sobota, 20 czerwca 2020

Moje dziecko powiedziało, moje dziecko zrobiło #3



Jest pewna rzecz, którą musicie wiedzieć o życiu w siódemkę (przypominam: czworo ludzi, trzy zwierzaki). Nasza codzienność jest jedną wielką przygodą!

Rytuały.


Rytuały poranne to, jak wiadomo, rzecz święta. Nie śmiałabym z tym dyskutować. Wiecie, co Robert musi, ale to musi zrobić każdego ranka? Musi przytulić każdą część garderoby, którą ma założyć. Przytulić spodenki, przytulić bluzę… To nie są zdawkowe uściski, każde przytulenie trwa odpowiednio długo i nieraz kończy się zaśnięciem ze spodenkami w czułych objęciach.

Przez pewien czas nie było mowy o umyciu zębów, jeśli nie poprzedziliśmy tej czynności dopasowaną tematycznie piosenką śpiewaną z podziałem na role :D

Rytuały przed snem są różne, zmieniają się w zależności od potrzeb. Czasem śpiewamy kołysanki. Najbardziej jednak rozczula mnie, gdy Robert wylicza (z moją drobną pomocą) wszystkie znane mu zwierzątka, które razem z nim idą spać. Małpeczka idzie spać, lew idzie spać, misio idzie spać… Czasem oprócz zwierzątek w zestawieniu pojawia się np. samochodzik albo traktor.

Co jest najlepszą zabawą?


Ostatnio atrakcją dnia jest rzucanie i odbijanie piłki, przy czym w zależności od humoru piłkę można odbić rękami, głową albo pupą. Michałek też z radością bierze udział w zabawie :) Robert pięknie dziękuje mu za każdym razem, gdy dostanie od niego piłkę.

Ale tego typu standardowe zabawy to, oczywiście, jeszcze nie wszystko! Co jeszcze lubią robić dzieci w wolnym czasie?

  • Kręcić kluczem. Robert nie umie jeszcze otworzyć ani zamknąć drzwi, ale samo próbowanie sprawia mu ogromną frajdę.
  • Biegać po ogrodzie w tę i z powrotem z okrzykiem: Rakieta Robert! Doszłam już do takiej wprawy, że po ułożeniu rąk rozpoznaję, czy po ogrodzie biega właśnie Rakieta Robert, czy Samolot Robert, czy też może Helikopter Robert (wtedy rączki robią śmigło nad głową).
  • A czasem po łóżku skacze mi Super Szczur. Bywa, że w moim staniku na głowie – wygląda jak wielkie uszy.
  • Czasem bawimy się w spanie. Ho-pśśś, ho-pśśś,,, To jedna z moich ulubionych zabaw.
  • A czasem bawimy się w groźne lwy. Żebyście tylko słyszeli lwi ryk Michałka!
  • Skoro o nim mowa – Michał jest jedyną znaną mi osobą na świecie, która potrafi się sama połaskotać i mieć z tego radochę. Leży na plecach, przebiera paluszkami po brzuszku, powtarza gili-gili i śmieje się serdecznie. Robert próbuje tego samego, ale z użyciem mojej miękkiej szczotki do włosów. Po czym zaraz okazuje się, że większą frajdę stanowi jednak łaskotanie brata.

Mowa jest złotem.


Michał, wbrew przewidywaniom, nie zaczął wcześnie chodzić. Mniej więcej przez pół roku dreptał przy meblach, zanim odważył się na samodzielne kroki. Natomiast rozwój mowy to już inna sprawa :) Jeszcze przed wspomnianymi pierwszymi krokami, z jego ust wydobywały się prawdziwe zdania, między innymi: „Ja chcę to”, „Nie chcę mleko”, „Nie ma halo” (to o sąsiedzie, który miał usta zasłonięte maską), czy też „Ty siku”.
Hm, pozostawię Waszym domysłom, w jakich wielce komfortowych okolicznościach usłyszałam to ostatnie zdanie…

Robert rozkręcił się z mówieniem do tego stopnia, że teraz opowiada bajki. Najczęściej zaczynają się one od słów „Przez cały dzień…”, przeważnie wybuchają w nich pożary i sytuację ratuje Strażak Sam. We wczorajszej bajce pojawił się też konik, który stał się smokiem i był niegrzeczny, a na koniec (już po interwencji Sama) były kwiatki i wszyscy powiedzieli „papa!”. Mówię Wam, dawno żadna bajka mnie tak nie wzruszyła do łez.



Przyznam, że lubię czasem posprzeczać się z Robertem. Podoba mi się, jak stara się postawić na swoim, nawet gdy nie ma w tym zbyt wiele sensu. Tak jak wtedy, gdy umówiłam męża na wizytę u lekarza. Kiedy mówiłam przez telefon, że przyjmie go pani doktor Baranowska, mój starszy synek, który był wtedy ewidentnie w nastroju Doktora No, zaprotestował głośno: „NIE BARANOWSKA, TYLKO OWIECZKA!”. Podobno pani doktor bardzo się ucieszyła z nowego nazwiska :)

Dola małżeńska.


Wiecie, co mówią a propos pandemii? Że u bezdzietnych małżeństw będziemy teraz obserwować falę ciąż, a u małżeństw z dziećmi – falę rozwodów… My, co prawda, nie mamy najmniejszego zamiaru się rozwodzić, rozumiemy jednak bardzo dobrze, dlaczego nikt nie spodziewa się fali ciąż u małżeństw, które już mają dzieci. 

Oczywiście, moje stanowisko jest niezmienne, żadnych kolejnych ciąż nie planujemy tak czy inaczej, niemniej pewne czynności, które niekoniecznie muszą prowadzić do ciąży, nadal są dla nas wielce atrakcyjną formą spędzania czasu. O ile nikt nam w nich nie przeszkodzi…

Sytuacja 1. Dzieci śpią, ja gaszę światło i dyskretnie czmycham po schodach piętro wyżej, gdzie już czeka mąż. Robi się coraz milej, aż w kluczowym momencie słyszę nagle „Mamo, gdzie jesteś?”, a potem dwa głosiki płaczą rozpaczliwie unisono.

Sytuacja 2. Mąż dość zamaszystym gestem chwyta mnie nieco poniżej pleców. Całkiem to przyjemne, jednak Robert ma inne zdanie. Stanowczo odsuwa rękę męża i mówi: „Tato! Jesteś niegrzeczny! Bijesz mamę? Idziesz na karę!”.

Sytuacja 3, moja ulubiona. Mąż tańczy, wdzięczy się w ruchach godnych egzotycznego tancerza. Po chwili za jego plecami pojawia się Robert, wymachuje rączkami i nóżkami na wszystkie strony i woła: „Mama! Ja też chcę ta-ta-ra-ta!”. Koniec, kurtyna, nastrój ulega zmianie, to znaczy nadal jest świetny, ale trochę w inny sposób. No i możecie sobie wyobrazić, jak często i w jakich sytuacjach przypomina mi się teraz to ta-ta-ra-ta… :D

Jedno jest pewne: nudno to z nimi nigdy nie będzie!
Poprzednie anegdotki z naszego życia codziennego znajdziecie tutaj i tutaj.

czwartek, 4 czerwca 2020

Pamiętam



Pamiętam nasz taniec.

Królowa parkietu była ze mnie wówczas żadna, jak i przez większość mojego życia, więc nic dziwnego, że zapamiętałam taniec z chłopakiem. To nie zdarzało się często. A Ty miałeś w sobie coś, co intrygowało mnie od samego początku naszej znajomości.

I odprowadziłeś mnie na autobus. Prawdopodobnie nie było to dla Ciebie nic szczególnego, po prostu zadbałeś o bezpieczeństwo szurniętej małolaty. Nie miałeś pojęcia, że dałeś mi w tamtej chwili prezent na całe życie. Dałeś mi wspomnienie. To był mój bal Kopciuszka, moja pierwsza wielka impreza, na której poczułam prawdziwy smak bycia nastolatką. Bez alkoholu, ale i tak zaszumiało mi w głowie.

Nie mogę powiedzieć, żeby połączyła nas wybitnie bliska relacja, niemniej szczerze Cię lubiłam, o czym raczej wiedziałeś. Miałam też wrażenie, że widzisz mnie nieco inaczej niż wszyscy, widziałeś prawdziwą osobę pod nastolatką, która miotała się i gubiła w tym, kim jest i kim chciałaby być. W każdym razie zawsze byłeś dla mnie miły.

Potem nie widziałam Cię przez lata. Nie mam pojęcia, co się stało. Jedyna osoba, która próbowała porozmawiać ze mną o Tobie, przedstawiła sprawę w taki sposób, że właściwie to nie ma czego żałować, i tak nie byłoby z Ciebie nic dobrego. W sumie mam do niej o to żal.

***

Pamiętam Twój śmiech.

Często się razem śmiałyśmy, choć zdarzały się nam również poważne rozmowy. Chyba nie pamiętam Ciebie smutnej.

Byłaś genialna, i szokująco przy tym skromna. Gigantyczny mózg w delikatnej, dziewczęcej głowie. I kompletnie nie umiałaś śpiewać. Daruj, że pamiętam taką rzecz, ale byłaś jedną z zaledwie trzech znanych mi osób, które nie potrafiły powtórzyć najprostszej melodii. To też swego rodzaju wyjątkowość i tylko w ten sposób na to patrzyłam.

Pamiętam, jak mocno się zaangażowałaś, by pogodzić mnie z jednym naszym wspólnym znajomym. 

Kazanie na temat niejedzenia obiadów, które od Ciebie usłyszałam, też oczywiście pamiętam. Bardzo chciałabym Ci powiedzieć, że już dotarło do mnie to, co chciałaś mi przekazać... Ale niektórym ludziom naprawdę ciężko przyznać się do błędu, nawet po latach. Przyjmij po prostu, że doceniam troskę.

Byłaś chyba najbardziej delikatną osobą, jaką znałam. Dziewczyną-dzieckiem. Jasne, że wszyscy byliśmy wtedy bardzo młodzi, ale Twoja dziecięcość szczególnie rzucała się w oczy. Przypuszczam, że zachowałaś ją do końca.

***

Pamiętam Twój entuzjazm.

Wszystko w Tobie krzyczało: kocham to, co robię! Nic dziwnego, że mnie przekonałeś. Chciałam nauczyć się tego, co wychodziło Ci tak świetnie, chciałam iść po Twoich śladach.

Nadal czerpię z niektórych rzeczy, których mnie nauczyłeś. Gdy coś mi się nie udaje, pamiętam, jak patrzyłeś na mnie z podziwem i gratulowałeś mi, że się nie poddałam. Wytłumaczyłeś mi wtedy, że niepowodzenia często nie są naszą winą, że najlepsze, co można zrobić, to próbować dalej, do skutku.

Chciałabym Ci powiedzieć, że to właśnie robię: próbuję do skutku. Choć już w innych barwach, w sumie w moich własnych. Nie wyszło mi tam, gdzie się spotkaliśmy. Potwornie mi nie wyszło. Ale dalej tu jestem. Ty nie.

***

Nie myślę o Was często, darujcie, rzadko spoglądam tam, gdzie zostaliście. Życie zmusza do patrzenia przed siebie. Ale kiedy przypominacie mi się, tak jak dzisiaj, zawsze zadziwia mnie świadomość, że już Was nie ma. Jak to? Przecież byliście. 

Was nie ma, a ja nadal jestem. Niesamowite, nie? Słuchajcie, nadal tu jestem! Mam trzydzieści trzy lata, nieźle, co? Kiedyś nie spodziewałam się, że starczy mi paliwa na taką długą trasę. 

Wiem, że nie mogłam pomóc nikomu z Was. Nie było mnie w pobliżu. Nawet gdybym chciała ratować życia, nie da się bezustannie czuwać nad wszystkimi poznanymi przez siebie ludźmi. Skąd mogłabym wiedzieć, że to o Was trzeba się zatroszczyć bardziej niż o innych? Po czym miałam to poznać? Po łobuzerskim uśmiechu? Zaangażowaniu? Pasji w oczach?

Może ktoś mógł coś zrobić. A może nie, w końcu nikt nie pomógł.


Nigdy nie jest tak, że nie obchodzisz nikogo. Na zawsze zapamiętam tych ludzi, choć pojawili się w moim życiu na chwilę. I z całą pewnością nie tylko ja o nich pamiętam.