeństwo. Mam dwóch ciekawskich i energicznych chłopaków. Czasem strach mnie napawa... Co się dzieje gdy mnie w domu nie ma...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój jest spokojniejszy, kiedy mnie nie ma :D O tyle mam mniej stresu.

      Usuń