wtorek, 29 grudnia 2020

Żużlowersum Joanny Krystyny Radosz - pasja, talent i bohaterowie, których się kocha


Zdradzę Wam pewien sekret. Jeśli przeczytacie jedną książkę Joanny Krystyny Radosz, będziecie musieli sięgnąć po kolejną.

Znaczy, wiadomo. Nikt do niczego Was nie zmusza :) Ale przeczytanie przynajmniej dwóch książek tej autorki pozwoli Wam dostrzec pełniej i wyraźniej, z jak przemyślanym uniwersum macie do czynienia. Tam nic się nie dzieje przypadkowo. Nie ma nieważnych, epizodycznych postaci - ktoś, kto w jednym tekście wydaje się barwnym dodatkiem do drugiego planu, w następnym okazuje się mieć własną, rozbudowaną historię, całkowicie spójną ze wszystkim, co do tej pory o nim przeczytaliście. Możecie też trafić w dwóch różnych tekstach na opis dokładnie tego samego zdarzenia - ale ukazanego z innej perspektywy, w innym kontekście, z naciskiem położonym na inne szczegóły. Czy to nie jest niezwykłe?

Dlatego postanowiłam podzielić się z Wami wrażeniami po przeczytaniu nie jednej, a dwóch książek. Przyznam też, że jestem wielbicielką talentu Joanny już od pewnego czasu, miałam przyjemność czytać również fragmenty jej niewydanych jeszcze książek, dostępne na fanpage'u autorki oraz na Wattpadzie. Mam swoje ulubione wątki i ulubionych bohaterów, jednym słowem - żużlowersum całkowicie mnie pochłonęło :)

Żużlowersum, czyli żużlowe uniwersum

Akcja obu książek, jak i większości tekstów autorki, toczy się w środowisku związanym ze sportem żużlowym - zawodników, trenerów, mechaników, kibiców. Czy to już czas na wyznanie, jak wiele wspólnego mam z żużlem ja, zafascynowana czytelniczka powieści i opowiadań o żużlowcach? Niewiele :) Nic. Kompletnie się na tym nie znam. Na motorze siedziałam raz w życiu, przez jakieś kilka sekund, i prawie go wtedy zepsułam. Na zawodach nie byłam ani razu. Jedyny (autentyczny) zawodnik, jakiego kojarzę, to Tomasz Gollob. Jeśli wiem o tym sporcie cokolwiek więcej, dowiedziałam się tego z twórczości Joanny.

Magia autorki polega na tym, że nie trzeba wiedzieć nic o żużlu, nie trzeba nawet go lubić (choć po lekturze pewnie go polubicie, słowo daję!), by dać się porwać historii. Bo opisani przez nią żużlowcy to przede wszystkim ludzie, z rozbudowaną psychiką, z motywacjami, z wadami i zaletami, żywi, prawdziwi, warci tego, by ich poznać i pokochać, a czasami powściekać się na nich. Spójni, wyraziści, kryjący w sobie mnóstwo zagadek, nieraz zupełnie inni niż wydają się na pierwszy rzut oka. Jak mówi notka na tylnej stronie okładki "Czarnej książki. Zostać mistrzem": Zdarza się bowiem, że to wcale nie na torze odjeżdżają swój najważniejszy wyścig. 

"Czarna książka. Zostać mistrzem"

To zbiór jedenastu opowiadań. Choć tematyka każdego z nich kręci się wokół żużla, same teksty są bardzo różnorodne. Różnią się narracją, nastrojem, nieraz uzupełniają się, dopowiadają historię rozpoczętą w poprzednim opowiadaniu, ukazują inną perspektywę. Wielką niespodzianką było dla mnie opowiadanie gościnne autorstwa Zuzanny Śliwy, "Święto bajora" - a najbardziej zaskoczyło mnie, jak znakomicie wkomponowało się ono w całość zbioru. Prawdopodobnie nie rozpoznałabym, że napisała je inna osoba, gdybym o tym nie wiedziała.

Wbrew pozorom, wybór ulubionego tekstu spośród jedenastu równie świetnych, nie jest wcale trudny. Jak już wspomniałam, są w twórczości Joanny postacie i wątki, do których przywiązałam się bardziej niż do innych. Dlatego moim ulubionym opowiadaniem jest "Życie po", a zaraz za nim opowiadanie tytułowe "Zostać mistrzem". Oba zawierają najbardziej wzruszające sceny w całym zbiorze i przypominają, że ten piękny sport, o którym czytamy, jest też niezwykle niebezpieczny.

Bardzo lubię też trzymające w napięciu opowiadanie "Kosa albo wszyscy skończymy tak samo", a także opowieść o ambitnej zawodniczce Adelinie, "Cudza wojna". Jeszcze bardziej doceniłam oba, gdy przeczytałam powieść Joanny, "Szkołę wyprzedzania", o której opowiem Wam w dalszej części tego wpisu :)

Ale co sprawia, że opowiadania Joanny czyta się tak znakomicie? Moim zdaniem, dwa kluczowe elementy przesądzają o sukcesie. Po pierwsze, język. Gdybym miała określić go jednym przymiotnikiem, powiedziałabym, ze jest bogaty. Autorka tworzy rozbudowane zdania, za pomocą słów doskonale maluje świat swoich bohaterów, oddaje klimat miejsc, o których czytamy, pozwala nam poznać charakterystyczne cechy zarówno głównych postaci, jak i tych pozornie mniej znaczących (pisałam już, dlaczego uważam, że w żużlowersum nie ma epizodycznych postaci). Zwraca uwagę na detale. 

Po drugie, znajomość psychiki ludzkiej. Panuje pewne przekonanie, że pisarki, zwłaszcza młode, nie potrafią w sposób wiarygodny oddać męskiej perspektywy. Joanna udowadnia, że to bzdury. Tworzeni przez nią bohaterowie są spójni, autentyczni i budzą emocje. Każdy ma swój charakter, narracja zmienia się w zależności od tego, przez czyje oczy patrzymy na opisywane wydarzenia.

Czasem można się pośmiać:

" - Panie Wacławie, mogę prosić o autograf? Uwielbiam pana!

Podnosi wzrok i widzi czerwoną z przejęcia kelnerkę, młodą, zbyt młodą, żeby pamiętała go z toru.

- To ja powinienem brać autograf od pani - mówi z olśniewającym uśmiechem. - Pani przynajmniej wykonuje ważną społecznie pracę, a ja najpierw przez lata jeździłem bez sensu w kółko, a teraz zabijam czas, tłumacząc innym, że jeżdżą w kółko nie tak jak trzeba."

Czasem można się wzruszyć:

" (...) Taksówkarz obrzucił badawczym spojrzeniem jego nieszczęsny nos, krew na koszuli i pokryte tatuażami ciało, po czym pokiwał ze zrozumieniem głową.

- Była chociaż tego warta?

- Nawet nie masz pojęcia jak bardzo."

Jedno jest pewno - ciężko oderwać się od czytania!

"Szkoła wyprzedzania"

Od tej powieści, podobnie jak od wspomnianych wyżej opowiadań, ciężko się oderwać. Czasem jednak trzeba - to cudo liczy sobie 535 stron. Pomimo takiej objętości, w książce nie ma dłużyzn, niepotrzebnych fragmentów, a historia wciąga od pierwszych scen.

Główny bohater, Dymitr, jest prezesem klubu żużlowego i przybranym ojcem Emila, młodego obiecującego żużlowca. Obu tych panów, szczególnie Emila, mieliśmy już okazję poznać dzięki opowiadaniom zawartych w "Czarnej książce. Zostać mistrzem". To jak spotkanie ze starymi znajomymi, a co więcej, powieść pozwala poznać lepiej ich relację, trudną przeszłość, wspólne doświadczenia. Widzimy pełniejszy, bardziej kompletny obraz.

Emil w "Szkole wyprzedzania" jest jeszcze nastolatkiem, ale nieraz wykazuje się większą dojrzałością niż jego opiekun. Samego Dymitra pokochałam od pierwszych stron, ale też wielokrotnie miałam ochotę bardzo mocno nim potrząsnąć, zwłaszcza wtedy, gdy zachowywał się jak idiota w relacji z Nataszą, dość zagadkową młodą psycholożką pomagającą zawodnikom.

Historia zaczyna się w chwili, gdy umiera ojciec Dymitra, potężny petersburski oligarcha. Dymitr nie opłakuje zmarłego - przez całe życie czuł się odtrącony jako gorszy syn. Nie spodziewa się cennego spadku. Kiedy otrzymuje kluczyk do tajemniczej skrytki, w pierwszej chwili nie zamierza z niego skorzystać. Wkrótce jednak okazuje się, że ktoś śledzi Dymitra i jego bliskich, jego życiu zaczyna zagrażać niebezpieczeństwo. Najwyraźniej w skrytce znajduje się coś cennego, a bohater miał dotąd bardzo mgliste pojęcie o tym, czym naprawdę zajmował się jego ojciec i jak daleko sięgały jego wpływy.

Wątek kryminalny przeplata się z obyczajowymi, bardzo silnie zarysowana i chwytająca za serce relacja Dymitra z przybranym synem staje się siłą napędową akcji, podobnie jak subtelny wątek romantyczny związany z postacią Nataszy. Klub żużlowy w tej historii jest raczej na drugim planie, niemniej odmalowany barwnie i wyraziście, a wśród zawodników spotykamy więcej znajomych z "Czarnej książki. Zostać mistrzem", w tym mojego ulubieńca Pettera Lindmanna. Ten łobuz pojawia się względnie rzadko i chyba przede wszystkim po to, by na chwilę rozbawić czytelnika. Tak czy inaczej, nie da się go przegapić.

Rozwiązanie głównej zagadki fabularnej zaskoczyło mnie aż dwukrotnie. Nie chcę oceniać wiarygodności zdarzeń. Motywy postępowania rosyjskich miliarderów to nie jest tematyka, w której mogłabym uważać się za znawczynię, a fikcja jest fikcją i nieprzewidywalne zwroty akcji bez wątpienia jej służą. Prawdopodobieństwo psychologiczne głównych bohaterów historii jest, jak zwykle u tej autorki, jednym z największych atutów.

Ostatnia scena książki zdaje się otwierać nowy wątek. To rodzi nadzieję, że może autorka zamierza napisać kontynuację "Szkoły wyprzedzania"... Czy tak jest w istocie? To się okaże :) Sama scena natomiast pojawiła się już wcześniej, choć widziana z zupełnie innej perspektywy - we wspomnianym wcześniej opowiadaniu "Cudza wojna"! Za to przeplatanie się i zazębianie scen i wątków uwielbiam pisarską twórczość Joanny Krystyny Radosz. Mam nadzieję przeczytać jeszcze wiele jej tekstów i nieraz cieszyć się na widok starych znajomych w nowych scenach.


6 komentarzy:

  1. Czarna książka. Zostań mistrzem jest cudowna <3 U mnie też pojawi się niedługo recenzja. A Szkołę wyprzedzania muszę przeczytać. Z wieloma sprawami się zgadzam i też uwielbiam to, co Joasia pisze. Moje odkrycie roku <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu się zgadzamy :) Bardzo jestem ciekawa Twoich wrażeń!

      Usuń
  2. Idealna książka dla mnie, w końcu przez ponad 25 lat mieszkałam w Toruniu i niejako wychowałam się na żużlu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie prowadzony blog, brawo dziewczyno.

    OdpowiedzUsuń