Pisałam Wam już, że lubię te coroczne podsumowania :) Tym razem naprawdę jest o czym pisać! Niewątpliwie, to był wyjątkowy rok. Aż sama nie wiem, od czego zacząć...
No dobrze, wiem :)
Kto nie marzy, ten nie spełnia marzeń!
Kiedy rok temu spisywałam moją listę siedmiu postanowień noworocznych, byłam naprawdę ciekawa, ile z nich uda mi się zrealizować. Czy tworzenie tak dużej listy to porywanie się z motyką na słońce, czy wręcz przeciwnie?
Dziś mogę z dumą powiedzieć - Kochani, zrealizowałam sześć z siedmiu postanowień. Tak jak pisałam, dwa pierwsze punkty na mojej liście wykluczały się wzajemnie, więc z góry zakładałam, że cała lista siedmiu postanowień jest dla mnie nieosiągalna.
Rodzeństwo dla Roberta - jest! Śliczny, maleńki Michał :) Mam teraz lekkie wyrzuty sumienia, że rok temu myślałam o nim tak bezosobowo, jako o rodzeństwie - a przecież to zupełnie odrębny mały człowiek, który ma swoje życie, swoją osobowość, swoje własne cele i zadania.
Do pełnoetatowej pracy nie poszłam, choć naprawdę niewiele brakowało. Byłam już po rozmowie, miałam zdecydować, czy podejmę pracę. Oczekiwano jednak ode mnie takiej dyspozycyjności, jakiej nie byłam w stanie zapewnić.
Remont w domu - zrobiony, co prawda, właściwą odpowiedzią byłoby tu raczej: zaczęty. Jest już jednak o wiele ładniej niż było.
Na castingu byłam - i tyle. Nie dostałam się. Jeśli miałabym oceniać ten rok tylko pod kątem osiągnięć wokalnych, to musiałabym uznać, że był to rok bardzo nieudany. Trochę to przykre, biorąc pod uwagę, że w przyszłym roku też raczej za wiele nie pośpiewam. Cóż, wszystko ma swój czas. Widocznie czas na śpiewanie będzie kiedy indziej.
Akcja "Brzuszkowy Mikołaj" odbyła się z powodzeniem :) Na pewno będę ją organizować również w przyszłym roku, i będę miała o wiele więcej sił, czasu i możliwości, by się nią zająć! :)
Pozowałam do zdjęć. Był czas, kiedy myślałam nawet, że to będzie najlepszy zdjęciowy rok w moim życiu! - niestety, nie doszły do skutku pewne projekty, na które bardzo liczyłam. Ale i tak było bardzo dobrze.
No i jadłam ciasta :) A nawet je piekłam, bo w naszym domu pojawił się nowy piekarnik. Nareszcie jestem w pełni zadowolona z moich wypieków!
Po raz pierwszy moja lista postanowień była tak długa i po raz pierwszy udało mi się zrealizować aż tyle punktów. Wnioski nasuwają się same - nie warto się ograniczać. Warto mieć odważne, ambitne plany i wierzyć w nie.
Mało tego! Rok wcześniej moim postanowieniem był debiut literacki. Nie udało mi się wówczas go zrealizować. W tej chwili moja powieść jest w przygotowaniu do druku. Ukaże się też książka z bajkami mojego autorstwa :)
Dla Szczęśliwej Siódemki ten rok to przede wszystkim cztery istotne wydarzenia:
1. Publikacja tekstu: "Czego nauczyła mnie najgorsza chwila w życiu?".
Niektórzy z Was może nie wiedzą, że mój blog powstał między innymi po to, aby ten tekst się ukazał. Udało się. Opublikowałam go 27 lutego. Wasza reakcja na ten tekst była po prostu niesamowita :) Dostałam mnóstwo wiadomości, komentarzy (jest to zdecydowanie najczęściej komentowany z moich tekstów), napisaliście mi wspaniałe rzeczy. Dzieliliście się swoimi doświadczeniami i refleksjami. Dostałam od Was o wiele więcej, niż się spodziewałam.
2. Tekst o mojej pracy - "Festiwal Kolorów - najczęstsze mity kontra fakty".
Tekst, który ma najwięcej wyświetleń, choć nawet nie promowałam go w jakiś szczególny sposób. Cieszę się, że chętnie czytaliście o czymś, co daje mi tak dużo radości i jest dla mnie tak bardzo ważne.
3. Alternatywne zakończenie bajki o Calineczce.
Nawet nie spodziewałam się, że zrobi taką furorę. Dziękuję za wszystkie miłe słowa! Przepraszam, jeśli poczuliście się rozczarowani, że na mojej stronie nie pojawiło się póki co więcej bajek. Postaram się to nadrobić!
4. Akcja "Brzuszkowy Mikołaj".
To jeden z ważniejszych punktów nie tylko w historii bloga, ale też... w moim życiu. Dzięki tej akcji wiele osób zyskało wspaniałe prezenty, ale najwięcej zyskałam ja sama. Zostawiłam swój maleńki ślad na świecie - i jest to taki piękny ślad, pełen radości i dobrych myśli. Odkryłam, że można przekuć swoje marzenia i potrzeby w czynienie dobra dla innych. Oczywiście, nie zamierzam na tym poprzestać. Pod moją mikołajkową czapką kiełkują już nowe pomysły!
Nie mogę też nie odnotować wspaniałej reakcji, jaką wywołało opublikowane w Wigilię na moim fanpage'u zdjęcie przedstawiające mnie i plecy Michała przy szpitalnej choince :) Jestem pod wrażeniem i bardzo Wam wszystkim dziękuję.
Serio, myślę sobie czasem, że tak będzie brzmiała moja odpowiedź, gdy ktoś mnie zapyta, gdzie byłam w 2018 roku. Cztery kilkudniowe pobyty w szpitalu (od trzech do siedmiu dni), do tego trzy wizyty na SORze. Nie liczę już innych, planowych odwiedzin, np. konsultacji lekarskich.
Dwa razy byłam w szpitalu jako pacjentka (pisałam o tym tutaj i tutaj), dwa razy jako mama małego pacjenta (pierwszy pobyt opisałam tutaj). Przyznam, że ten drugi pobyt, z malutkim Michasiem chorym na zapalenie płuc, był dla mnie na swój sposób łatwiejszy, choć dwa razy dłuższy. Z kilku powodów. Po pierwsze, noworodek jest o wiele bardziej ugodowym pacjentem niż półtoraroczny chłopiec. Po drugie, mimo poważnej choroby Michał przez większość czasu czuł się całkiem dobrze. Aż trudno było uwierzyć, że nie był zdrowy! Po trzecie, miałam wygodny, rozkładany fotel ufundowany przez Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Spałam wygodnie!
Wiecie... Tyle osób wypowiada się negatywnie o Jurku Owsiaku. Również moi znajomi. Nazywają go oszustem, oskarżają o przekręty. Tymczasem dla mnie to jest ten człowiek, który zobaczył osobę ludzką w mamie czuwającej przy łóżku chorego dziecka. A wiem z doświadczenia, że nie każdy potrafi to zobaczyć.
Najpiękniejszy najgorszy rok.
Kiedy w Wigilię Bożego Narodzenia dzieliliśmy się z mężem opłatkiem w małej szpitalnej sali, życzyłam mu żartobliwie "udanego października, listopada i grudnia, bo z resztą roku jakoś nam to wychodzi". To jest przedziwna prawidłowość: odkąd pamiętam, końcówka roku zawsze jest dla nas dość niełaskawa. Wszystkie wypadki, choroby, problemy w pracy, problemy finansowe zawsze pojawiały się właśnie w tym czasie.
W tym roku również wyjątkowo trudna końcówka przyćmiła nieco fakt, że był to dla nas bardzo dobry rok. Dwóch pięknych synów, praca dająca satysfakcję, spełniające się marzenia - czego chcieć więcej?
Jednak, choć spotkało mnie tak wiele szczęścia, doświadczyłam też w tym roku smutku. Może nawet było go więcej niż w innych latach, kiedy było trudniej, kiedy trzeba było zakasać rękawy, wziąć się w garść i nawet nie było czasu na myślenie o tym, czego jeszcze brakuje, czego jeszcze by się chciało...
Wiecie, w poprzednich latach byłam biedniejsza, niespełniona, miałam różne problemy, ale miałam też przyjaciół. W tym roku wiodło mi się dobrze i nie miałam większych zmartwień, ale jakoś tak często nie miałam z kim dzielić tego szczęścia.
Chyba każdy ma w życiu taki moment, kiedy wydaje się, że dosłownie wszyscy przyjaciele zapominają o nim i znikają z jego życia. Zawsze myślałam, że osoby, którym się to przydarza, w jakiś sposób same to na siebie ściągają, np. poprzez niewłaściwe traktowanie przyjaciół. Teraz sama tego doświadczam i naprawdę nie wiem, czym zawiniłam. Czy naprawdę chodzi tylko o brak czasu? Czy faktycznie wszyscy pracują teraz od rana do wieczora, siedem dni w tygodniu, a tylko ja jedna potrafię znaleźć od czasu do czasu chwilę na spotkanie z kimś znajomym?
Bolą mnie i uwierają pewne rzeczy, o których nie wypada pisać publicznie. Również takie, o których dawno nie myślałam. To był specyficzny rok. Powiedzmy, że nie mogłam się powstrzymać od wyobrażania sobie, jakby to było być kimś innym: łatwiejszym w obsłudze, bardziej udanym, bardziej akceptowanym.
Wiem, że takie zmartwienia to żadne zmartwienia. Wiem, że świadczą tylko o tym, że naprawdę nie miałam poważniejszych problemów, którymi mogłabym się przejmować. Jednak było ich w tym roku trochę za dużo. Trudno o nich nie myśleć teraz, gdy staram się podsumować miniony rok.
Rodzeństwo dla Roberta - jest! Śliczny, maleńki Michał :) Mam teraz lekkie wyrzuty sumienia, że rok temu myślałam o nim tak bezosobowo, jako o rodzeństwie - a przecież to zupełnie odrębny mały człowiek, który ma swoje życie, swoją osobowość, swoje własne cele i zadania.
Do pełnoetatowej pracy nie poszłam, choć naprawdę niewiele brakowało. Byłam już po rozmowie, miałam zdecydować, czy podejmę pracę. Oczekiwano jednak ode mnie takiej dyspozycyjności, jakiej nie byłam w stanie zapewnić.
Remont w domu - zrobiony, co prawda, właściwą odpowiedzią byłoby tu raczej: zaczęty. Jest już jednak o wiele ładniej niż było.
Na castingu byłam - i tyle. Nie dostałam się. Jeśli miałabym oceniać ten rok tylko pod kątem osiągnięć wokalnych, to musiałabym uznać, że był to rok bardzo nieudany. Trochę to przykre, biorąc pod uwagę, że w przyszłym roku też raczej za wiele nie pośpiewam. Cóż, wszystko ma swój czas. Widocznie czas na śpiewanie będzie kiedy indziej.
Akcja "Brzuszkowy Mikołaj" odbyła się z powodzeniem :) Na pewno będę ją organizować również w przyszłym roku, i będę miała o wiele więcej sił, czasu i możliwości, by się nią zająć! :)
Pozowałam do zdjęć. Był czas, kiedy myślałam nawet, że to będzie najlepszy zdjęciowy rok w moim życiu! - niestety, nie doszły do skutku pewne projekty, na które bardzo liczyłam. Ale i tak było bardzo dobrze.
Fot. Paweł Świrek |
Fot. Marta Szopińska |
Fot. Jan Bandura |
Fot. https://www.maxmodels.pl/fotograf-landscaper.html |
No i jadłam ciasta :) A nawet je piekłam, bo w naszym domu pojawił się nowy piekarnik. Nareszcie jestem w pełni zadowolona z moich wypieków!
Po raz pierwszy moja lista postanowień była tak długa i po raz pierwszy udało mi się zrealizować aż tyle punktów. Wnioski nasuwają się same - nie warto się ograniczać. Warto mieć odważne, ambitne plany i wierzyć w nie.
Mało tego! Rok wcześniej moim postanowieniem był debiut literacki. Nie udało mi się wówczas go zrealizować. W tej chwili moja powieść jest w przygotowaniu do druku. Ukaże się też książka z bajkami mojego autorstwa :)
Rok na blogu.
Dla Szczęśliwej Siódemki ten rok to przede wszystkim cztery istotne wydarzenia:
1. Publikacja tekstu: "Czego nauczyła mnie najgorsza chwila w życiu?".
Niektórzy z Was może nie wiedzą, że mój blog powstał między innymi po to, aby ten tekst się ukazał. Udało się. Opublikowałam go 27 lutego. Wasza reakcja na ten tekst była po prostu niesamowita :) Dostałam mnóstwo wiadomości, komentarzy (jest to zdecydowanie najczęściej komentowany z moich tekstów), napisaliście mi wspaniałe rzeczy. Dzieliliście się swoimi doświadczeniami i refleksjami. Dostałam od Was o wiele więcej, niż się spodziewałam.
2. Tekst o mojej pracy - "Festiwal Kolorów - najczęstsze mity kontra fakty".
Tekst, który ma najwięcej wyświetleń, choć nawet nie promowałam go w jakiś szczególny sposób. Cieszę się, że chętnie czytaliście o czymś, co daje mi tak dużo radości i jest dla mnie tak bardzo ważne.
3. Alternatywne zakończenie bajki o Calineczce.
Nawet nie spodziewałam się, że zrobi taką furorę. Dziękuję za wszystkie miłe słowa! Przepraszam, jeśli poczuliście się rozczarowani, że na mojej stronie nie pojawiło się póki co więcej bajek. Postaram się to nadrobić!
4. Akcja "Brzuszkowy Mikołaj".
Fot. Kocie Kadry |
To jeden z ważniejszych punktów nie tylko w historii bloga, ale też... w moim życiu. Dzięki tej akcji wiele osób zyskało wspaniałe prezenty, ale najwięcej zyskałam ja sama. Zostawiłam swój maleńki ślad na świecie - i jest to taki piękny ślad, pełen radości i dobrych myśli. Odkryłam, że można przekuć swoje marzenia i potrzeby w czynienie dobra dla innych. Oczywiście, nie zamierzam na tym poprzestać. Pod moją mikołajkową czapką kiełkują już nowe pomysły!
Nie mogę też nie odnotować wspaniałej reakcji, jaką wywołało opublikowane w Wigilię na moim fanpage'u zdjęcie przedstawiające mnie i plecy Michała przy szpitalnej choince :) Jestem pod wrażeniem i bardzo Wam wszystkim dziękuję.
Rok poza blogiem.
Gdzie byłaś? W szpitalu.Serio, myślę sobie czasem, że tak będzie brzmiała moja odpowiedź, gdy ktoś mnie zapyta, gdzie byłam w 2018 roku. Cztery kilkudniowe pobyty w szpitalu (od trzech do siedmiu dni), do tego trzy wizyty na SORze. Nie liczę już innych, planowych odwiedzin, np. konsultacji lekarskich.
Dwa razy byłam w szpitalu jako pacjentka (pisałam o tym tutaj i tutaj), dwa razy jako mama małego pacjenta (pierwszy pobyt opisałam tutaj). Przyznam, że ten drugi pobyt, z malutkim Michasiem chorym na zapalenie płuc, był dla mnie na swój sposób łatwiejszy, choć dwa razy dłuższy. Z kilku powodów. Po pierwsze, noworodek jest o wiele bardziej ugodowym pacjentem niż półtoraroczny chłopiec. Po drugie, mimo poważnej choroby Michał przez większość czasu czuł się całkiem dobrze. Aż trudno było uwierzyć, że nie był zdrowy! Po trzecie, miałam wygodny, rozkładany fotel ufundowany przez Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Spałam wygodnie!
Wiecie... Tyle osób wypowiada się negatywnie o Jurku Owsiaku. Również moi znajomi. Nazywają go oszustem, oskarżają o przekręty. Tymczasem dla mnie to jest ten człowiek, który zobaczył osobę ludzką w mamie czuwającej przy łóżku chorego dziecka. A wiem z doświadczenia, że nie każdy potrafi to zobaczyć.
Najpiękniejszy najgorszy rok.
Kiedy w Wigilię Bożego Narodzenia dzieliliśmy się z mężem opłatkiem w małej szpitalnej sali, życzyłam mu żartobliwie "udanego października, listopada i grudnia, bo z resztą roku jakoś nam to wychodzi". To jest przedziwna prawidłowość: odkąd pamiętam, końcówka roku zawsze jest dla nas dość niełaskawa. Wszystkie wypadki, choroby, problemy w pracy, problemy finansowe zawsze pojawiały się właśnie w tym czasie.
W tym roku również wyjątkowo trudna końcówka przyćmiła nieco fakt, że był to dla nas bardzo dobry rok. Dwóch pięknych synów, praca dająca satysfakcję, spełniające się marzenia - czego chcieć więcej?
Jednak, choć spotkało mnie tak wiele szczęścia, doświadczyłam też w tym roku smutku. Może nawet było go więcej niż w innych latach, kiedy było trudniej, kiedy trzeba było zakasać rękawy, wziąć się w garść i nawet nie było czasu na myślenie o tym, czego jeszcze brakuje, czego jeszcze by się chciało...
Wiecie, w poprzednich latach byłam biedniejsza, niespełniona, miałam różne problemy, ale miałam też przyjaciół. W tym roku wiodło mi się dobrze i nie miałam większych zmartwień, ale jakoś tak często nie miałam z kim dzielić tego szczęścia.
Chyba każdy ma w życiu taki moment, kiedy wydaje się, że dosłownie wszyscy przyjaciele zapominają o nim i znikają z jego życia. Zawsze myślałam, że osoby, którym się to przydarza, w jakiś sposób same to na siebie ściągają, np. poprzez niewłaściwe traktowanie przyjaciół. Teraz sama tego doświadczam i naprawdę nie wiem, czym zawiniłam. Czy naprawdę chodzi tylko o brak czasu? Czy faktycznie wszyscy pracują teraz od rana do wieczora, siedem dni w tygodniu, a tylko ja jedna potrafię znaleźć od czasu do czasu chwilę na spotkanie z kimś znajomym?
Bolą mnie i uwierają pewne rzeczy, o których nie wypada pisać publicznie. Również takie, o których dawno nie myślałam. To był specyficzny rok. Powiedzmy, że nie mogłam się powstrzymać od wyobrażania sobie, jakby to było być kimś innym: łatwiejszym w obsłudze, bardziej udanym, bardziej akceptowanym.
Wiem, że takie zmartwienia to żadne zmartwienia. Wiem, że świadczą tylko o tym, że naprawdę nie miałam poważniejszych problemów, którymi mogłabym się przejmować. Jednak było ich w tym roku trochę za dużo. Trudno o nich nie myśleć teraz, gdy staram się podsumować miniony rok.
Plany na rok 2019.
To już czas na postanowienia? :) Może jeszcze chwilkę z nimi poczekam...
Ciężko coś zaplanować przy dwójce małych dzieci. Zwłaszcza gdy okazało się, że te dzieci potrafią łapać choroby od innych dzieci i lądować w szpitalu. Nawet nie wiecie, ile miałam pomysłów na grudzień, na Święta... Ale już mniejsza z tym. Prawdą jednak jest, że nie wiem, co będę robiła przez najbliższe miesiące. Poza, oczywiście, opieką nad maluchami.
Na pewno zamierzam pisać. Dawno - a może jeszcze nigdy? - nie miałam w sobie takiego zapału do pisania. Któregoś dnia przypomniał mi się stary, zarzucony pomysł na książkę - jeszcze z czasów, kiedy byłam nastolatką zafascynowaną wielkimi dziełami światowej literatury. Dotarło do mnie, że to był bardzo dobry pomysł i postanowiłam do niego wrócić. Pewnie realizacja tego planu zajmie mi kilka lat - ale jakie piękne będą te lata!
Zamierzam w miarę możliwości wrócić do zdjęć. Pewnie będę pozować bardzo sporadycznie, raz na jakiś czas, kiedy uda mi się zapewnić opiekę chłopakom. Nie chcę jeszcze jednak z tego rezygnować. Jeszcze za dużo pomysłów czeka na realizację :)
No i na pewno zamierzam nadal prowadzić blog. Wiecie już, że nawet w moim codziennym zabieganiu potrafię znaleźć czas na publikowanie nowych tekstów, zatem bez obaw :) Bądźcie pewni, że tu będę. Zapraszam!